Wczoraj rano przyjechaliśmy do Nha Trang – wreszcie jesteśmy nad morzem! Nha Trang posiada ponoć najpiękniejsze plaże w Wietnamie oraz turkusowe morze. Rzeczywiście plaża wygląda ładnie, ale muszę przyznać, że widziałam dużo piękniejsze :-) Morze nieco zbyt chłodne jak dla mnie by się kąpać więc tylko pomoczyliśmy nogi spacerując sobie plażą. Będziemy mieć czas na prawdziwy odpoczynek nad morzem w Tajlandii – za jakieś 3 tygodnie. W Nha Trang zatrzymaliśmy się na dwa dni. Wczoraj przeszliśmy całe miasto, dobrych kilka kilometrów, odwiedziliśmy wieże Cham. Cham (Czam) – rdzenni mieszkańcy tego rejonu budowali centra religijne już od VII wieku – piękne świątynie nazywane wieżami. Byli wyznania hinduistycznego i same świątynie przypominają nieco kształtem świątynie w Indiach. Dziś by dać odpocząć nogom wybraliśmy się miejskim autobusem na targ. Można tam kupić wszystko – ubrania, garnczki, talerze, kosmetyki no i oczywiście jedzenie, począwszy od jaskółczych gniazd czy płetw rekina (oba specjały na zupę) przez świeżo złowione ryby i owoce, mięso, skończywszy na warzywach i owocach. Ostatnimi dniami brakowało mi nieco owoców, więc zakupiliśmy kilka mango, ananasa, owoc smoczy i banany i mieliśmy owocową ucztę na lunch. W Nha Trang nie spotkałam się z jakimiś osobliwymi specjalnościami gastronomicznymi – wszędzie można tu zjeść grillowane ryby, kalmary, langusty i wszelkiego rodzaju owoce morza – ceny zależą od rodzaju lokalu gastronomicznego. Najtaniej można zjeść langustę grillowaną na ulicy (już za 15 $ za pół kilogramowy okaz), w restauracji trzeba by zapłacić 3-4 razy tyle. W Wietnamie wszędzie nadal świąteczna atmosfera, od rana Wietnamczycy siedzą na plaży na rodzinnych piknikach, co zamożniejsi w restauracjach. Wczoraj po południu oglądaliśmy piękne latawce puszczane nad morzem. Silny wiatr od morza unosił je wysoko w górę i można było podziwiać ich piękne kolory i kształty na tle błękitnego nieba. To tyle na dziś. Jutro jedziemy w góry do Dalat.
Poniżej - wieża Cham
Below Cham tower
We arrived yesterday morning in Nha Trang – at long last we are by the sea! Nha Trang is known for the most beautiful beaches in Vietnam and turqouise sea. In fact the beach is nice but I have to admit I have seen better ones. The sea is a bit too cold for my liking so we only soaked our feet wandering along the beach. We will have more time for proper relaxation in Thailand in about 3 weeks' time. We are stopimg in Nha Trang for two days. Yesterday we walked miles across the town to visit the Cham towers. Chams were the original inhabitants and they were building religiuos centers, containing beautiful temples called towers from the 7 C. They were Hinduists and the shape of the temples themselves remind me the ones I saw in India. Today we gave our tired feet a bit of a rest and we took a local bus to the market. You can buy everything there – from pots and pans, clothes, cosmetics to fresh fish, seafood, birds' nests and shark fins (for the soup), meat, fruit and veg. Recently I missed eating fruit so we bought mangos, pineapple, dragon fruit and bananas and had a great feast of fruit for lunch. In Nha Trang I haven't noticed any special dishes. Everywhere you can eat grilled fish, squid, crayfish, and all kinds of shellfish. Prices depend on the place – from 15 USD for a half a kg of a crayfish in the street to 50-60 USD for the same one in the restaurant. In Vietnam there is still a festival atmosphere everywhere.From morning till late in the evening the Vietnamese sit on the beach or in the park and have family picknicks. The more affluent ones dine in restaurants. In the afternoon we had a chance to admire some beautiful kites flying high in the air on the incoming sea breeze. That is all for now. Tomorrow we are off to Dalat in the mountains.
Parę zdjęc z targu w Nha Trang
Some photos from the market in Nha Trang
Below durian - a fruit smelling very intensly and unpleasant. In Singapore there is a ban on taking durian into metro and hotels.
I dwa ciekawe warzywka, które sfotografowałam jeszcze w Hoi An na targu. To zielone jest bardzo popularne w Indiach. Niestety nie znam nazwy żadnego z nich.
Two interesting vegetables which I photographed in Hoi An on the market. The green one is very popular in India. Unfortunately I don't know the names of either of them.
Nie mogłam się oprzeć by nie spróbować nieznanego mi owocu. Był słodki, soczysty, bez jakiegoś wyraźnego smaku.
I couldn't resist trying an unknown to me fruit. It was juicy and sweet with no distinctive flavour.
I jeszcze za pamięci - dwa dania które próbowaliśmy jeszcze w Hue - smażony na chrupiąco makaron z warzywkami i kurczakiem oraz małe "koperty" z bananowego liścia w których upieczone były na parze jakby małe placuszki z ciasta z mąki ryżowej z krewetkami. Do tego bardzo ostry sos.
And before I forget - two dishes we tried in Hue - fried crispy noodles with vegetables and chicken and a small "envelope" from a banana leaf with small cakes from rice flour with shrimps accompanied by a very spicy sauce.
Aniu, dobrze, że piszesz na bieżąco - przecież takiej ilości wrażeń nie dałoby się uporządkować po powrocie! Mogę tylko napisać: niezwykłe!
ReplyDeletePozdrawiam z Warszawy :)