Zmiana planów! Po przyjeździe wczoraj w południe do Chiang Rai postanowiliśmy, że wybierzemy się na 2 noce w okoliczne wzgórza by być bliżej natury i odwiedzić kilka wiosek zamieszkałych przez plemiona górskie. W Tajlandii (podobnie w Laosie czy Wietnamie) tereny górskie (nie są to wielkie góry – ok. 1500 m npm) zamieszkują liczne plemiona. W Tajlandii jest ich kilkanaście, część rdzennych, część przybyło z Birmy. Wyruszyliśmy wczoraj po południu, i po około jedno godzinnej jeździe (około 25 km od Chiang Raj) przyjechaliśmy do wioski plemienia Akha (przybyli z Birmy), w której się zatrzymaliśmy. Dookoła nas zalesione wzgórza, słychać szum strumyka w dole i spacerem można odwiedzić kilka wiosek innych plemion – Lahu, Lisu, Shan oraz wioskę Chińską. Piękne widoki, cisza i spokój – tego nam brakowało przez ostatnie parę dni.
Zamieszkaliśmy w bungalowie, bardzo prostym, zbitym po prostu z desek, bez żadnych specjalnych luksusów (jest ciepła woda do mycia się!!!). Noc była raczej chłodna, powietrze rześkie, więc spaliśmy rewelacyjnie! Spróbowałam lokalnej kuchni – zupę z melona na mleku kokosowym – delikatnie słodka, gorąca, bardzo mi smakowała, kupiliśmy też wczoraj po drodze owoce passiflory (maracuji) - na zdjęciu powyżej i mieliśmy dziś w sam raz na lunch. Rano wybraliśmy się na spacer po okolicy. Ludzie żyją tu bardzo prosto, choć cywilizacja dotarła pod postacią telewizji (większość domów ma anteny satelitarne – inaczej nie byliby w stanie odebrać sygnału telewizyjnego). Dookoła na wzgórzach rozciągają się plantacje herbaty, w wiosce poniżej jest szkoła i jeden malutki sklepik. Ludzie hodują tutaj kury, świnie, mają różne drzewa owocowe i myślę, że część z nich emigruje do pracy do pobliskiego Chiang Rai. Coraz więcej nowych domów, mniej tradycyjnych. Te oryginalne budowane są na palach (co zapobiega ich podmyciu w czasie pory deszczowej), około 1 i 1/2 do 2 metrów nad ziemią. Pod takim domem, toczy się codzienne życie. Buduje się coraz więcej prawdziwych dróg, co z pewnością doprowadzi do dalszych zmian niekoniecznie na lepsze.
O dziwo w tym odludnym miejscu, gdzie nie ma zasięgu komórki, jest internet bezprzewodowy więc korzystam z okazji by skrobnąć tu jeszcze parę słów zanim pojedziemy jutro na granicę z Laosem i stamtąd pojutrze wyruszymy w dwudniowy rejs łódka po Mekongu do Luang Prabang.
Więcej zdjęć z gór tutaj.
poranny widok z tarasu naszego bungalowu / morning view from the terrace of our bungalow
Change of plans! On our way to Chiang Rai yesterday we decided to spend two nights in the hills, in one of the tribe villages. We had a couple of hours' walk around Chiang Rai and we left in the afternoon in a pick up to the Akha village, 23 km away from town, in the middle of nowhere. Over here in Thailand, like in Laos or Vietnam, in the northern areas in the hills there are a number of tribes. In Thailand around 15, some indigenous, some came over here from Birma. Akha tribe is one of those who came over here and settled.
So we came here, rented a basic (really basic!) bungalow with one luxury – a hot water shower. But the beauty of this place, peace and atmosphere compensates all the „hardships”. The night was cool, the air here is very fresh so we had a great night's sleep and in the morning when we opened the door we had the most beautiful view you could wish for! We then set off to explore the local villages. There is a Chinese village a short walk from our place, then a few minutes further there are three more villages of different tribes – Lahu, Lisu and Shan. The Chinese cultivate tea here, the other tribes have little farms with some lifestock, fruit trees and small fields. New roads are built to these remote areas which is bound to change the places and not always for the better. You can see more and more new houses replacing the old traditional ones which were built around 1 1/2 - 2 meters above the ground on stilts. Civilasation has arrived here – some houses have satelite dishes to receive local TV. Kids play with mobile phones although there is no network in the hills.
We had a lovely morning's walk and decided to have a relaxing afternoon on a verandah overlooking the hills, enjoying the sound of the stream below and the views. Surprising enough, in this remote place there is wireless internet so it gives me a chance to write this quick update! Tomorrow we are going to the Lao border, will have an overnight in Lao and the next day we will be getting on a boat to Luang Prabang (two days down the Mekong river).
For more photos go to my photo blog.
zupa z melona i mleczka kokosowego (plemienia Akha) / Akha melon soup with coconut milk
owoc drzewa chlebowego (?) / jackfruit growing in the village
A taką przekąskę można było kupić na dworcu autobusowym - "chipsy" z gąsienic/larw - nie wnikałam w szczegóły. Podczas naszego pobytu nie widziałam jeszcze handlarzy z koszami pełnymi różnego rodzaju insektów (szarańczy, żuczków, larw itp)- smażonych jak chipsy na głębokim tłuszczu, ale jak spotkam to nie omieszkam sfotografować :-)
Such "snacks" can be bought in the food stalls of the bus stations - "chips" from some kind of grub. During our stay I haven't yet seen the sellers with baskets full of different deep fried insects - locusts, beetls or other grubs, but as soon as I see one I will take some photos :-)
ta zupa z melona musi smakować o-błę-dnie!
ReplyDeleteAniu, ja odbyłam podróż do Tajlandii i chętnie znowu bym tam wróciła. Wszystko o czym piszesz jest mi bliskie.Pozdrawiam!
ReplyDeletete chipsy są po prostu usmażone? o madre...
ReplyDeleteAnia, odważ się i skosztuj. A potem nam opowiesz ;-)
ReplyDelete