Przepisy

30 April 2010

curry z jajkami czyli "ande masala"


Przyznam się, że po raz pierwszy ugotowałam to curry, choć myślałam o nim już od jakiegoś czasu. Pamiętam takie pyszne curry z jajkami z pobytu w Indiach, były nieco inne, mniej pomidorowe, ale myślę że ten dodatek pomidorów w tym przypadku to bardzo udane połączenie. Ta potrawa jest bardzo popularna w Indiach i tam często podaje się je z połówkami jajek. Ja osobiście poszłam dokładnie za przepisem i dałam całe, co ma też swoje plusy, bo jajko nam się nie rozpadnie. Curry można podawać z ryżem lub z ćapati (indyjskimi chlebkami). 

Curry z jajkami
Ande Masala

6 łyżek oleju 
2 duże cebule drobno posiekane
400 g pomidorów (mogą być z puszki)
2 łyżki pure pomidorowego
sól
4-8 jajek na twardo
1 łyżeczka kurkumy
1 łyżeczka kminu mielonego
1 łyżeczka garam masala
1 łyżeczka kolendry mielonej
1/2 łyżeczki chili

Na rozgrzanym oleju smażymy cebulę aż stanie się lekko złota. Dodajemy przyprawy wymieszane z wodą na pastę i smażymy mieszając 10-15 minut (dodajemy troszkę wody  w razie potrzeby). Dodajemy pomidory i pure pomidorowe, gotujemy kolejne 5-10 minut mieszając od czasu do czasu. W razie potrzeby można dodać nieco wody. Solimy do smaku. Dodajemy gotowane obrane jajka i gotujemy aż staną się gorące. Podajemy od razu.

29 April 2010

curry z okry (bindi bhajee)


Okrę nieczęsto można u nas spotkać i w związku z tym nie możecie sobie wyobrazić jak byłam uszczęśliwiona gdy mój mąż ją wypatrzył w naszym ulubionym sklepiku. Już wieki jej nie jadłam a do tego nigdy nie przygotowywałam osobiście. Bez zastanowienia więc kupiłam trochę (niestety cena nie jest przystepna ) i po powrocie do domu wzięłam się za pichcenie różnych indyjskich specjałów. Niestety nie miałam namoczonej wczesniej soczewicy i brakło mi też czasu na przygotowanie chlebków (chapati) ale i tak nasza kolacja w postaci indyjskiego "thali" była bardzo zadowalająca!


Przygotowałam oprócz okry jeszcze curry z jajkami oraz curry z mieszanych warzyw. Zostało nam sporo jedzenia na dziś i mam zamiar ugotować dziś soczewicę (dal) oraz chapati :-) 
Dziś chciałabym skoncentrować się na okrze. To ciekawe warzywko nazywa się właściwie "ketmia piżmowa" ale chyba okra jest nazwą bardziej rozpowszechnioną ("okra" pochodzi z zachodnio-afrykańskiego języka Igbo) . Rośnie w rejonach tropikalnych, oczywiście również i w Indiach (choć wywodzi się podobno z Etiopii). Nie ma jakiegoś zdecydowanego smaku, a podczas gotowania staje się jakby kleista (roślina zawiera śluz, który ma właściwośi lecznicze).Osobiście przepadam za okrą, często ją jadałam w Indiach i ogromnie się cieszę, że choć droga to jednak jest już u nas dostępna!
Przepis na curry z okry znalazłam w świetnej książce "The Curry Club - Indian Restaurant Cookbook" i gorąco polecam bo potrawa bardzo smaczna.



Curry z okry
Bindi Bhajee

350 g świeżej okry
3 łyzki oleju z gorczycy
1 średnia cebula drobno posiekana
2 ząbki czosnku, drobno posiekane
5 cm świeżego korzenia imbiru, drobno posiekanego
115 g pomidorów (świeżych lub z puszki)
1 zielona papryka, drobno pokrojona (niestety nie miałam i nie dodałam)
4 zielone chili, drobno posiekane

przyprawy I
1 łyżeczka ziaren gorczycy, lekko rozgniecionych
1 łyżeczka nasion kolendry, lekko rozgniecionych
1/2 łyżeczki nasion kozieradki (fenugreek) lekko rozgniecionych

przyprawy II
1 łyżeczka kurkumy
2 łyżeczki nasion kminu
2 łyżeczki słodkiej papryki
1/2 łyżeczki asafetyda

Okrę myjemy i odkrawamy ogonki. Dziurawimy nożem w 2-3 miejscach, nie kroimy! Blanszujemy nastepnie 5 minut w niewielkiej ilości gotującej wody. Odcedzamy i opłukujemy w zimnej wodzie.
Rozgrzewamy olej w garnku i podsmażamy "przyprawy I" przez 2-3 minuty. Dodajemy cebulę, czosnek i imbir i smażymy mieszając przez 10 minut. "Przyprawy II" mieszamy w miseczce z niewielką ilością wody by otrzymać pastę. Dodajemy do smażonej cebuli i smażymy kolejne 10 minut, mieszając. Na koniec dodajemy okrę, zieloną paprykę, posiekane chili i odrobinę wody i dusimy około 30 minut, w razie potrzeby dodajemy nieco wody. Na końcu przyprawiamy solą i podajemy!
Smacznego!

28 April 2010

klasyczny kurczak z cytryną


Ostatnio gości u nas ciągle kuchnia azjatycka. Oboje uwielbiamy takie jedzenie! Dziś spędziłam popołudnie w kuchni przygotowując różne dania indyjskie, ale o nich jutro, bo najpierw chciałabym przedstawić Wam bardzo łatwe i szybkie danie chińskie zaczerpnięte od Kena Homa, którym raczyliśmy się na wczorajszą kolację. Nie muszę dodawać, że bardzo nam smakowało :-)
Kurczak z cytryną jest moją drugą propozycją w akcji "Kuchnia chińska".

Klasyczny kurczak z cytryną

450 g piersi z kurczaka pociętych na paseczki 7 cm x 1 cm
1 białko
1 łyżczka soli
1 łyżeczka oleju sezamowego
2 łyżeczki mąki kukurydzianej (moim zdaniem lepiej ziemniaczanej)
300 ml wody
2 łyżki drobno posiekanej dymki do przybrania

sos:
65 ml klasycznego chińskiego bulionu drobiowego (lub dobrego domowego)
3 łyżki świeżego soku z cytryny
1 łyżka cukru
1 łyżka jasnego sosu sojowego
1 i 1/2 łyżki wina ryżowego lub wytrawnego sherry
1 i 1/2 łyżki drobno posiekanego czosnku
1-2 łyżeczki rozgniecionych suszonych chili
1 łyżeczka mąki kukurydzianej zmieszanej z 1 łyżeczką wody (lepiej mąki ziemniaczanej)
2 łyżeczki oleju sezamowego

Pokrojonego kurczaka łączymy w misce z białkiem, solą, olejem sezamowym i mąką, mieszamy i wkładamy do lodówki na ok. 20 minut.
Wodę należy zagotować w garnku i wrzucić kurczaka. Mięso powinno się gotować 4 minuty aż będzie białe.  Odcedzamy kurczaka na sicie. Na rozgrzany wok wlewamy składniki sosu (oprócz mąki i oleju sezamowego). Po zagotowaniu dodajemy mąkę zmieszaną z wodą.Gotujemy ok. 1 minuty.  Dodajemy kurczaka i smażymy mieszając aż mięso pokryje się sosem.Dodajemy olej sezamowy, przekładamy na półmisek i posypujemy posiekaną dymką. Podajemy od razu.


27 April 2010

Kantońska zupa z jajkiem


Dziś u nas na obiad była szybka, lekka i bardzo smaczna zupa chińska. Przepis autorstwa doskonałego Ken Homa i aż się dziwię, że wcześniej tej zupki nie wypatrzyłam. Idealna na ciepły wiosenny dzień! Zupka jest moją propozycją w ramach akcji "Kuchnia Chińska".

Kantońska zupa z jajkiem

1 lekko roztrzepane jajko
2 łyżeczki oleju sezamowego
ok 1 l chińskiego bulionu drobiowego (lub dobrego domowego)
1 łyżeczka cukru
1 łyżeczka soli
1 łyżka jasnego sosu sojowego
3 łyżki posiekanej białej części dymki
3 łyżki posiekanej zielonej części dymki

Jajko mieszamy w miseczce z olejem sezamowym. Bulion zagotowujemy w rondlu, dodajemy cukier, sos sojowy oraz sól, mieszamy i gdy się zagotuje dodajemy białą dymkę. Wlewamy powoli rozbełtane z olejem jajko cały czas mieszając widelcem by utworzyły się nam nitki. Podajemy posypane posiekana sieloną dymką. Gotowe!

25 April 2010

pieczona łopatka barania wg Jamiego Olivera


Dziś mieliśmy wyjątkowo pyszny obiad niedzielny. Upiekliśmy śliczną łopatkę baranią według przepisu na jaki wpadłam dziś rano na stronie Jamiego Olivera. Ktoś może powiedzieć, że przepis jak przepis - nic szczególnego, a jednak! Mięso samo odchodzi od kości i dosłownie rozpływa się w ustach! A do tego jaki aromat! Nie do opisania! Oryginalny przepis jest na łopatkę jagnięcą dwu kilogramową. Tak sobie myślę, że to dosyć wyrośnięte jagnię :-) Bardzo często są problemy z nazewnictwem - co jest jagnięciną a co już baraniną. Ja kupiłam łopatkę przypuszczalnie nieco ponad rocznego zwierzęcia. U nas jest to już baranina, w UK jest jeszcze nazwa pośrednia "hogget" (między 12 a 24 miesiącem życia, w przeciwieństwie do "lamb" - zwierzę do 12 miesięcy i "mutton" - powyżej 24 miesięcy). Generalnie prawdziwa baranina (ze zwierzęcia starszego) jest do rozpoznania po kolorze tłuszczu na mięsie - jest on żółtawy, jest go dużo, a mięso ma bardzo intensywny smak. Na moim kawałku był śnieżno biały i nie było go zbyt wiele, więc choć na etykiecie pisało że baranina, to mam pewne wątpliwości :-). Ale wracając do przepisu - bardzo spodobał mi się sam proces wolnego pieczenia, łopatka była w piekarniku aż 4 godziny (stąd mocno spóźniony ten nasz dzisiejszy obiad). Mięso ogromnie zyskało na smaku, stało się miękkie i delikatne. Rewelacja!!!
Przepis za Jamiem z niewielkimi moimi zmianami.

Pieczona łopatka barania

1 łopatka ok. 2 kg
oliwa
1 główka czosnku
garść gałązek świeżego rozmarynu
sól/pieprz

warzywne pure:
750 g ziemniaków
3 marchewki
3 pasternaki (w oryginale brukiew)
50-70 g masła
sól/biały pieprz

sos:
1-2 łyżki mąki
200-300 ml bulionu drobiowego (domowego)
sos po upieczeniu łopatki

1 paczka mrożonego groszku
sos miętowy

Nagrzewamy piekarnik na maksimum. W tym czasie myjemy i wycieramy łopatkę. Nacinamy ją po wierzchu nożem, smarujemy oliwą i posypujemy solą i pieprzem.  W formie do pieczenia układamy na dnie połowę gałązek rozmarynu i połowę ząbków czosnku (nie obieramy ząbków). Na tym układamy przygotowaną łopatkę i kładziemy na niej pozostałe gałązki rozmarynu i ząbki czosnku. Całość przykrywamy szczelnie folią aluminiową i wkładamy do nagrzanego piekarnika. Od razu skręcamy temperaturę na 170 C i pieczemy łopatkę 4 godziny. Około 30 minut przed końcem pieczenia przygotowujemy pure. W tym celu obieramy warzywa, kroimy na kawałki i gotujemy w osolonej wodzie około 20 minut. Gdy są ugotowane odcedzamy, zostawiamy na chwilę odkryte by nieco odparowały, dodajemy masło i ugniatamy na pure. Przyprawiamy solą i pieprzem. Gdy mięso jest upieczone, wrzucamy na gotującą osoloną wodę groszek i gotujemy około 10 minut. W tym czasie wyciągamy mięso z formy, układamy na desce, przykrywamy kawałkiem folii i ręcznikiem (by nie wystygło). Mięso musi odpocząć około 10 minut. Z powstałego w trakcie pieczenia sosu odciągamy tłuszcz a pozostały sos przelewamy do rondelka. Dodajemy bulion drobiowy, mąkę i zagotowujemy mieszając. Przypraiamy solą i pieprzem do smaku. Gdy groszek się ugotuje, odcedzamy. Kroimy mięso na plastry i podajemy polane sosem, z pure warzywnym, groszkiem i sosem miętowym. 
Smacznego!

24 April 2010

bread pudding


Bread pudding czyli kolejna angielska klasyka i przy okazji świetny sposób na wykorzystanie wyschniętego  chleba (ale nie zupełnie suchego, może być równie dobrze świeży). Przyznam, że tylko raz wcześniej jadłam (kupny w UK) i nie do końca mi smakował, sama nie wiem czemu. Ale ponieważ zostało mi ostatnio pół zwykłego pszennego chleba postanowiłam wypróbowac przepis z bardzo fajnej książki The National Trust Traditional Recipe Book. I wypiek okazał się hitem! Choć mój mąż nieco kręcił nosem, że nie do końca to jest to co przygotowywała mu Mama, ale mnie ogromnie smakował, przede wszystkim dlatego, że zamiast samych rodzynek (jak często robią w UK) użyłam mieszankę bakalii (jak w przepisie) a w tej mieszance nie znalazł się ani jeden rodzynek (bo ich nie lubię) a za to wrzuciłam currants i suszoną żurawinę, no i inne bakalie. Dodałam też z własnej inwencji nieco dobrej brandy i na prośbę mężusia nieco cukru (oba dodatki stanowczo się sprawdziły). Po puddingu nie ma już śladu i przymierzam się znów upiec zwykły chleb pszenny, połowę zamelinować  i mieć pretekst by znów upiec ten pudding.

Bread Puddnig

425 ml mleka
150 ml zimnej mocnej herbaty
110 g masła (rozpuszczonego)
1 łyżka mieszanki przypraw "mixed spice" - do kupienia w UK :-(
3 jajka rozbełtane
350 g mieszanych bakalii (użyłam 100 g mieszanej skórki kandyzowanej, posiekane figi, currants i żurawinę)
450 g chleba (zmiksowanego na okruszki)
100 g cukru (na prośbę męża, bo w oryginalnym przepisie nie było)
brandy - według uznania (u mnie spory kieliszek)

Nagrzewamy piekarnik do 180 C. Przygotowujemy foremkę o wymiarach 20 x 28 cm - natłuszczamy ją lub wykładamy papierem do pieczenia. Mieszamy mleko, herbatę, rozpuszczone masło, mixed spice, jajka, bakalie i cukier i mieszamy dokładnie. Dodajemy okruszki chleba i zostawiamy na conajmniej godzinę aż dobrze nasiąkną. Naszą mieszankę umieszczamy w formie i pieczemy około 1 i 1/4 godziny ( u mnie prawie 1 i 1/2 godz.) Studzimy i kroimy na kwadraty. Po wierzchu posypujemy cukrem pudrem. Gotowe!

23 April 2010

chleb z ricottą


Dziś będzie o chlebie. Zaczęło się od tego, że przed Wielkanocą nakupiłam rictotty licząc, że czas i apetyt skłonią mnie do jakichś niebanalnych aktów twórczych w zakresie sztuki kulinarnej. Przeliczyłam się, czasu miałam mało, apetyt też umiarkowany. Ricotta za to spoglądała na mnie z półki w lodówce już zniecierliwiona. Sięgnęłam więc do kolejnego przepisu Daniela Leadera, tym razem na chleb z ricottą. Cóż możnaby o nim napisać - prosty w wykonaniu, bardzo delikatny i łagodny w smaku (mój wymagający mąż twierdzi, że bez smaku ;-)) i według mnie pasuje do wyrazistych wędlin (np. włoskich) czy może past. Mnie bardzo smakował. 

Chleb z ricottą
Ricotta Bread

200 g ciepłej wody
100 g ciepłego mleka
20 g drożdży instant
500 g mąki pszennej zwykłej (użyłam włoskiej "00")
30 g masła pokrojonego w kostkę
150 g tłustej ricotty w temperaturze pokojowej
10 g soli morskiej

Mieszamy mleko i wodę, dodajemy pozostałe składniki i wyrabiamy ciasto. Jest ono dosyć lepkie. Wyrabiamy około 15 minut aż stanie się gładkie i elastyczne, lecz nadal miękkie. Przekładamy je do naoliwionej miski, przykrywamy i odstawiamy do wyrośnięcia na około 1 - 1 i 1/2 godziny (aż podwoi objętość).
Dzielimy na 2 części i formujemy okrągłe chlebki (ja uformowałam jeden podłużny bochenek). Przykrywamy i zostawiamy do ponownego wyrośnięcia na około 1 - 1i 1/2 godziny.
Nagrzewamy piekarnik do 200 C i pieczemy nasze chlebki z parą przez około 20-30 minut (mój większy bochenek piekłam 30-35 minut). Studzimy na kratce.

22 April 2010

ziemniaczane curry

Ziemniaczane curry to moja trzecia propozycja w ramach Festiwalu Kuchni Indyjskiej. Bardzo aromatyczne, dosyć ostre, stosunkowo suche (curry dzielą się na te "suche" czyli bez sosu i takie gdzie sos występuje w sporej ilości) i przede wszystkim łatwe do wykonania. To takie idalne danie dla tych co dopiero rozpoczynają swoją przygodę z kuchnią indyjską. Ja polecałabym ugotować jeszcze kurczaka (można u mnie znaleźć dwa przepisy - na chicken do-piaza i butter chicken - oba bardzo pyszne, ze sporą ilością aromatycznego sosu) i ryż i mamy gotowy pyszny indyjski obiad! A jak ktoś chce poszaleć to można dodać jeszcze kilka innych dań (więcej propozycji tu) i zrobić prawdziwą ucztę!
Przepis na ziemniaczane curry zaczerpnęłam z The Curry Cookbook.

Ziemniaczane curry

500 g ziemniaków, obranych i pokrojonych w kostkę ok 1,5 - 2 cm
1 łyżka ghee 9lub zwykłego masła)
1 łyżka oleju (ja użyłam ghee bo przepadam za tym smakiem)
1/2 łyżeczki ziaren kminu
1/2 łyżeczki ziaren czarnej gorczycy
1 cecula posiekana
2 łyżki startego korzenia imbiru (świeżego)
1 łyżeczka kurkumy
1 łyżeczka mielonego kminu
1/2 łyżeczki chilli
sól
1 łyżka gorącej wody
1 łyżeczka przyprawy garam masala
2 łyżki soku z cytryny

do przybrania posiekana świeża mięta lub kolendra (opcjonalnie)

W rondlu rozgrzewamy ghee i olej i smażymy nasiona kminu i gorczycy aż zaczną pękać. Dodajemy cebulę, imbir i smażymy aż zmiękną i się lekko zezłocą. Dodajemy kurkumę, mielony kmin i chilli, mieszamy i chwilę smażymy (by uwolnić aromat przypraw) po czym dodajemy ziemniaki oraz sól. Mieszamy dokładnie by kawałki ziemniaków pokryły się przyprawami. Dodajemy wrzącą wodę, przykrywamy i gotujemy na małym ogniu około 20 minut. Posypujemy po wierzchu garam masalą, polewamy sokiem z cytryny, wstrząsamy rondlem by się zawartość wymieszałam i dusimy jeszcze około 5 minut. Przed podaniem możemy posypać posiekaną kolendrą lub miętą.

21 April 2010

kurczak z podwójną cebulą czyli kolejna propozycja na Festiwal Kuchni Indyjskiej


Mogę spokojnie wyżywać się kulinarnie i obmyślać kolejne dania na Festiwal Kuchni Indyjskiej, bo moja podróż została jednak odłożona na czas nieokreślony i z jednej strony jest mi trochę przykro, a z drugiej cieszę się, że będę w domu, zwłaszcza, że mamy teraz tak cudną porę roku (nawet jeśli akurat pada ;-)).
Dziś proponuję popularne w Indiach, niesamowicie aromatyczne i baaaardzo smaczne danie - kurczaka z cebulą (Chicken Do-Piaza). Przepis ze świetnej książki Mridula Baljekar "Complete Indian Cookbook". Pysznie smakuje z ryżem (basmati) oraz z piklami czy chutneyem.

Kurczak z podwójną cebulą
Chicken Do-Piaza

ok. 1 kg kurczaka - podzielonego na mniejsze kawałki (bez skóry)
1 duża cebula (obrana i z grubsza posiekana)
ok. 2 cm świeżego korzenia imbiru (obrany i pokrojony na mniejsze kawałki)
3 ząbki czosnku (obrane i pokrojone na mniejsze kawałki)
3 łyżki oleju (użyłam ghee)
1 łyżeczka kurkumy
1 łyżeczka mielonej kolendry
1 łyżeczka mielonego kminu
1/2 łyżeczki chilli
1 mała puszka pomidorów lub kilka świeżych pomidorów bez skóry
ok. 150 ml wody
1 laska cynamonu (ok. 5 cm), połamana na kawałki
3 zielone kardamony (rozgniecione)
3 goździki
1-2 liście laurowe, pokruszone
1/2 łyżeczki soli
2 łyżki ghee (lub masła)
1 duża cebula
1 łyżka posiekanej świeżej kolendry

Cebulę, czosnek i imbir wrzucamy do blendera i miksujemy na pure (w razie potrzeby dodajemy nieco wody). W dużym rondlu podgrzewamy olej, dodajemy pure z cebuli, czosnku i imbiru i mieszając smażymy 3-5 minut. Dodajemy kurkumę, kolendrę, kmin, chilli i smażymy mieszając kolejne 3-5 minut. W razie potrzeby dodajemy parę łyżek płynu z pomidorów tak by nam sos nie przywarł do rondla. Dodajemy kurczaka i smażymy mieszając by kawałki kurczaka zostały pokryte sosem. Dodajemy wodę, kardamon, cynamon, goździki, liść laurowy, sól i pomidory. Po zagotowaniu skręcamy na mały ogień i dusimy pod przykryciem około 25 minut aż kurczak będzie ugotowany. Na patelni podgrzewamy pozostałe ghee i i smażymy cebulę pokrojoną na cienkie plasterki - aż się lekko zezłoci. Dodajemy ją do kurczaka wraz z posiekanymi liśćmi kolendry. Jeśli sos jest zbyt rzadki gotujemy jeszcze kilka minut bez przykrycia. Smakuje najlepiej z ryżem basmati lub indyjskimi chlebkami nan lub ćapati.


20 April 2010

kalafiorowe curry na Festiwal kuchni Indyjskiej


Nie ma tego złego co by na dobre nie wyszło! Mój wczorajszy lot odwołany (nie wiem kiedy i czy w ogóle wylecę ;-)) więc ku mojej wielkiej radości mogę upichcić coś indyjskiego w ramach Festiwalu Kuchni Indyjskiej (na Cinie). Padło na kalafiora (w piątek kupiłam i wsadziłam do lodówki, by mój mężuś miał co jeść jak mnie nie będzie). Wyszperałam w jednej z moich książek (The Curry Cookbook) przepis na  proste i aromatyczne curry. W sam raz na 2 osoby!

Kalafiorowe curry
Cauliflower Curry

1/2 dużego kalafioa lub 1 mały
4 łyżki oleju
1 łyżeczka nasion czarnej gorczycy
1 cebula drobno posiekana
1 łyżeczka drobno posiekanego czosnku (przyznaję dałam więcej bo uwielbiam czosnek)
1 łyżeczka drobno posiekanego świeżego imbiru
1 łyżeczka kurkumy w proszku
1/2 łyżeczki chilli w proszku
sól do smaku

Kalafior dzielimy na różyczki (średniej wielkości). W sporym rondlu podgrzewamy olej i wrzucamy nasiona gorczycy. Smażymy aż zaczną pękać. Dodajemy wtedy posiekane cebulę, czosnek i imbir i smażymy aż zmiękną (mieszając). Dodajemy kurkumę, chilli i sól, mieszamy, chwilkę podsmażamy (by uwolnić aromaty przypraw), dodajemy kalafiora i mieszamy by "różyczki" dokładnie pokryły się sosem. Wlewamy 1/2 szkanki wody i dusimy na wolnym ogniu pod przykryciem przez 10-15 minut. Kalafior ma być ugotowany ale nie rozgotowany! Podajemy z ryżem (najlepiej basmati) no i z chutneyem jeśli mamy.
Smacznego!


19 April 2010

penne w sosie z gorgonzoli z dodatkiem orzechów


Już się z Wami w sobotę pożegnałam, a tu życie płata figle - a konkretniej - chmura! Mój samolot dziś nie wyleciał, siedzę więc w domu i obmyślam menu na najbliższe dni (mam nadzieję jednak wyjechać w końcu tygodnia, o ile wulkan się uspokoi). Dziś kolacja na szybko, nasz ukochany makaron! Od dawna chodził za mną sos z gorgonzoli, wyciągnęłam więc paczuszkę sera zamelinowaną już od jakiegoś czasu w lodówce i już po pół godzinie mogliśmy rozkoszować się tym prostym, a jakże aromatycznym daniem!

Penne w sosie z gorgonzoli z dodatekiem orzechów

250 g makaronu (np. pene)
75 g gorgonzoli
75-100 ml śmietanki 18 % (słodkiej)
garść orzechów włoskich posiekanych z grubsza
50-70 g sera typu pecorino, pokrojonego z grubsza w kostkę
sól/pieprz

Makaron wrzucamy do osolonego wrzątku i gotujemy al dente. W tym czasie na patelni podgrzewamy gorgonzolę ze śmietanką i gdy się rozpuści dodajemy połowę orzechów oraz sól (ostrożnie bo ser jest dosyć słony) i pieprz. Ugotowany makaron odcedzamy i wrzucamy na patelnię z sosem. Mieszamy, nakładamy na talerze, posypujemy pokrojonym serem (np. pekorino, ale może być parmezan lub inny podobny ser) i pozostałymi orzechami. Gotowe! Smacznego!

16 April 2010

mus czekoladowo-pomarańczowy


Tym musem chcę się z Wami pożegnać na dwa tygodnie, po prostu wyjeżdżam i nie będę miała możliwości zaglądać tutaj aż do początków maja. Mam nadzieję przywieźć wiele inspiracji kulinarnych i przede wszystkim ładne zdjęcia. 
Ale wracając do musu to jest to przepis wielkiego Michela Roux czyli  przepis na deser doskonały. Pysznie lekki, mocno czekoladowy, z aromatem pomarańczowym, bardzo uzależniający! Ostrzegam lojalnie wielbicieli czekolady - jak spróbujecie tego musu, to niełatwo o nim zapomnicie!
Ja ze swojej strony podmieniłam jedynie gorzką czekoladę 70 % na podobną ale o aromacie pomarańczowym, bo po prostu uwielbiam to połączenie. Nie miałam też płynnej glukozy (syrop taki dostępny na przykład w UK ale u nas nie widziałam) i użyłam syropu po gotowaniu skórki pomarańczowej. 
Mus polecam z całego serca!

Mus czekoladowo-pomarańczowy

150 g gorzkiej czekolady 70 % (użyłam 70% o aromacie pomarańczowym)
1 łyżka płynnej glukozy (użyłam syropu z gotowania skórki pomarańczowej)
2 żółtka
150 ml śłodkiej śmietanki 36 %
30 g cukru pudru

1 pomarańcza (skórka)
100 g cukru

Zesterem obieramy skórkę pomarańczy (lub cienko obietamy samą wierzchnią warstwę obeirakiem do warzyw i potem kroimy na cieniutkie paseczki). Wrzucamy do rondelka z zimną wodą i zagotowujemy. po czym odcedzamy i ponownie wkładamy do rondelka, zalewamy zimną wodą i powtarzamy te czynności jeszcze dwukrotnie. Następnie odcedzoną skórkę wkładamy ponownie do rondla, zalewamy 100 ml zimnej wody i dosypujemy cukier (100 g). Powoli zagotowujemy, gotujemy około 1 minuty na wolnym ogniu, zdejmujemy z ognia i zostawiamy na boku do wystygnięcia. Wystudzoną odcedzamy.
Czekoladę okrojoną na kawałeczki wrzucamy do szklanej miski i tą ustawiamy na rondlu z gotującą się wodą (woda nie może dotykać dna miski). Gdy czekolada się roztopi zdejmujemy miskę. Mieszamy żółtka z glukozą (w moim przypadku z syropem po gotowaniu skórki) oraz z 2 łyżkami letniej wody. Mieszankę jajeczną powoli mieszamy z rozpuszczoną czekoladą. W osobnym naczyniu ubijamy mikserem śmietanę z cukrem pudrem i delikatnie mieszamy z czekoladą. Mus przekładamy do 4 naczyń (ja użyłam 6 małych) przekładając skórką pomarańczową. Wkładamy do lodówki na 1 godzinę. Jeśli mus przechowujemy w lodówce dłużej niż godzinę to przed podaniem należy go wyjąć z lodówki na około 30 minut.
Smacznego!

15 April 2010

proste i smaczne tarty z pieczarkami


Bardzo lubię przygotowywać takie szybkie i smaczne dania. Są świetne na lekki obiad lub po prostu jako gorąca zakąska. 

Tarty z pieczarkami

1 opakowanie gotowego ciasta francuskiego
250 g pieczarek
1 średnia cebula
2 łyżki masła lub oliwy
1 mozarella lub kawałek sera "niebieskiego"
1 jajko
pół pęczka zielonej cebulki
sól/pieprz

Ciasto rozwijamy i połowę smarujemy rozbełtanym jajkiem, następnie składamy na pół. Kroimy nożem na 4 kawałki i w każdym delikatnie nacinamy jakby ramkę około 1 cm od brzegów (pozwoli to zewnętrznej części ciasta ładnie wyrosnąć podczas pieczenia).
Na patelni podsmażamy na połowie oliwy/masła posiekaną cebulkę, odkładamy na bok i smażymy pokrojone na plasterki pieczarek na pozostałym tłuszczu. Gdy wyparuje nam płyn (z grzybów) przyprawiamy do smaku solą i pieprzem i mieszamy z podsmażoną wczesniej cebulką. Tak przygotowany farsz nakładamy na kwadraty ciasta francuskiego (wewnątrz naszej ramki), posypujemy posiekaną zieloną cebulką, na wierzch układamy plasterki mozarelli lub kawałki innego sera i na koniec smarujemy zewnętrzną stronę ciasta pozostałym jajkiem. Wkładamy do nagrzanego piekarnika (ok. 200 C) na około 15-20 minut - aż ciasto ładnie wyrośnie i nabierze złotego koloru.
Smacznego!

14 April 2010

zupa cytrynowa


Pyszna, tyle tylko napiszę. Próbowałam pierwszy raz u mojej przyjaciółki Małgosi, tydzień temu i od razu wiedziałam, że to jest ten smak, który bardzo mi odpowiada - zupa jest kwaśna, orzeźwiająca, aromatyczna ze słodką nutą marchewki. Natychmiast poprosiłam o przepis, i okazało się że Gosia dostała go z kolei od pewnego benedyktyna z Tyńca. Takimi to krętymi drogami trafił do nas i oto mogliśmy delektować się tą zupką ostatnimi dniami. Świetna również na zimno - zwłaszcza latem!

Zupa cytrynowa

ok 2,5 litra wywaru z kurczaka lub warzywnego
2 średnie marchewki, obrane i pokrojone w kostkę
sok z 2-3 cytryn (do smaku)
ok. 200 ml śmietany do zupy 18 %
ok. 100 g ryżu ugotowanego osobno
sól/pieprz
świeża natka pietruszki, posiekana

W wywarze gotujemy marchewkę aż zmięknie. Dodajemy sok z cytryny, zagotowujemy (soku dodajemy według uznania, tak by zupa była odpowiednio kwaśna). Następnie w miseczce rozrabiamy smietanę z niewielką ilością gotującego się wywaru i wlewamy całość do zupy. Ponownie zagotowujemy. Przyprawiamy solą i pieprzem do smaku.

Podajemy z ugotowanym ryżem i posypaną po wierzchu pietruszką.

13 April 2010

quiche z łososiem


Tarta czy quiche goszczą u nas dosyć często. Po pierwsze, tego typu danie otwiera dużo kreatywnych możliwości, a oprócz tego jest stosunkowo szybkie w wykonaniu i smakuje dobrze i na ciepło i na zimno. Parę dni temu wymyśliłam sobie quiche z łososiem. Smaczny, zdrowy, kolorowy, dobry sam lub z sałatką czy z młodymi ziemniaczkami. Polecam!

Quiche z łososiem

spód:
200 g mąki
100 g masła
1 jajko
szczypta soli

nadzienie:
ok. 300 g świeżego łososia (filet)
200 ml śmietanki 18% pół na pół wymieszanej z mlekiem
2 jajka
pół pęczka świeżego koperku, posiekanego (resztę koperku wykorzystujemy do młodych ziemniaczków)
sól/pieprz

Wcieramy masło do mąki i dodajemy jajko i sól. Zagniatamy ciasto. Wkładamy na 30 minut do lodówki. Wałkujemy i wykładamy nim nasmarowaną wcześniej formę (ok. 28 cm). Wkładamy ponownie do lodówki na co najmniej godzinę. Nagrzewamy piekarnik do 190 C i podpiekamy spód tarty około 10 minut (należy go wcześniej nakłuć widelcem w wielu miejscach, przykryć papierem do pieczenia i wysypać na wierzch ceramiczne kulki, ryż lub fasolę). Po tym czasie zdejmujemy papier z kulkami/ryżem czy fasolą i podpiekamy jeszcze 5 minut.
W międzyczasie gotujemy wodę, solimy i gotujemy łososia parę minut. Gdy lekko przestygnie dzielimy go na małe kawałki i ukłądamy na podpieczonym spodzie. W naczyniu mieszamy mleko, ślietankę, jajka, posiekany koperek oraz sól i pieprz i zalewamy łososia. Wkładamy ponownie do piekarnika na około 30 minut. Podajemy gorące lub w temperaturze pokojowej.
Smacznego!

12 April 2010

zupa z liści czosnku niedźwiedziego


Mam ostatnio spore zaległości z wpisami, zacznę więc od zupy, którą sobie wymyśliłam by wykorzystać drugi z ofiarowanych nam przez Ewę pęczków liści czosnku niedźwiedziego (z pierwszego o ile pamiętacie zrobiłam wyjątkowo smakowite pesto!). Miałam w lodówce gotowy wywar z kurczaka, a że bardzo lubimy zupy zdecydowałam się na eksperyment. Wynik bardzo zadowalający! Liście czosnku podgotowane parę minut w wywarze miały dużo łagodniejszy smak, niż te w pesto, ale nadal zachowały charakterystyczny aromat (który był też wyczuwalny w pesto). By dodać zupie nieco "ciała" dodałam parę ziemniaków i to zdecydowanie dobrze wpłynęło na ogólne wrażenia smakowe, nie mówiąc o tym, że konsystencja zrobiła się dużo lepsza.
Może zupa nie ma jakiegoś niesamowitego wyglądu ale smakuje świetnie! Polecam!

Zupa z liści czosnku niedźwiedziego

1 pęczek liści czosnku niedźwiedziego - ok. 80 g
4 średnie ziemniaki, obrane i pokrojone w kostkę
1 litr wywaru (drobiowego lub warzywnego)
ok. 100-150 ml słodkiej śmietanki 18%
sól/pieprz

Obrane i pokrojone na mniejsze kawałki ziemniaki wrzuciłam do wywaru i gotowałam do miękkości. Dodałam następnie liście czosnku niedźwiedziego i gotowałam jeszcze parę minut. Gdy zupa nieco przestygła zmiksowałam wszystko, doprawiłam solą i pieprzem oraz dodałam śmietankę. Gotowe!

11 April 2010

10.04.2010

Cóż powiedzieć?
Żal ludzi...

8 April 2010

pesto z liści czosnku niedźwiedziego


Przed Świętami dostaliśmy od Ewy dwa świeżutkie pęczki czosnku niedźwiedziego! To taka dzika, lecznicza i bardzo aromatyczna roślinka, której częścią jadalną są fantastycznie pachnące listki (pachą czosnkiem oczywiście). Od razu jeden pęczek został przerobiony na rewelacyjne pesto! A drugi na zupę. Dziś będzie o pesto! Przepis znalazłam w internecie i od razu mi się spodobał pomysł tak aromatycznego sosu. No i się nie zawiodłam - pesto miało piękny zielony kolor, pachniało w całej kuchni i smakowało cudownie (choć przyznam, że listki są bardzo czosnkowe i dosyć ostre w smaku). Koniecznie do powtórzenia! Gorąco polecam wielbicielom czosnku! Więcej info o roślinie można znaleźć w Wikipedii. Jest to bardzo zdrowa roślinka, dostępna zwłaszcza w tym okresie (wiosna) najczęściej w sklepach ze zdrową żywnością.

Pesto z liści czosnku niedźwiedziego

80 g liści czosnku niedźwiedziego
50 g świeżo startego parmezanu
50 g orzeszków piniowych
1/4 łyżeczki soli
1/4 łyżeczki mielonego pieprzu
60-80 ml dobrej oliwy extra vergine

Do blendera wrzucamy orzeszki, miksujemy je, dodajemy ser, sól i pieprz i ponownie miksujemy. Dodajemy połowę liści, miksujemy i następnie resztę liści i oliwę i miksujemy do uzyskania pożądanej konsystencji (w razie potrzeby dodajemy nieco więcej oliwy). Gotowe!
Można pesto umieścić w szklanym sloiczku, nalać na wierzch warstwę oliwy i trzymać parę dni w lodówce.


6 April 2010

WP # 68 - Pain au Levain na 2 aczynach


Chleb na dwóch zaczynach to propozycja Patrycji, naszej gospodyni 68 edycji Weekendowej Piekarni.
Piekłam chleb przed Świętami z wykorzystaniem młodszego zakwasu i choć wyrabiał się dobrze, to rósł jakoś marnie. Chleb ten piekłam już kiedyś i wyszedł wówczas rewelacyjnie, ten natomiast się męczył. wyrastał długo, ma wyraźnie nierówny miąższ - miejscami zbity, miejscami są dziury. Nie jestem zadowolona i choć smakuje dobrze, to następnym razem jednak sięgnę po stary zakwas i poczekam na nieco cieplejszą aurę.
Przepis podaję za Patrycją:

Pain au Levain na mieszanych zaczynach
(autor: Jeffrey Hamelman)

Zaczyn pszenny (płynny)
80g mąki pszennej chlebowej
100g wody
1 łyżka aktywnego zakwasu żytniego

Wszystkie składniki wymieszać dokładnie, przykryć szczelnie folią i zostawić w temp. pokojowej na ok. 12 godz.

Zaczyn żytni (sztywny)
80gmąki żytniej razowej
66g wody
1 łyżeczka aktywnego zakwasu żytniego

Wszystkie składniki dokładnie wymieszać, wierzch posypać odrobiną mąki żytniej razowej, przykryć szczelnie folią i zostawić w temp. pokojowej na 12-16godz. lub do momentu, aż zaczyn się podniesie ale nie opadnie.

Ciasto właściwe
760g mąki pszennej chlebowej
80g mąki pszennej pełnoziarnistej
514g wody
1 łyżka soli morskiej lub grubej kamiennej utłuczonej w moździerzu
cały zaczyn pszenny płynny (minus 1 łyżka)
cały zaczyn żytni sztywny (minus 1 łyżeczka)

Rozdrobnić zaczyn żytni, dodać pszenny i dokładnie wymieszać z wodą.
Dodać resztę składników oprócz soli, dokładnie wymieszać, miskę szczelnie przykryć i odstawić w temp. pokojowej na 60min (autoliza).
Ciasto posypać solą, wymieszać.
Ciasto będzie lekko klejące, wyłożyć je na blat i krótko zagnieść, aż będzie gładkie i elastyczne (można mikserem na pierwszym biegu, przez 1 1/2 - 2 minuty).
Przełożyć do miski, przykryć szczelnie i zostawić w temp. pokojowej na 2 1/2 godz. Ciasto składać dwukrotnie, co 50 min.
Następnie ciasto wyjąć na lekko omączony blat, delikatnie odgazować i podzielić na 2 części.
Uformować bochenki i przełożyć je do wysypanych mąką koszyków.
Ostateczna fermentacja: 2 - 2 1/2godz. w temp. ok 25st.C lub 12-18godz. w temp. ok. 5st.C, tzw. zimne wyrastanie, które bardzo polecam, gdyż znacznie wzbogaca smak pieczywa (wtedy też trzeba każdy koszyk z chlebem umieścić w foliowej torebce i szczelnie ją zawiązać).
Pieczenie: z normalną parą w temp. ok. 240st.C przez 40-45min. Jeśli chleb zacznie się zbytnio przypiekać, można zmniejszyć temp. do ok. 210st.C po 25-30 min. pieczenia.
Studzić na kratce.

5 April 2010

truskawkowy torcik serowy


W tym roku Wielkanoc zbiegła się z urodzinami mojego męża. Ponieważ oboje lubimy lekkie, owocowe ciasta, wymyśliłam sobie, że przygotuję torcik serowo-truskawkowy. I wyszedł fantastycznie! Pyszny, nie zbyt słodki, bardzo truskwakowy i do tego śliczny! Zdecydowanie trafi do naszych ulubionych!

Truskawkowy torcik serowy

spód:
150 g biszkoptów
100 g masła

masa serowa:
500 g zwykłego serka na sernik (gotowy w pudełku)
450 g mrożonych truskawek
200 g cukru
25 g żelatyny
1/2 szklanki wrzątku

na wierzch:
200 g świeżych truskawek
1 galaretka truskawkowa

Biszkopty rozdrabniamy w misce, zalewamy rozpuszczonym masłem i wykładamy nimi tortownicę (20 cm) ugniatając ściśle palcami. Ser przekładamy do osobnej miski. Rozmrożone truskawki (wraz w powstałym sokiem) miksujemy w malakserze na pure. Dodajemy je do sera, dosypujemy cukru i miksujemy aż się wymieszają. Żelatynę rozpuszczamy w 1/2 szklanki wrzącej wody i gdy lekko przestygnie dolewamy do masy serowej po trochu, stale miksując. Gotową masę wylewamy na przygotowany spód i wkładamy do lodówki na parę godzin. Truskawki tniemy na plasterki i układamy na zastygniętym serniku. Przygotowujemy galaretkę truskawkową (ja rozpuszczam w 400 ml wrzącej wody zamiast w pół litra) i przestudzoną wylewamy na wierzch. Wkładamy ponownie do lodówki na parę godzin. Gotowe!
Smacznego!


3 April 2010

Wesołych Świąt Wielkanocnych!



Wszystkim tu zaglądającym życzę radosnych i pogodnych 
Świąt Wielkanocnych!

2 April 2010

tarta ze szpinakiem


Przepadam za tartami! Nie jadamy wiele mięsa, więc siłą rzeczy i tarty są u nas najczęściej wegetariańskie. Tym razem nadarzyła się okazja do upieczenia nowej wersji, bo odwiedziła nas Ewa i chciałam przygotować coś małego na ząb. Oprócz tarty były też Hot Cross Buns, ale o nich była już mowa. Chciałam by tarta była wiosenna (stąd zieleń i szpinak) oraz aromatyczna (ser) no i tak oto narodziła się tarta ze szpinakiem i serem. Smaczna, lekko pikantna (użyłam sera Stiltona) i chyba jednak najlepsza na ciepło. Polecam!
Ewa obdarowała nas świeżymi listkami dzikiego czosnku (czosnku niedźwiedziego) i dziś delektowaliśmy się na kolację makaronem z pesto właśnie z tych listków. O tym niedługo na blogu!

Tarta ze szpinakiem

spód:
200 g mąki pszennej
100 g masła
1 jajko
sól

nadzienie:
1 opakowanie mrożonego szpinaku (ok. 450 g)
1 średnia cebula drobno posiekana
1 ząbek czosnku
1 łyżka masła
200 ml mleka
2 jajka
pieprz i odrobina soli (bo ser jest słony)
ok 100 g sera (niebieskiego, ja użyłam dojrzałego Stiltona)

Do mąki z solą wcieramy masło, dodajemy rozbełtane jajko i szybko zagniatamy. Wkładamy owinięte folią spożywczą do lodówki. Gdy się schłodzi, wałkujemy i wykładamy ciastem natłuszczoną wcześniej formę (ok. 28 cm). Wkładamy formę do lodówki na 1 godzinę. Po wyjęciu nakłuwamy widelcem, kładziemy papier do pieczenia i wysypujemy np. fasolę. Podpiekamy ok. 10 minut w 190 C i po tym czasie ściągamy papier z fasolą i dopiekamy jeszcze ok. 5 minut.
W czasie gdy nam się tarta podpieka przygotowujemy nadzienie. Obsmażamy cebulkę i czosnek na maśle aż nam się cebula zeszkli. Dodajemy rozmrożony wczesniej szpinak (osączony) i smażymy przez chwilę mieszając. Doprawiamy pieprzem i odrobiną soli. Zdejmujemy z ognia. W osobnym naczyniu mieszamy dokładnie mleko z jajkami i dodajemy do niego lekko przestygnięty szpinak. Całość mieszamy i wylewamy na podpieczony spód. Po wierzchu posypujemy pokruszonym serem. Zapiekamy około 30 minut w 190 C. Gotowe!





Hot Cross Buns


Po tym jak rok tem po raz pierwszy upiekłam te smakowite bułeczki, nie mogłam w tym roku ich nie powtórzyć. Hot Cross Buns są tradycyjnie jadane w Anglii w Wielki Piątek. Ich historia sięga zamierzchłych czasów (ponoć jeszcze pogańskich), a krzyż oczywście symbolizuje ukrzyżowanie Jezusa. Obecnie można je dostać w supermarketach przez okrągły rok, ale myślę, że cały urok w tym, by je właśnie upiec w Wielkim Tygodniu.
Tym razem poszukałam innego przepisu (zeszłoroczne były z przepisu J.Hamelmana) i oto Hot Cross Buns z książki "British Food" (aut. Mar Hix).


Hot Cross Buns
(przepis na 15 większych lub 20 mniejszych)

650 g mąki pszennej chlebowej
1 łyżeczka mielonego cynamonu
1 łyżeczka świeżo startej gałki muszkatołowej
1 łyżeczka mielonych "mixed spice" (angielska mieszanka przypraw)
1/2 łyżeczki mielonego kwiatu muszkatołowego
1/2 łyżeczki soli
65 g cukru (dałam 80 g i wyszły w sam raz, nie za słodkie)
90 g masłą
7 g drożdży instant
200 ml ciepłego mleka
200 ml gorącej wody
1 średnie jajko (rozbełtane)
100 g rodzynków (użyłam currants bo rodzynków nie lubię)
65 g mieszanych skórek kandyzowanych (posiekanej) (dałam całe opakowanie 100 g)

pasta do zrobienia krzyży:
kilka łyżek zwykłej mąki
woda

syrop: 
100 g cukru
100 g wody 
kilka kropel ekstraktu migdałowego (opcjonalnie)

Mieszamy mąkę z przyprawami i solą i palcami wcieramy masło. Dodajemy cukier i drożdże oraz wodę,, mleko i jajko. Mieszamy dokładnie i wyrabiamy ciasto aż będzie miękkie i elastyczne. W tym miejscu autor od razu proponuje podzielić i uformować bułki, ale mnie się wczoraj nie spieszyło i postanowiłam dać ciastu nieco wyrosnąć w zamkniętym pojemniku (1 godzinę, po 30 minutach złożyłam ciasto) i dopiero wtedy podzieliłam je na 15 bułeczek (po 100 g) i po uformowaniu ułożyłam na blasze (na papierze do pieczenia). Przykryłam i zostawiłam na około 1 godzinę do wyrośnięcia (autor poleca przed pieczeniem posmarować bułki roztrzepanym jajkiem, ale ja nie widzę takiej potrzeby, więc niczym nie smarowałam). Jak już były gotowe przygotowałam w miseczce pastę z mąki i wody (powinna być średnio gęsta ale nie lejąca) i napełniłam rękaw cukierniczy ze zwykłą okrągłą końcówką  po czym zrobiłam na bułkach krzyże. Włożyłam blachę do nagrzanego piekarnika (230 C) i piekłam bułki 12-15 minut. W międzyczasie przygotowałam syrop (zagotowałam wodę z cukrem) i gorące jeszcze bułki smarowałam gorącym syropem (nabierają wtedy pięknego połysku).
Najlepiej smakują jeszcze ciepłe, przecięte na pół i posmarowane masełkiem. Rewelacja!




Kuchnia Wielkanocna 2010


Wielkanocne gotowanie

1 April 2010

jajka faszerowane anchovis i kaparami


Tyle osób ostatnio kusiło na blogach pysznymi faszerowanymi jajkami, że nie mogłam się oprzeć i też przygotowałam je dzisiaj. W końcu okres Wielkanocny kojarzy się nieodłącznie właśnie z jajkiem! Ogromnym plusem faszerowanych jajek jest szybkość przygotowania i ogromne możliwości kreatywne, jakie ze sobą niosą. Ja dziś dodałam do pasty anchovis i kapary i wyszły pysznie!

Jajka faszerowane anchovis i kaparami

4 jajka ugotowane na twardo
1-2 łyżki majonezu
4 fileciki anchovis (małe)
2 łyżeczki kaparów (osączonych z zalewy) + kilka do ozdoby
pieprz

Jajka przecinamy na połówki, żółtka wrzucamy do blendera i dodajemy pozostałe składniki. Miksujemy na gładką masę i nakładamy ponownie do jajek. Dekorujemy pozostałymi kaparami. Gotowe!


Kuchnia Wielkanocna 2010

Wielkanocne gotowanie