Przepisy

13 February 2014

Penang


Nasz kolejny przystanek to wyspa Penang, a konkretniej George Town, w Malezji oczywiście. Jeśli ktoś śledzi nasze podróże, to być może pamięta, że byliśmy tutaj podczas naszej pierwszej azjatyckiej wyprawy trzy lata temu. Mieliśmy wtedy w planie zatrzymać się na jakieś trzy dni a zostaliśmy o ile pamiętam dziesięć, tak nas to miejsce zauroczyło i ujęło. Nie będę się zbytnio rozpisywać o historyczno-kulturalnych walorach tego miasta, bo to łatwo sobie wyszukać w sieci. Bardziej chciałabym pisać o naszych doznaniach kulinarnych i o tym jak postrzegamy to miejsce po raz kolejny, a pewne zmiany zaszły. Nie mogę nie wspomnieć, że Penang uważany jest przez wielu za jedną z kulinarnych stolic Azji i nawet nie chodzi tu o ilość miejsc gdzie można zjeść, bo zasadniczo prawie na każdym rogu spotkać można ulicznych sprzedawców rozmaitych dań i specjałów, a bardziej o fakt, że wyspa ta dała początek unikalnej kuchni powstałej z przeplatania się różnych kultur i narodów, które tu osiadły. Dziś nazwalibyśmy taką kuchnię „fusion”. A wylądowali tu Anglicy, Chińczycy, Hindusi, Indonezyjczycy i oczywiście Malajowie. Powstał tygiel, w którym rozwijał się bujnie handel, kultura i oczywiście kuchnia. Samo George Town kilka lat temu zostało wpisane na listę UNESCO i przyciąga coraz szersze rzesze turystów. Nam szczególnie trudno się oprzeć urokowi uliczek, pięknych domów i świątyń (hinduistycznych, chińskich, chrześcijańskich czy meczetów), tej fascynującej mieszanki. Szczególnie lubię spacerować pod wieczór, gdy słońce jest już nisko i ciepłymi promieniami oświetla to miasto. Z jednej strony słychać muezzina nawołującego do modlitwy a z drugiej dobiega z głośników muzyka rodem z Bollywood. Zapachy curry mieszają się z kadzidłami. Jednej chwili jest się w Indiach a za chwilę w Chinach.
Co do zmian to w ciągu ostatnich trzech lat to otworzono w końcu po remoncie kolejkę na Penang Hill (choć kosztuje teraz 30 RM a nie jak kiedyś 1 czy 2 RM), na ulicach pojawiły się ciekawe jakby instalacje metalowe, które w ciekawy i często wesoły sposób informują o różnych ciekawostkach oraz w wielu miejscach artyści wykonali ciekawe malowidła czy instalacje. Wydano nawet specjalną mapę, na której zaznaczone są wszystkie punkty w mieście, gdzie napotkać można „street art”. Bardzo nam się ten pomysł spodobał.
A co do kulinariów, jak widać na zdjęciach znowu pofolgowaliśmy sobie (i cały czas to czynimy). Na górze zdjęcie jednego z popularnych tutaj deserów „ais kacang” czyli zmielony lód polany syropem z dodatkiem różnych żelek, fasoli i kukurydzy. Nie obeszło się bez różnych zup :-) Generalnie z makaronem i różnymi dodatkami, jest ich tu całe mnóstwo, różnią się smakiem, kolorem i wkładką, aż trudno wyliczyć tutaj wszystkie. Zjedliśmy też rewelacyjną rybę (płaszczkę) grillowaną w liściu bananowym, z ostrymi sosami, tutejszą klasykę czyli „Nasi Kendar” - ryż z różnymi curry, zupę „porridge”, jakby kleik ryżowy z najróżniejszymi dodatkami (to bardzo popularne danie na śniadanie), zjedliśmy też oczywiście południowo-indyjską dosę i kolejny tutejszy specjał: „Beef Rendang” i „Chicken Kapitan”. Jesteśmy tutaj do poniedziałku i postaram się wrzucić jeszcze jedne wpis z tego wyjątkowego miejsca.



We arrived back in Penang after a three year gap. Originally when we came we planned to stay only three days but found it such a fascinating place that we stayed for ten. This time we booked for the straight eight days in the same hotel as before. There are a few changes in George Town, a lot more of the old traditional shop houses have disappeared and amany more are very run down. There are still lots of building going on, specially in the less developed areas of the island with luxury high rise appartments and very very nice estates with modern design houses. I am not going to say too much ab out the history as we covered most of it the last time we were here, but if anybody is interested it is easy to find it on the net. Penang is classed as one of the foodie places to visit with its mixture of Malay, Chinese, Indian and Nyonya food, which in itself is a fusion between the Chineese who came here to work early in its history and married into Malay families. They still have the Penang food trail map but the number of food outlets includen in the map seems to have grown since we were last here. Once again we have tried for breakfast „Roti Canai” in a couple of different muslim and indian restaurants, porridge (congee) from a stall on the local market, a number of different noodle soups, rice dishes (Beef Rendang, Chicken Kapitan, Nasi Kandar), we even found quite by chance a lok lok stand which is various titbits (fish, prawns, vegetables, meat, eggs etc) on sqewers with different colour on the ends which denotes their price. Some already cooked and the others you coon yourself in a vat of boiling stock. You grab a plate of the lady, put on your preffered sauce and away you go. You save the sqewers which you give to the lady when you finished eating and she tots up the price according to the color on the end of each sqewer. Needless to say it is wonderfully tasty and fantsatically cheap. Again this time we took a weekly bus pass and either walk or go everywhere by local bus. In 2012 George Town celebrated the „George Town” Festival. As part of the Festival 18 large murals were painted by a local armenian artist in and around the center. Also since we were last here over 50 black metal wire type instalations appeared on the streets, fixed to the buildings, depicting some aspects of what went on in particular places. For example near our hotel on a wall there is one talking about Jimmy Choo, the now very famous and rich shoe designer, who apparently learned his trade very near to where we are staying. It is a fascinating city with its mixture of cultures, on one corner a mosque with a muezzin calling the faithful to pray, on the other corner chinese temple and a bit further down a hindu temple and Bollywood style music blasting out from Little India.
We are here till Monday and hopefully will manage to put another entry.

Parę fotek sztuki ulicznej / photos of some new street art







I instalacje z różnymi ciekawostkami - np. koło naszego hotelu uczył się fachu słynny projektant butów Jimmy Choo :-)


A poniżej rózne lokalne specjały, którymi się raczymy / Below some of our meals :-)
Zupki Koay Teow / Koay Teow soups:



Zupa ryżowa - tzw.  Rice Porridge lub Congee


I pan, który od lat w tym samym miejscu na lokalnym targu przygotowuje co rano tę zupkę / Porridge maker from the local market



Zupki z gęsią i z kurczakiem / soups with goose and chicken



I płaszczka / Grilled skate wings



Beef Rendang, Chicken Kapitan i Biryani


Masala Dosa


Nasi Kendar


I "lok lok", malutkie szaszłyczki ze wszystkiego dosłownie / Lok Lok


4 comments:

  1. Mniam, bardzo smakowicie wszystko wygląda, no może poza kleikiem ryżowym ;)

    ReplyDelete
    Replies
    1. Basik, zapewniam Cię, że kleik z wkładką jest doskonały!

      Delete
  2. same pyszności - ale narobiłaś mi znowu smaka na Azję
    z pozdrowieniami, El

    ReplyDelete
    Replies
    1. Ella, wiem jak to jest, my też w domu wspominamy te różne smakowitości z nostalgią :-)

      Delete