Przepisy

31 December 2010

Christmas Chutney


Bożonarodzeniowy chutney to moja ostatnia świąteczna propozycja. Przyznam, że zrobilismy go jeszcze w zeszlym roku i zupełnie o nim zapomniałam. Cierpliwie czekał sobie w spożarce i z ciekawością spróbowaliśmy go w te Święta. Chutney moim zdaniem świetnie pasuje do pasztetów lub do żółtych serów. Cieszę się, że mam jeszcze parę słoiczków, bo bardzo nam smakował :-).
Przepis znalazłam wieki temu na stronie BBC - Food Recipies.
Przy okazji tego ostatniego wpisu w Starym Roku życzę Wszystkim powodzenia w Nowym Roku, udanych wypieków i wielu inspiracji kulinarnych!

Christmas Chutney

450 g cebuli, posiekanej
5 łyżek wody
900 g jabłek - najlepiej reneta - obranych i pokrojonych w drobną kostkę
700 g gruszek, obranych i posiekanych
85 g daktyli posiekanych (bez pestki oczywiście)
570 g octu winnego z jabłek
1 łyżeczka soli
1 łyżeczka mielonego cynamonu
1 łyżeczka mielnego pieprzu cayenne
225 g cukru

Cebulę i wode umieszczamy w dużym rondlu o grubym dnie, podsmażamy a      z cebula zmięknie. Dodajemy jabłka, gruszki i gotujemy 15-20 minut. Dodajemy następnie daktyle, sól, przyprawy i połowę octu winnego. Gotujemy mieszając od czasu do czasu aż chutney zgęstnieje.
Dodajemy cukier oraz resztę octu, mieszamy aż do rozpuszczenia cukru. Smażymy (mieszając co chwilę) aż uzyskamy gęsty chutney. Przekładamy do przygotowanych słoiczków, zamykamy i gotowe! Chutney powinien przegryzać się co najmniej 2 tygodnie.

28 December 2010

angielska klasyka świąteczna- Christmas Pudding z sosem rumowym


Angielski Christmas Pudding do tej pory kupowaliśmy najczęściej w M&S - już gotowy, jedynie należało go odpowiednio długo podgrzewać w mikrofalówce. Nie był zły, ale żeby poznać prawdziwy smak tego świątecznego deseru trzeba go przygotować samemu w domu. Tak więc jeszcze w marcu, w czasie naszej wizyty na wyspach zakupiłam ceramiczną formę około 1 litrowej pojemności - właśnie by przygotować pudding świąteczny ale też i inne puddingi (na razie czekaja na realizację;-)). W tym samym czasie, kiedy zabrałam się do ciasta bożonoarodzeniowego (2 miesiące temu), przygotowałam też i pudding, bo i on powinien jakiś czas dojżewać i się macerować. Według tradycji każdy z domowników powinien zamieszać puddning przed przełożeniem go do formy - zgodnie ze wskazówkami zegara. Przepis zaczerpnęłam z ulubionej książeczki mojego męża, z której korzystała też i jego mama - "Home Recipies" wydanej przez Be-Ro.
Puding należy dwukrotnie gotować na parze, najpierw w dniu przygotowywania i potem tuż przed podaniem. Do tego najlepiej jest przyrządzić prosty sos rumowy do polania i gotowe! Muszę przyznać, że domowy pudding jest o niebo lepszy od kupionego. Ogromnie nam smakował! Jest to rodzaj deseru, którego nie da się zjeść dużo na raz - podobnie jak i ciasta, można się więc nim delektować przez parę dni po Świętach.

Christmas Pudding

100 g mąki self raising flour - na ok. 150 g zwykłej mąki dajemy po 1/2 łyżeczki sody i proszku do pieczenia
szczypta soli
1/2 łyżeczki świeżo startej gałki muszkatołowej
1/2 łyżeczki mieszanki mixed spice (sprzedawana w Anglii w paczuszkach - składa się z cynamonu, nasion kolendry, kminku, gałki muszkatołowej, imbiru oraz goździków)
75 g łoju granulowanego (również do kupienia jedynie w Anglii - niestety)
100 g rodzzynek
100 g sułtanek
100 g currants okrągłych,malutkich, czarnych rodzynek
100 g miękkiego cukru brązowego (trzcinowego)
50 g mieszanej skórki kandyzowanej
skórka otarta z 1/2 cytryny
2 średnie jajka
2 łyżki brandy


Ceramiczną formę natłuszczamy dokładnie, wycinamy niewielkie kółko z papieru do pieczenia i umieszczamy na dnie (co ułatwi później wyjęcie puddingu gdy będzie już gotowy).
Do miski wsypujemy wszystkie suche składniki, mieszamy, dodajemy jajka, brandy i mieszamy dokładnie. Przekładamy następnie do przygotowanego wczesniej naczynia.


Na wierzch masy kładziemy papier do pieczenia (wycinamy odpowiednio duże kółko) i następnie całość przykrywamy folią aluminiową lub ściereczką lnianą i dokładnie obwiązujemy. Naczynie przekładamy do odpowiednio dużego rondla z podstawką do gotowania na parze, wlewamy na dno rondla wrzątek, przykrywamy i gotujemy 8 godzin (należy zaglądać i dolewać wody w miarę potrzeby).
Tak przygotowany puddning wyciągamy i zostawiamy do wystygnięcia (cały czas w naczyniu). Gdy ostygnie zdejmujemy mokrą ściereczkę i całość szczelnie zawijamy folią alumioniową i trzymamy do Świąt w chłodzie. Niektórzy co jakiś czas podlewają niewielką ilością brandy.
Przed podaniem znowu gotujemy pudding na parze (zawinięty w folię) przez kolejne 2 godziny. Wyciągamy, zdejmujemy folię i odwracamy na talerz. Powinien nam bez problemu wyjść z formy. Dla większego efektu można tuż przed podaniem polać brandy i wnieść do gości płonący. Podajemy najlepiej polany sosem rumowym (jak na zdjęciu u góry).

Sos rumowy (Delii)

75 g masła
60 g mąki
500 ml mleka
50 g cukru pudru
3-4 łyżki rumu (lub więcej jak kto lubi)

Do rondla wlewamy mleko, dodajemy masło i mąkę i mieszając zagotowujemy. Zmniejszamy ogień i dodajemy cukier. Gotujemy kilka minut stale mieszając, a na koniec wlewamy rum, całość mieszamy i sos gotowy!
Tak wygląda pudnning już po ugotowaniu:


A oto efekt końcowy!


25 December 2010

Traditional English Christmas Cake - tradycyjne angielskie ciasto bożonarodzeniowe


Po wczorajszych kuchennych trudach dziś mam chwilę odpoczynku. To mój mąż będzie się kulinarnie popisywał przygotowując angielski Christmas Dinner czyli obiad bożonarodzeniowy. Poza tradycyjnymi ciasteczkami mince pies, które robię od lat, a w zasadzie od czasu naszych pierwszych Świąt na swoim, w tym roku postanowiłam upiec też tradycyjne angielskie ciasto bożonarodzeniowe. Żałuję tylko, że tyle lat czekałam z tą decyzją bo ciasto jest niesamowite! Ma cudowny aromat, jest wilgotne (a jakby miało nie być jak od 2 miesięcy podlewane było regularnie raz na tydzień obficie dobrą brandy), ma bogate wnętrze i wygląda niesamowicie! Nigdy nie przypuszczałam, że uda mi sie upiec takie cudo i do tego tak pyszne! Wszystkich zachęcam do wypróbowania a z pewnością się uzależniciie już z pierwszym kęsem - jak to było w moim przypadku :-) Do przygotowania tego ciasta posłużyłam się przepisem Delii.
Ciasto upiekłam jeszcze w październiku - co podyktowane było moimi wyjazdami ale zasadniczo powinno się piec o ile mnie pamięć nie myli - w ostatnią niedzielę przed Adwentem. Potem zamyka się ciasto w szczelnym pojemniku i pamiętać tylko należy by raz na tydzień je otworzyć i polać paroma łyżkami dobrej brandy. Ciasto nabierze wilgoci i niesamowitego aromatu! Parę dni przed samymi Świętami przykrywa się je marcepanem oraz lukrem i gotowe!
Przepis na foremkę o 20 cm średnicy.

Christmas Cake

450 g currants (rodzaj rodzynek - małe i ciemne)
175 g sułtanek
175 g rodzynek
50 g kandyzowanych wiśni pokrojonych drobno
50 g mieszanej skórki kandyzowanej (pomarańcza, cytryna, lemonka)
3 łyżki brandy (jedynie do ciasta, później potrzeba więcej na dokarmianie)
225 g mąki
1/2 płaskiej łyżeczki soli
1/4 płaskiej łyżeczki świeżo startej gałki muszkatołowej
1/2 płaskiej łyżeczki mixed spice (mieszanki przypraw dostępnej w sprzedaży w UK)
225 g masła
225 g cukru
4 duże jajka
50 g migdałów, obranych i posiekanych
1 łyżka czarnej melasy
skórka otarta z 1 cytryny
skórka otarta z 1 pomarańczy

Dzień wcześniej mieszamy bakalie i skórkę kandyzowaną, polewamy 3 łyżkami brandy, mieszamy, przykrywamy szczelnie folią i zostawiamy na noc.
Na drugi dzień nagrzewamy piekarnik do 140 C. Odmierzamy wszystkie pozostałe składniki. Przesiewamy mąkę i przyprawy,  w osobnym naczyniu miksujemy masło z cukrem aż uzyskamy jasna kremową barwę. jajka rozbijamy w osobnej miseczce, mieszamy widelcem i dodajemy do masy maślanej po troszeczku, i miksując dokładnie. Następnie dodajemy makę i mieszamy delikatnie. Na koniec dodajemy bakalie nasączone brandy, migdały, melasę i otarta skórkę. Po wymieszaniu składników, przekładamy masę do foremki. Ja po wysmarowaniu tortownicy masłem wyłożyłam dno foremki papierem do pieczenia oraz wycięłam pasek szerszy niż wysokość formy do wyłożenia boków (na wszelki wypadek bo ciasto ładnie wyrasta i zapobiega to też przyklejeniu się do ciasta papieru którym całość przykryjemy na czas pieczenia). Na koniec przykrywamy formę sporym podwójnym papierem do pieczenia w którym pośrodku wycinamy otwór wielkości monety 50 gr. Papier chroni ciasto w czasie długego procesu pieczenia.
Pieczemy ciasto na dolnej półce około 4 i 1/2 do 4 i 3/4 godziny. Nie zaglądamy do ciasta wcześniej niż po 4 godzinach pieczenia! Ciasto sprawdzamy patyczkiem. W razie potrzeby pieczemy dodatkowe 30 minut. Po wyjęciu z piekarnika zostawiamy ciasto na pół godziny w foremce by nieco przestygło po czym wyciagamy z tortownicy i przenosimy na kratkę do całkowitego wystudzenia. Jak ostygnie robimy kilkanaście otworów na powierzchni ciasta używając wykałaczki. Polewamy 3-4 łyżkami brandy, zawijamy w papier do pieczenia, obwiązujemy sznureczkiem i przekładamy do szczelnego pudełka. Zamykamy i pamiętamy by co tydzień polać paroma łyżkami brandy.
Tak wygląda ciasto po upieczeniu i "dokarmianiu":


a tak przykryte warstwaa marcepanu:


no i efekt końcowy - ciasto przykryte lukrem:


i udekorowane!


23 December 2010

Święta i życzenia!


Święta zbliżyły się wielkimi krokami :-) Obicywałam sobie zamieścić kilka przepisów w tym tygodniu ale jak to bywa po prostu nie zdążyłam. Ale po Świętach nadrobię wszystko! A będzie o czym! Upiekłam po raz pierwszy cudowne angielski ciasto świąteczne (Christmas Cake) z którego jestem dumna jak paw! Przygotowałam również pierwszy raz prawdzimy Christmas Pudding (ceramiczne naczynie zakupiłam jeszcze w marcu!), oczywiście upiekłam już kilka tuzinów pyszniutkich mince pies i upiekę ich jeszcze sporo! Od paru dni spędzam sporo czasu w kuchni na przygotowaniach, dziś kulminacją było robienie pierogów z kapustą i grzybami oraz uszek. To lubię najbardziej bo gdy gotowe są uszka i pierogi - wiem na pewno, że Święta już tuż tuż! Jutro ugotuję barszcz, upiekę chałkę, a tuż przed kolacją zrobimy rybę (jak zwykle nie będzie karpia - w tym roku cieszyć się będziemy pstrągiem!).
Zanim jednak oddam się świętowaniu chciałabym wszystkim, którzy tu zaglądają, życzyć spokojnych rodzinnych Świąt Bożego Narodzenia oraz radości i wielu kulinarnych doznań w Nowym Roku!


17 December 2010

mixed vegetable curry


Kuchnia indyjska jest moją ulubioną. Oczywiście ma to związek z moją osobistą fascynacją tym krajem wynikającą między innymi z faktu, że spędziłam tam bardzo dużo czasu. Miałam okazje popróbować tej kuchni i w ulicznych knajpkach i w eleganckich restauracjach, no i oczywiście po prostu u ludzi w ich domach. Nigdy nie byłam rozczarowana i co więcej - wiem, że jeszcze długa droga przede mną i że czeka mnie wiele kulinarnych odkryć. Indie to ogromny kraj i w różnych jego częściach gotuje się różnie. Ja poznałam głównie kuchnię północno-indyjską i to nawet nie całą. Również i mój mąż uwielbia indyjskie jedzonko i wynikiem tej naszej kulinarnej pasji jest cała kolekcja książek kucharskich dotyczących właśnie kuchni indyjskiej. Choć obiecujemy sobie ciągle, że więcej książek kucharskich nie kupimy, bo nam życia nie starczy by wszystko wypróbować to i tak za każdym razem jak jedziemy do Anglii to nie możemy sie oprzeć i coś przywozimy. Tym razem padło na Gordona Ramseya i jego "Great Escape" (jego ulubione przepisy z kuchni indyjskiej) oraz "The Curry Book" - wypatrzona w Amazonie. Po przestudiowaniu obu nadszedł czas na czyny! I tak chciałabym podzielić się z Wami pysznym daniem wlaśnie z "The Curry Book". Może ktoś powiedzieć, że podobne już u mnie widział i to prawda. Niemniej jednak podobne to nie znaczy, że takie samo. Czasem potrawy wyglądają podobnie a smakują trochę inaczej. Wszystko zależy nie tylko od głównych składników ale przede wszystkim od dodatków - w tym od przypraw. I tu otwarcie powiem, że to curry warzywne smakowało nam ogromnie, smakowało tak jak smakuje curry w Indiach. Polecam! I po tym przydługim wstępie czas na przepis (ja odrobinę pozmieniałam warzywka - z lenistwa bo nie chciało mi się w te mrozy wychylać nosa z domu by jechać specjalnie na zakupy).

Mixed Vegetable Curry

6 łyżek oleju
ok. 2,5 cm długości kawalek cynamonu
3 goździki
2 ziarna czarnego pieprzu
2 ziarna kardamonu (zielonego)
1 duża cebula pokrojona w półplasterki
2 ząbki czosnku, rozgniecione lub posiekane
5 niewielkich ziemniaków obranych i pokrojonych na kawałki ok 2 cm (ja użyłam dyni piżmowej - ang. butternut squash)
3 marchewki pokrojone na kawałki ok. 2 cm
1 łyżeczka soli
1 łyżeczka kurkumy
1/2 średniego kalafiora podzielonego na różyczki (nie miałam)
1 zielona papryka pokrojona na 2 cm kawałki (też nie miałam)
2 łyżeczki chilli (dałam 1 i było w jak dla mnie w sam raz ale jak ktoś lubi bardzo ostre to dać 2)
2 łyżki mielonej kolendry
1 łyżeczka cukru
1 szklanka wody (dałam nieco mniej)
400 g pomidorów z puszki (lub świeżych obranych ze skórki i pokrojonych na kawałki)
3 łyżki pure pomidorowego (dałam przecieru)
125 g mrożonego groszku
1/2 łyżeczki przyprawy garam masala

Rozgrzewamy w rondlu olej, dodajemy cynamon, goździki, ziarna pieprzu, kardamon, cebulę i czosnek i mieszając smażymy przez ok. 1 minute. Dodajemy ziemniaki, marchewki, sól, kurkumę, mieszamy i smażymy na średnim ogniu pod przykryciem ok. 10 minut - co chwilę mieszając (w razie potrzeby nieco zmniejszyć ogień). Dodajemy kalafior, zielona paprykę, chilli, kolendrę, cukier i wodę i gotujemy pod przykryciem 5 minut. Następnie dodajemy pomidory, pure pomidorowe i groszek i gotujemy dalsze 10 minut. Gdyby płynu było zbyt wiele gotujemy bez przykrycia tak by nadmiar wyparował i warzywa były pokryte gęstym sosem. Należy uważać by mieszać warzywa podczas gotowania delikatnie by nam się nie rozpadły i nie utworzyły miazgi.
Przed podaniem posypujemy po wierzchu szczyptą garam masali.
Podajemy z ryżem i/lub z indyjskimi chlebkami - ćapati.
Smacznego!


14 December 2010

krem z topinambura


Z naszego ostatniego wyjazdu na Wyspy przywieźliśmy kilogram korzeni topinambura inaczej zwanego słonecznikiem bulwiastym. W Anglii o dziwo roślinę tą nazywa się Jerusalem artichoke - jerozolimskim karczochem - nie ma ta roslina jednak nic wspólnego ani z Jerozolimą ani z karczochem. Pochodzi z Ameryki i jest spokrewniona ze słonecznikiem. Już od jakiegoś czasu chciałam spróbować jak smakuje i ogromnie się cieszę, że udało mi się kupić i przywieźć. Kilka bulw posadziliśmy na razie do doniczek i mamy nadzieję, że urosną i na wiosnę wysadzimy je na działkę, by mieć własne zbiory w przyszłym roku. Więcej informacji o warzywie można znaleźć w Wikipedii.
Z tego co czytałam to topinambura można wykorzystywać na różne sposoby - gotować na parze i podawać z masełkiem, piec, gotować (jak ziemniaki), przerabiać na zupy czy dodawać surowe do sałatek. Sama bulwa po obraniu ma biały kolor, jest delikatna w smaku i ma konsystencję kasztana wodnego czy młodej kalarepki. Ja postanowiłam przerobić to ciekawe warzywko na zupę krem. Przepis znalazłam na stronach BBC. Zupa jest prawie śnieżno biała, o łagodnym przyjemnym smaku.



Krem z topinambura

2 łyżki masła
2 cebule posiekane
2 ząbki czosnku, pokrojone
ok. 800-1000 g bulw topinambura, obranych i pokrojonych na kawałki
100 ml białego wina wytrawnego
800 ml wywaru drobiowego lub warzywnego
100 ml śmietanki
sól/pieprz

W rondlu rozpuszczamy masło i podsmażamy cebulę przez parę minut aż stanie się lekko szklista, dodajemy czosnek i podsmażamy jeszcze chwilę. Następnie dodajemy topinambura oraz wino i wywar oraz solimy do smaku. Gotujemy około 10 minut aż topinambur będzie miękki. Gdy zupa lekko przestygnie miksujemy blenderem. Dodajemy smietankę, mieszamy i doprawiamy solą i pieprzem do smaku. Gotowe!

12 December 2010

WP # 97 bułki na zakwasie


Ogromnie się cieszę, że po tak długiej nieobecności znów mogłam przyłączyć się do weekendowego pieczenia! Tym razem pieczemy wspólnie w Weekendowej Piekarni bułki, a że przepadam za bułeczką na śniadanie więc tym chętniej zabrałam się wczoraj do pracy! Oczywiście zapomniałam dosypac nasionek, a planowałam dodać zamiast pestek dyni mój ulubiony mak. Jak zwykle przypomiałam sobie za późno, gdy ciasto już wyrosło. Podarowałam więc sobie ten mak, a bułki i tak wyszły bardzo smaczne :-).
Przepis zamieszczam za Gospodarnym Szczęściem :

Bułki na zakwasie  

150 g aktywnego zakwasu żytniego, dokarmionego 10-12 h wcześniej 
300 g mąki pszennej 
100 g mąki orkiszowej - użyłam z pełnego przemiału 
170-200 g wody - dałam 170 g. 
2 łyżki oliwy 
1 łyżeczka miodu 
1 łyżeczka soli 
1 łyżeczka świeżych drożdży  
2 łyżki pestek dyni (opcjonalnie) - miałam dać maku ale zapomniałam :-(

Zakwas wymieszać z wodą i drożdżami. Dodać oliwę, sól i miód i stopniowo wsypywać mąkę. Wyrobić gładkie ciasto, na końcu dodając pestki dyni. Ciasto przełożyć do miski wysmarowanej oliwą, przykryć ściereczką i odstawić do wyrastania na ok. godzinę. Ciasto powinno podwoić objętość.
Kiedy ciasto jest wyrośnięte, delikatnie posmarować wnętrza dłoni oliwą i odrywając kawałki ciasta formować bułeczki (wyszło mi 10 sztuk). Bułeczki ułożyć na blasze wyłożonej papierem do pieczenia, zostawiając między nimi ok. 4 cm odstępy. Ja zostawiłam bułki przykryte ściereczką na pół godziny by wyrosły przed pieczeniem.
Piekarnik nagrzać do 230 st C. Wstawić bułeczki i piec ok. 12 minut - do zrumienienia. Bułeczki dość znacznie rosną jeszcze w piekarniku. Po upieczeniu ostudzić na kuchennej kratce.

11 December 2010

niezwykły ptasi stołownik


Od lat karmimy ptaki na balkonie. Już tak się sikorki do tego przyzwyczaiły, że cały okrągły rok zaglądają po nasionka słonecznika. Najwięcej ich przychodzi oczywiście zimą - dokarmiamy chyba całą okolicę, bo często około 20 małych sikorek skacze po balkonie i drzewie obok. Wpadaja też regularnie sroki, próbują uszczknąć nieco słoninki i świetnie się im to udaje. Zaglądają wróble po okruszki, parę razy widziałam rudzika a mój mąż ostatnio wypatrzył sójkę, choć ta tylko na chwilkę przysiadła. Dziś nie mogłam uwierzyć własnym oczom gdy na balkonie wylądował nam najprawdziwszy dzięcioł! To już drugi tak rzadki ptak jakiego w okolicy widzę, rok temu na działce wpadał dokarmiać się grubodziób. Fantastyczny ptaszek! I nie myślcie, że mieszkam gdzieś pod lasem! Mieszkam na osiedlu blisko centrum Krakowa. Fakt, za naszym osiedlem rozciąga się spory zaniedbany sad, tam widywałam dotychczas sójki i co roku w maju nasłuchuję wieczorami słowików. Ale dzięcioła z bliska widziałam tylko raz w życiu i oczywiście w lesie. Nasz niezwykły gość zasiadł na wiszącej na balkonie słonince i dobrych parę minut się zajadał aż coś go nagle spłoszyło i odleciał. Mam nadzieję, że wróci do nas jeszcze nie raz :-)
A poniżej nasi stali bywalcy czyli sikorki.



10 December 2010

pasta z wędzonej makreli z pomarańczą


Dziś na śniadanie gościła na naszym stole makrela. Robiłam już wczesniej pasty z makreli - taką zwyczajną oraz ze szczypiorkiem. Dziś dla odmiany wersja "świąteczna" bo z pomarańczą. Przepis wypatrzyłam w ostatnim wydaniu czasopisma "Country Kitchen". Zastanawiało mnie jak się będzie makrela sprawować w towarzystwie pomarańczy i okazało się że świetnie! Aromat pomarańczy jest delikatnie wyczuwalny ale nie dominuje podstawowego smaku czyli makreli, a sama pasta ma świeży, łagodny smak.

Pasta z wędzonej makreli z pomarańczą

1 duża wędzona makrela
5 łyżek świeżo wyciśniętego soku z pomarańczy
1 łyżka likieru Cointreau
skórka otarta z połowy dużej pomarańczy
2 łyżeczki świeżego soku z cytryny (dałam nieco więcej)
ok. 150 g kremowego serka np. Philadelphi
sól/pieprz

Makrelę obieramy ze skóry i usówamy wszystkie ości. Przekładamy do miski. Dodajemy sok z pomarańczy i cytryny i ugniatamy widelcem, dodajemy likier, otartą skórkę z pomarańczy oraz serek i mieszamy dokładnie widelcem. Doprawiamy solą i pieprzem do smaku. Przykrywamy i wkładamy do lodówki. Gotowe!


7 December 2010

pomarańczowo-orzechowy chlebek - czyli jestem spowrotem!


Wróciłam po blisko miesięcznej przerwie. Muszę przyznać, że bardzo mi brakowało zaglądania do Durszlaka i odwiedzania Waszych cudownych blogów. Mam teraz tyle do nadrobienia! Ale wyjazd był ekscytujący, znowu odwiedziłam moje ukochane Indie i Nepal, chociaż tylko na dwa tygodnie to i tak było wspaniale. Udało mi się wrócić do dawnych smaków i tak na przykład u pana ze zdjęcia powyżej kupiłam torebkę pysznych słodyczy - barfi, białych prostokącików zrobionych na bazie mleka i cukru. To moje ulubione indyjskie słodkości! Zajadałam się też doskonałym samosami przygotowanymi przez pana poniżej:


Byłam w mojej ulubionej knajpce południowoindyjskiej w Agrze. Odkryłam ją podczas mojego pierwszego pobytu w Indiach, kiedy to mieszkałam w Agrze przez rok w czasie stypendium. Będąc studentką dysponowałam jedynie okrojonym budżetem i wyjście do Dasaprakash było zarezerwowane tylko na wyjątkowe okazje. Teraz oczywiście patrzę na nią zupełnie z innej perspektywy :-) 
Poniżej pyszna masala dosa z czatnejem kokosowym i sambarem.


Pochodziłam też po bazarach i mogłam nacieszyć oczy widokiem różnych owoców i warzyw u nas niestety niedostępnych.


Udało mi się też zrobić fotkę jak pan robi indyjskie chlebki ćapati (roti)


A na koniec tej krótkiej fotorelacji jeszcze dwa zdjęcia handlarzy z Patanu w Kathmandu :-)


Cóż można napisać o Indiach w paru zdaniach? No chyba tylko to, że to kraj ogromnych kontrastów i pomimo niesamowitego wzrostu gospodarczego (widocznego jedynie w największych miastach) to cała reszta kraju specjalnie się przez ostatnie lata nie zmieniła. To kraj, gdzie kobiety są kolorowe i zachwycające a mężczyźni generalnie dosyć szarzy i mało widoczni. W końcu Indie to też kolebka rewelacyjnej kuchni, o tak wielu obliczach. 
Zapraszam do oglądnięcia zdjęć z mojego poprzedniego wyjazdu w te rejony na moim blogu "Z daleka i z bliska". Zdjęcia z tego wyjazdu też postaram się niedługo wrzucić.
A po tych pełnych wrażeń dwóch tygodniach wróciłam do domu dosłownie na jeden dzień, przepakowałam walizki i poleciałam jeszcze na tydzień na "Wyspę", by wraz z mężem odwiedzić rodzinę i znajomych. Tam zaskoczyła mnie zima!!! Jak zwykle nie oparłam się pokusie i znowu kupiłam kolejną książkę kucharską - tym razem padło na Gordona R. i jego indyjskie przepisy :-) Postaram się wkrótce coś z tej książki upichcić. 
I w końcu wróciłam do domu parę dni temu z przeziębieniem. Od wczoraj próbuję uporządkować sprawy, które czekały na mnie od blisko miesiąca i wracam powoli do normalnego życia oraz do mojego zaniedbanego bloga!
Na koniec chciałabym podzielić się z Wami prostym i szybkim przepisem na chlebek pomarańczowo-orzechowy, który znalazłam w ostatnim wydaniu czasopisma "Country Kitchen". Przepis jest banalnie prosty a ciasto smakuje wybornie! To taka moja kulinarna zapowiedź nadchodzących Świąt :-)


Chlebek pomarańczowo-orzechowy

350 g mąki pszennej
3 płaskie łyżeczki proszku do pieczenia (myślę, że wystarczyłyby dwie)
1 płaska łyżeczka sody
szczypta soli
skórka starta z 1 dużej pomarańczy
175 g cukru
175 g orzechów włoskich
1 duże jajko lekko rozbełtane
100 ml soku z pomarańczy (najlepiej świeżo wyciśniętego)
90 ml roztopionego masła
100 ml wody

Nagrzewamy piekarnik do 190 C. Przygotowujemy foremkę jak na chleb (11x22 cm). 
Do miski przesiewamy mąkę, proszek do pieczenia i sodę. Dodajemy sól. Skórkę otartą z pomarańczy mieszamy z cukrem i dodajemy wraz z orzechami do mąki. W osobnym naczyniu mieszamy jajko, sok z pmarańczy, wodę i roztopione masło. Wlewamy do pozostałych składników i dokładnie mieszamy. Przekładamy do foremki i wkładamy do nagrzanego piekarnika. 
Pieczemy ok. 45-50 minut (należy sprawdzić patyczkiem). W razie potrzeby przykrywamy na ostatnie 10-15 minut by się nam wierzch zbytnio nie przypiekł. Podajemy po ostudzeniu.
Smacznego!

9 November 2010

waniliowy deser z tapioki


Dzisiaj mała odmiana, tym razem chciałabym zachęcić Was do wypróbowania tapioki! Już kiedyś jadłam ale było to dawno temu więc jak miałam okazję kupić torebkę tapioki - nie wahałam się ani chwili. Deser sam w sobie nie jest jakiś wykwintny czy nie z tej ziemi - smakuje jak nasz budyń, ma też zbliżoną konsystencję ale jak dla mnie bardzo dobry na chłodne jesienne wieczory :-)
Tym słodkim przepisem będę się z Wami żegnać na blisko miesiąc :-(  Wyjeżdżam najpierw na dwa tygodnie (o tym po powrocie) a potem jeszcze na tydzień - na Wyspę. Obiecuję powrócić z ciekawymi przepisami!

Waniliowy deser z tapioki
(dla 4-6 osób)

125 g tapioki
750 ml mleka (więcej w razie potrzeby)
szczypta soli
15 g masła
4-5 łyżek cukru (do smaku jak kto lubi)
1-2 łyżeczki esencji z wanilii

Płuczemy tapiokę na sicie pod bierząca wodą i umieszczamy w rondlu.alewamy mlekiem i zostawiamy by napęczniała na 1 godzinę. Następnie zagotowujemy i gotujemy na małym ogniu przez około 1 godzinę. W razie potrzeby, gdyby konsystencja była zbyt gęsta - dolewamy nieco mleka, ale generalnie deser ten powinien byc dosyć gęsty. Zdejmujemy z ognia, dodajemy masło, cukier, małą szczyptę soli, esencję waniliową i mieszamy. Podajemy deser od razu - gorący!

7 November 2010

krem z brukwi i marchewki z boczkiem


Coś bardzo jesiennie zrobiło się ostatnio na blogu ,a to za sprawą ostatnich jesiennych propozycji - zup, które goszczą u nas o tej porze roku bardzo często. Żeby nam się nie znudziło, szukam różnych nowych pomysłów i tak powstała właśnie ta zupka. Mój mąż przyniósł z działki brukiew (wiem, że to może nie jest jakieś modne u nas warzywo ale za to jakie fajne :-), do tego miałam kilka marchewek w lodówce i trochę boczku i proszę - wyszła naprawdę rewelacyjna zupa! Ogromnie nam smakowała i gorąco polecam do wypróbowania. No i do tego teraz kiedy mamy krótkie i szare dni - to jak słońce na talerzu!


Krem z brukwi i marchewki z boczkiem

500 g brukwi
500 g marchewek
1 cebula
2 łyżki masła
1 - 1 i 1/2 litra wywaru drobiowego lub warzywnego
sól/pieprz
150 g wędzonego boczku

Boczek kroimy w małą kostkę. Rozpuszczamy 1 łyżkę masła w rondlu i smażymy boczek. Wyciągamy i odkładamy na bok. Dodajemy resztę masła i cebulę pokrojoną w kostkę. Smażymy aż się zeszkli. Dodajemy obrane i pokrojone w niedużą kostkę marchewki i brukwie i smażymy mieszając przez kilka minut. Zalewamy następnie wywarem i gotujemy aż warzywa zmiękną. Miksujemy w blenderze i doprawiamy solą i pieprzem. Podajemy z podsmażonym wcześniej boczkiem. Palce lizać!

1 November 2010

aromatyczna zupa-krem z pasternaków z dodatkiem curry



Nadeszła ta pora roku kiedy zaczynamy delektować się częściej zupami. Nie ma to jak talerz aromatycznej, gorącej zupy na obiad. Ostatnio gościł u nas barszcz ukraiński, a wczoraj bardzo smaczna, delikatnie słodka, lekko pikantna zupa-krem z pasternaków z dodatkiem przypraw curry, kurkumy i kminu. Zupa jest cudownie kremowa i gęsta i ma do tego piękny kolor :-)
Tak więc zachęcam wszystkich do spróbowania!
Pasternak można u nas dostać dosyć łatwo, najczęściej sprzedawany jest jako pietruszka. Ale wystarczy popytać sprzedawców i wskażą właściwe warzywko (raz nawet kupiłam pasternak u nas w Tesco).

Zupa krem z pasternaków z curry
100 g masła
ok. 1 kg pasternaku
1 cebula
1 ziemniak
1 łyżka przyprawy curry (medium)
1 łyżeczka kurkumy
1/2 łyżeczki kminu
1,5 litra wywaru warzywnego lub drobiowego
150 - 200 ml śmietanki 18 %
sól/pieprz
posiekana świeża natka pietruszki

Rozpuszczamy w rondlu masło, podsmażamy chwile posienaką cebulę, dodajemy obrane i pokrojone w kostkę pasternaki i ziemniak oraz przyprawy: curry, kurkumę i kmin. Podsmażamy na średnim ogniu mieszając co chwilę - przez około 10 minut. Zalewamy wszystko wywarem i gotujemy aż warzywa będą miękkie. Całość miksujemy blenderem i na koniec doprawiamy solą i pieprzem oraz dodajemy śmietankę. Zupę podajemy gorącą, posypaną natką pietruszki. Gotowe! Smacznego :-)


30 October 2010

barszcz ukraiński w mojej wersji


Jesień to idealna pora na rozgrzewające zupy. Jedną z naszych ulubionych jest barszcz ukraiński. Tym razem to moja wersja tej pysznej zupy :-) Nie chwaląc się - bardzo się udała! Zapraszam więc wszystkich do wypróbowania, z pewnością nie pożałujecie!

Barszcz ukraiński

3-4 średnie buraki
3 marchewki
4 nieduże ziemniaki
1 średnia cebula
duży kubek suszonej fasoli 
1 litr wywaru drobiowego lub warzywnego
1 łyżka masła
ok. 200 ml śmietany 18 %
świeża natka pietruszki
sól/pieprz
1-2 łyżki świeżego soku z cytryny

Najpierw moczymy fasolę w zimnej wodzie przez około 24 godziny. Gdy napęcznieje, gotujemy aż do miękkości. Odcedzamy. 
Obieramy cebulę, siekamy i podsmażamy na maśle w rondlu aż się lekko zeszkli. Dodajemy pokrojone na półplasterki marchewki (obrane oczywiście) i pokrojone w kostkę ziemniaki. Chwilę podsmażamy stale mieszając. Dodajemy obrane i pokrojone w kostkę buraki, całość zalewamy wywarem i gotujemy aż do miękkości. Przyprawiamy solą i pieprzem, dodajemy ugotowaną fasolę, śmietanę i na koniec sok z cytryny. Przed podaniem posypujemy posiekaną natka pietruszki! Gotowe!



23 October 2010

brusznice i żurawina do mięs i serów


Z małym opóźnieniem chciłabym napisać dziś kilka słów o przetworach. Nie wyobrażam sobie by nie mieć w domu paru słoiczków brusznic (tak w Krakowie nazywamy to co w innych częściach Polski nazywa się borówkami - o ile się nie mylę). Kilka tygodni temu znowu uległam więc pokusie spacerując po Kleparzu i kupiłam najpierw żurawinę a kilka dni potem brusznice. Przygotowuje się je szybko, a jak potem rewelacyjnie smakują z mięsem czy z serem!!!
Przygotowałam wersje podobne - do żurawiny (w słoiczku po prawej) dodałam jabłek, a do brusznic (w słoiczku po lewej) gruszek. Miałam trochę problem z nazewnictwem angielskim - nie jestem do końca pewna jak przetłumaczyć brusznice - napisałam "wild cranberries" - co nie jest pewnie prawdą. A jeśli ktoś się dziwi czemu podpisuję przetwory po angielsku to wyjaśniam - mój mąż nie zna zbyt dobrze polskiego i chcę mu ułatwić życie gdy będzie czegoś szukał podczas mojej nieobecności :-)

Żurawina

1 kg żurawiny
3 jabłka
2 łyżki soku z cytryny (opcjonalnie)
400 g cukru

Żurawinę najpierw dokładnie umyłam. Następnie wsypałam do rondla, dodałam obrane i pokrojone w małą kostkę jabłka, dolałam 1/2 szklani wody i powoli zagotowałam. Dodałam następnie cukier i sok z cytryny i gotowałam ok 15-20 minut - do uzyskania odpowiedniej gęstości. Przełożyłam do wyparzonych suchych słoików, zakręciłam i zostawiłam do wystygnięcia. Gotowe!

Brusznice

1 kg brusznic
2 duże twarde gruszki
1-2 łyżki soku z cytryny (opcjonalnie)
400 g cukru

Podobnie jak z żurawiną - najpierw dokładnie umyłam i przebrałam z listków. Wrzuciłam do rondla wraz z pokrojoną na małą kostkę (obraną) gruszką. Dolałam pół szklanki wody i zagotowałam. Dodałam cukier i gotowałam ok 15-20 minut aż uzyskałam odpowiednią konsystencję. Gorące przełożyłam do wyparzonych, suchych słoiczków. Zakręciłam i zostawiłam do wystygnięcia. Gotowe!

Wielkie Święto Żurawiny

16 October 2010

WBD 2010 - Semolina (Durum) Bread / chleb z semoliny


W tym roku na World Bread Day wybrałam prosty chleb z semoliny - oczywiście mojego ulubionego piekarza - Jeffreya Hamelmana. Tym razem to chlebek jedynie na drożdżach (mój zakwas nieco zaniedbany wyleguje się w lodówce). Zupełnie bezproblemowy, pięknie wyrastał i ma pyszną chrupiąca skórkę. Spora jego część zniknęła w tajemniczych okolicznościach zanim zdążył dobrze wystygnąć (no dobrze - okoliczności nie były aż tak tajemnicze, po prostu rzuciliśmy sie na niego wygłodniali :-)). 

World Bread Day 2010 (submission date October 16)

For this year edition of World Bread Day I chose a simple but very delicious bread from my favourite book "Bread" by Jeffrey Hamelman. What to say more? Half of it was gone before it cooled properly :-) It has good texture, delicate flavour and great crispy crust. 

Semolina Bread / chleb z semoliny
sponge:
100 g semolina
100 g mąki pszennej chlebowej / bread flour
140 g wody / water
6 g świeżych drożdży / fresh yeast
10g cukru / sugar

ciasto właściwie / final dough:
150 g semolina
150 g mąki pszennej chlebowej / bread flour
170 g wody / water
9 g soli / salt
15 g oliwy z oliwek / olive oil
sponge

Mieszamy dokładnie składniki na sponge, przykrywamy i zostawiamy na ok. 1 i 1/4 godziny. Sponge jest gotowy gdy prawie zaczyna się zapadać.
Mix all the ingredients untill evenly incorporated. Cover and leave for approx. 1 1/4 hrs. It is ready when nearly on the verge of collapse.

Mieszamy wszystkie składniki i wyrabiamy aż zaczniemy wyczuwac rozwinięty gluten (w mikserze 3 min na 1 prędkości i 2 i 1/2 do 3 min na drugiej prędkości). Ciasto powinno mieś średnią konsystencję.
Mix all the ingredients. In a spiral mixer mix on teh first speed 3 minutes, the on the second speed for 2 1/2 to 3 minutes. Dough should be of medium consistency with preceptible gluten development.

Pierwsze wyrastanie / bulk fermentation - 1 1/2 godziny / hrs
Składamy ciasto raz po 45 minutach / Fold the dough after 45 minutes.

Formujemy chleb wstępnie, kładziemy złączeniem do góry na stolnicy, przykrywamy oi zostawiamy na 10-20 minut. Po tym czasie formujemy chleb. Przekładamy do koszyka i przykrywamy.
Preshape lightly and place seams up covered for 10-20 minutes. Then shape it into tight loaf and place in bannetons. Cover.

Drugie wyrastanie / final fermentation: 1 - 1 1/4 godziny / hours

Chleb pieczemy w piekarniku nagrzanym do 240 C, z parą - około 35 minut.
Bake in the preheated and presteamed oven - 460 F / 240 C for approx. 35 minutes

Studzimy na krace / cool on th cooling rack.

14 October 2010

WP # 89 - maślane bułeczki Hamelmana


Bułeczki które zaproponowałam w tej edycji WP gotowe. Ja zawsze wyszły miękkie i pachnące. Tym razem posmarowałam je przed pieczeniem mlekiem i szczerze mówiąc nie widze różnicy. Sa tak samo rumiane i delikatne.
Poniżej jeszcze gorące - prosto z pieca!
Połowy już nie ma... ;-)



13 October 2010

Zaproszenie WP # 89



Witam serdecznie wszystkich piekarzy i piekarki :-) W tym tygodniu to mnie przypadł zaszczyt gospodarzenia Weekendowej Piekarni i już od dłuższego czasu zastanawiałam się co zaproponować. Dylemat wziął się stąd iż jak pewnie wiecie 16-ego października przypada Międzynarodowy Dzień Chleba i wiele/wielu z nas będzie chciało zaprezentować w ten dzień jakiś specjalny wypiek. Pewnie też nie każdy może piec w tygodniu (ze względu na obowiązki) - a dwa chleby w weekend to może być dla wielu zbyt dużo (pieczywa nie wysiłku ma się rozumieć ;-)). Stąd mój wybór padł na bułeczki. Nie byle jakie bułki ale bułki samego mistrza Hamelmana. Kto zagląda do mnie czasem to już się z nimi spotkał - upiekłam je przed wakacjami i do dziś nie mogę odżałować, że tak późno je odkryłam! Bułki są mięciutkie, lekkie, puszyste i jak smakują!!! Do tego szybko się je robi, świetnie się mrożą i po rozmrożeniu smakują równie dobrze. Stały się u nas bułkami numer jeden i nie ma prawie tygodnia żebym ich nie piekła. Tak więc po tym przydługim wstępie zapraszam do przestudiowania przepisu i życzę wszystkim udanych wypieków!!!

Miękkie maślane bułeczki

750 g mąki chlebowej
345 g wody
1 jajko (ok. 75 g)
60 g masła (temp. pokojowa)
45 g cukru
38 g mleka w proszku
15 g soli
38 g świeżych drożdży

Mieszamy wszystkie składniki i dobrze wyrabiamy - aż uzyskamy średnio rozwinięty gluten. Ciasto powinno być gładkie i elastyczne. Zostawiamy w misce pod przykryciem na 1 godzinę.
Dzielimy ciasto na 15 równych kawałków po ok. 90 g każdy (według J.H. na 12 - większych), formujemy okrągłe bułeczki i układamy na blasze wyłożonej papierem do pieczenia - zostawiając niewielkie odstępy między sobą. Przykrywamy i zostawiamy do wyrośnięcia - aż podwoją objętość - ok. 45 minut. 
Przed pieczeniem smarujemy po wierzchu rozpuszczonym masłem. Jeśli chcemy uzyskać bardziej chrupiąca skórkę to możemy posmarowac mlekiem zamiast masła.
Pieczemy w 200 C przez 15-18 minut - aż się zrumienią. Po wyjęciu z piekarnika ponownie smarujemy wierzch roztopionym masłem. Ja powiem szczerze już niczym ich nie smaruję, lubię gdy skórka jest nieco sztywniejsza. 
Bułki studzimy na kratce. Gotowe!
 
 
Uwaga - bułki niebezpiecznie szybko znikają po upieczeniu ;-)

10 October 2010

jajecznica z kurkami


Kilka dni temu przechodząc przez Kleparz nie mogłam się po prostu oprzeć i musiałam kupić nieco kurek. Do tego zaraz obok starsza kobieta sprzedawała jajka prosto z koszyka, czyli od wolno biegającej kury, no i jak tu nie poszaleć! Na obiad mielismy pyszną jajecznicę z kurkami, aromatyczną i pachnącą. Nie muszę chyba nikogo zachęcać. Ci co już jedli wiedzą a ci co nie znają niech żałują ;-)

Jajecznica z kurkami
dla 2 osób

250 g świeżych, małych kurek
4 jajka
2 łyżki masła
sól/pieprz

Najpierw delikatnie oczyszczamy kurki. Grzybów zasadniczo nie powinno się myć w wodzie bo nasiąkają jak gąbka ale w przypadku kurek to dosyć trudne. Grzybki te zazwyczaj są dosyć zabrudzone i ja najpierw usuwam co mogę palcami a potem szybko płuczę pod bieżącą wodą. Większe grzybki kroję na połówki.
Na patelni rozgrzewam masło, smażę grzyby aż wyparuje płyn. Zdejmuję na talerzyk i po dodaniu na patelnię jeszcze odrobiny masła smażę jajecznicę. Doprawiam solą i pieprzem i pod koniec smażenia dodaję grzybki. Wszystko mieszam i gotowe! Smacznego!

Jest to moja propozycja do akcji "Grzybobranie"