Nasz kolejny przystanek to wyspa
Penang, a konkretniej George Town, w Malezji oczywiście. Jeśli ktoś
śledzi nasze podróże, to być może pamięta, że byliśmy tutaj
podczas naszej pierwszej azjatyckiej wyprawy trzy lata temu. Mieliśmy
wtedy w planie zatrzymać się na jakieś trzy dni a zostaliśmy o
ile pamiętam dziesięć, tak nas to miejsce zauroczyło i ujęło.
Nie będę się zbytnio rozpisywać o historyczno-kulturalnych
walorach tego miasta, bo to łatwo sobie wyszukać w sieci. Bardziej
chciałabym pisać o naszych doznaniach kulinarnych i o tym jak
postrzegamy to miejsce po raz kolejny, a pewne zmiany zaszły. Nie
mogę nie wspomnieć, że Penang uważany jest przez wielu za jedną
z kulinarnych stolic Azji i nawet nie chodzi tu o ilość miejsc
gdzie można zjeść, bo zasadniczo prawie na każdym rogu spotkać
można ulicznych sprzedawców rozmaitych dań i specjałów, a
bardziej o fakt, że wyspa ta dała początek unikalnej kuchni
powstałej z przeplatania się różnych kultur i narodów, które tu
osiadły. Dziś nazwalibyśmy taką kuchnię „fusion”. A
wylądowali tu Anglicy, Chińczycy, Hindusi, Indonezyjczycy i
oczywiście Malajowie. Powstał tygiel, w którym rozwijał się
bujnie handel, kultura i oczywiście kuchnia. Samo George Town kilka
lat temu zostało wpisane na listę UNESCO i przyciąga coraz szersze
rzesze turystów. Nam szczególnie trudno się oprzeć urokowi
uliczek, pięknych domów i świątyń (hinduistycznych, chińskich,
chrześcijańskich czy meczetów), tej fascynującej mieszanki.
Szczególnie lubię spacerować pod wieczór, gdy słońce jest już
nisko i ciepłymi promieniami oświetla to miasto. Z jednej strony
słychać muezzina nawołującego do modlitwy a z drugiej dobiega z
głośników muzyka rodem z Bollywood. Zapachy curry mieszają się z
kadzidłami. Jednej chwili jest się w Indiach a za chwilę w
Chinach.
Co do zmian to w ciągu ostatnich
trzech lat to otworzono w końcu po remoncie kolejkę na Penang Hill
(choć kosztuje teraz 30 RM a nie jak kiedyś 1 czy 2 RM), na ulicach
pojawiły się ciekawe jakby instalacje metalowe, które w ciekawy i
często wesoły sposób informują o różnych ciekawostkach oraz w
wielu miejscach artyści wykonali ciekawe malowidła czy instalacje.
Wydano nawet specjalną mapę, na której zaznaczone są wszystkie
punkty w mieście, gdzie napotkać można „street art”. Bardzo
nam się ten pomysł spodobał.
A co do kulinariów, jak widać na
zdjęciach znowu pofolgowaliśmy sobie (i cały czas to czynimy). Na
górze zdjęcie jednego z popularnych tutaj deserów „ais kacang”
czyli zmielony lód polany syropem z dodatkiem różnych żelek,
fasoli i kukurydzy. Nie obeszło się bez różnych zup :-)
Generalnie z makaronem i różnymi dodatkami, jest ich tu całe
mnóstwo, różnią się smakiem, kolorem i wkładką, aż trudno
wyliczyć tutaj wszystkie. Zjedliśmy też rewelacyjną rybę
(płaszczkę) grillowaną w liściu bananowym, z ostrymi sosami,
tutejszą klasykę czyli „Nasi Kendar” - ryż z różnymi curry,
zupę „porridge”, jakby kleik ryżowy z najróżniejszymi
dodatkami (to bardzo popularne danie na śniadanie), zjedliśmy też
oczywiście południowo-indyjską dosę i kolejny tutejszy specjał:
„Beef Rendang” i „Chicken Kapitan”. Jesteśmy tutaj do
poniedziałku i postaram się wrzucić jeszcze jedne wpis z tego
wyjątkowego miejsca.
We arrived back in Penang
after a three year gap. Originally when we came we planned to stay
only three days but found it such a fascinating place that we stayed
for ten. This time we booked for the straight eight days in the same
hotel as before. There are a few changes in George Town, a lot more
of the old traditional shop houses have disappeared and amany more
are very run down. There are still lots of building going on,
specially in the less developed areas of the island with luxury high
rise appartments and very very nice estates with modern design
houses. I am not going to say too much ab out the history as we
covered most of it the last time we were here, but if anybody is
interested it is easy to find it on the net. Penang is classed as one
of the foodie places to visit with its mixture of Malay, Chinese,
Indian and Nyonya food, which in itself is a fusion between the
Chineese who came here to work early in its history and married into
Malay families. They still have the Penang food trail map but the
number of food outlets includen in the map seems to have grown since
we were last here. Once again we have tried for breakfast „Roti
Canai” in a couple of different muslim and indian restaurants,
porridge (congee) from a stall on the local market, a number of
different noodle soups, rice dishes (Beef Rendang, Chicken Kapitan,
Nasi Kandar), we even found quite by chance a lok lok stand which is
various titbits (fish, prawns, vegetables, meat, eggs etc) on sqewers
with different colour on the ends which denotes their price. Some
already cooked and the others you coon yourself in a vat of boiling
stock. You grab a plate of the lady, put on your preffered sauce and
away you go. You save the sqewers which you give to the lady when you
finished eating and she tots up the price according to the color on
the end of each sqewer. Needless to say it is wonderfully tasty and
fantsatically cheap. Again this time we took a weekly bus pass and
either walk or go everywhere by local bus. In 2012 George Town
celebrated the „George Town” Festival. As part of the Festival 18
large murals were painted by a local armenian artist in and around
the center. Also since we were last here over 50 black metal wire
type instalations appeared on the streets, fixed to the buildings,
depicting some aspects of what went on in particular places. For
example near our hotel on a wall there is one talking about Jimmy
Choo, the now very famous and rich shoe designer, who apparently
learned his trade very near to where we are staying. It is a
fascinating city with its mixture of cultures, on one corner a mosque
with a muezzin calling the faithful to pray, on the other corner
chinese temple and a bit further down a hindu temple and Bollywood
style music blasting out from Little India.
We are here till Monday
and hopefully will manage to put another entry.
Parę fotek sztuki ulicznej / photos of some new street art
I instalacje z różnymi ciekawostkami - np. koło naszego hotelu uczył się fachu słynny projektant butów Jimmy Choo :-)
A poniżej rózne lokalne specjały, którymi się raczymy / Below some of our meals :-)
Zupki Koay Teow / Koay Teow soups:
Zupa ryżowa - tzw. Rice Porridge lub Congee
I pan, który od lat w tym samym miejscu na lokalnym targu przygotowuje co rano tę zupkę / Porridge maker from the local market
Zupki z gęsią i z kurczakiem / soups with goose and chicken
I płaszczka / Grilled skate wings
Beef Rendang, Chicken Kapitan i Biryani
Masala Dosa
Nasi Kendar
I "lok lok", malutkie szaszłyczki ze wszystkiego dosłownie / Lok Lok
Mniam, bardzo smakowicie wszystko wygląda, no może poza kleikiem ryżowym ;)
ReplyDeleteBasik, zapewniam Cię, że kleik z wkładką jest doskonały!
Deletesame pyszności - ale narobiłaś mi znowu smaka na Azję
ReplyDeletez pozdrowieniami, El
Ella, wiem jak to jest, my też w domu wspominamy te różne smakowitości z nostalgią :-)
Delete