Wróciłam po blisko miesięcznej przerwie. Muszę przyznać, że bardzo mi brakowało zaglądania do Durszlaka i odwiedzania Waszych cudownych blogów. Mam teraz tyle do nadrobienia! Ale wyjazd był ekscytujący, znowu odwiedziłam moje ukochane Indie i Nepal, chociaż tylko na dwa tygodnie to i tak było wspaniale. Udało mi się wrócić do dawnych smaków i tak na przykład u pana ze zdjęcia powyżej kupiłam torebkę pysznych słodyczy - barfi, białych prostokącików zrobionych na bazie mleka i cukru. To moje ulubione indyjskie słodkości! Zajadałam się też doskonałym samosami przygotowanymi przez pana poniżej:
Byłam w mojej ulubionej knajpce południowoindyjskiej w Agrze. Odkryłam ją podczas mojego pierwszego pobytu w Indiach, kiedy to mieszkałam w Agrze przez rok w czasie stypendium. Będąc studentką dysponowałam jedynie okrojonym budżetem i wyjście do Dasaprakash było zarezerwowane tylko na wyjątkowe okazje. Teraz oczywiście patrzę na nią zupełnie z innej perspektywy :-)
Poniżej pyszna masala dosa z czatnejem kokosowym i sambarem.
Pochodziłam też po bazarach i mogłam nacieszyć oczy widokiem różnych owoców i warzyw u nas niestety niedostępnych.
Udało mi się też zrobić fotkę jak pan robi indyjskie chlebki ćapati (roti)
A na koniec tej krótkiej fotorelacji jeszcze dwa zdjęcia handlarzy z Patanu w Kathmandu :-)
Cóż można napisać o Indiach w paru zdaniach? No chyba tylko to, że to kraj ogromnych kontrastów i pomimo niesamowitego wzrostu gospodarczego (widocznego jedynie w największych miastach) to cała reszta kraju specjalnie się przez ostatnie lata nie zmieniła. To kraj, gdzie kobiety są kolorowe i zachwycające a mężczyźni generalnie dosyć szarzy i mało widoczni. W końcu Indie to też kolebka rewelacyjnej kuchni, o tak wielu obliczach.
Zapraszam do oglądnięcia zdjęć z mojego poprzedniego wyjazdu w te rejony na moim blogu "Z daleka i z bliska". Zdjęcia z tego wyjazdu też postaram się niedługo wrzucić.
A po tych pełnych wrażeń dwóch tygodniach wróciłam do domu dosłownie na jeden dzień, przepakowałam walizki i poleciałam jeszcze na tydzień na "Wyspę", by wraz z mężem odwiedzić rodzinę i znajomych. Tam zaskoczyła mnie zima!!! Jak zwykle nie oparłam się pokusie i znowu kupiłam kolejną książkę kucharską - tym razem padło na Gordona R. i jego indyjskie przepisy :-) Postaram się wkrótce coś z tej książki upichcić.
I w końcu wróciłam do domu parę dni temu z przeziębieniem. Od wczoraj próbuję uporządkować sprawy, które czekały na mnie od blisko miesiąca i wracam powoli do normalnego życia oraz do mojego zaniedbanego bloga!
Na koniec chciałabym podzielić się z Wami prostym i szybkim przepisem na chlebek pomarańczowo-orzechowy, który znalazłam w ostatnim wydaniu czasopisma "Country Kitchen". Przepis jest banalnie prosty a ciasto smakuje wybornie! To taka moja kulinarna zapowiedź nadchodzących Świąt :-)
Chlebek pomarańczowo-orzechowy
350 g mąki pszennej
3 płaskie łyżeczki proszku do pieczenia (myślę, że wystarczyłyby dwie)
1 płaska łyżeczka sody
szczypta soli
skórka starta z 1 dużej pomarańczy
175 g cukru
175 g orzechów włoskich
1 duże jajko lekko rozbełtane
100 ml soku z pomarańczy (najlepiej świeżo wyciśniętego)
90 ml roztopionego masła
100 ml wody
Nagrzewamy piekarnik do 190 C. Przygotowujemy foremkę jak na chleb (11x22 cm).
Do miski przesiewamy mąkę, proszek do pieczenia i sodę. Dodajemy sól. Skórkę otartą z pomarańczy mieszamy z cukrem i dodajemy wraz z orzechami do mąki. W osobnym naczyniu mieszamy jajko, sok z pmarańczy, wodę i roztopione masło. Wlewamy do pozostałych składników i dokładnie mieszamy. Przekładamy do foremki i wkładamy do nagrzanego piekarnika.
Pieczemy ok. 45-50 minut (należy sprawdzić patyczkiem). W razie potrzeby przykrywamy na ostatnie 10-15 minut by się nam wierzch zbytnio nie przypiekł. Podajemy po ostudzeniu.
Smacznego!
ależ cudowne widoki, zazdraszczam!!!
ReplyDeleteczekam na indyjskie przysmaki. a jak bardzo zazdroszczę, to nawet nie będę pisać, aaaa!
ReplyDeletecudne zdjecia, a to bogactwo owocow i warzyw jets niesamowite:)
ReplyDeletechlebek zapowiada sie smakowicie:)
Ach Aniu, jaka cudowna podróż! :)))
ReplyDeletePięknie tam,ach :))
A chlebek pomarańczowy musi być pyszny Kochana. Witaj nam :))
przyjemnie jest czytac i oglądac takie obrazki.
ReplyDeleteAż szkoda, że post się skończył:)Przepiękne te zdjęcia, tylko pozazdrościć pobytu tam.
ReplyDeleteA chlebek wygląda bardzo apetycznie:)
Pozdrawiam:)
wspaniała relacja i ten chlebek taki apetyczny!
ReplyDeleteto jest powrót , taki z pełną para a raczej pełny pięknych zdjęć z kraju mojego ulubionego ,a ciasto też niczego sobie
ReplyDeletePodaj mi jakiegoś @ do siebie to coś ciekawego ci napiszę...
ReplyDeletesss
ReplyDeleteZdjecia wygladaja egzotycznie ale ile w nich prawdy o biedzie w indiach, ludzie ktorzy sa na tych zdjeciach sa biedakami ktorzy zyja z dnia na dzien...
ReplyDeleteco za roznicza pomarancze, mango, kiwi, czy nasze jablka..
Indie to biedny kraj, kraj kontrastow gdzie
limuzyny jezdza obok bosych biedakow..
fajnie jest tam pojechac na kilka dni, tygodni
ale zycie tam jest ciezkie i nie ma czego zazdroscic. Kurz, brud smrod i ubostwo nedza choroby.
Ludzie sa dumni choc biedni bo duma im czazem tylko pozostaje,spoleczenstwo klasowe gdzie biedakami sie pogardza i traktuje jak przedmiot.
Kto normalny by chcial tam mieskac, nawet hindusi ktorzy maja okazje wyjezdzaja na zachod do anglii, usa.. gdzie sie da bo tam jest praca i lepsze zycie niz smazenie plackow na ulicy..
a nazywac panem kogos kto sprzedaje papryki jest troche smieszne.. ani to pan ani on sam sie za pana ma..
dla czego zdjecie z ameryki sie podpisuje:
amerykanin jedzacy hotdogi, albo z francji..
francuskie dziewczyny na placu zwyciestwa..
albo polki przy fontannie gdy z polski
a dla czzego autor tego blogu pisze Pan o ludziach na zdjeciach..
przeciez slowo hindus nie jest slowem ublizajacym ani uwlaczajacym.. oni sa dumni ze sa hindusami i tak sie nazywaja poza indiami
wiec jest okay to nazwac "pana na zdjeciu"
"hindus sprzedajacy placki" bo hidus nie jest
tak pejoratywnym okresleniem jak "murzyn" to nie to samo. tamto byloby obrazliwe ale to nie jest.
Nie bojmy sie nazywac Hindusa Hindusem.
Bo jakie to by bylo smieszne gdyby ktos w Inidach na swoim blogu z wycieczki do polski
podpisal "Panowie na placu zwyciestwa"
zamiast "polacy na placu zwyciestwa"
got it?