16 March 2011

Perła Orientu


Penang podbił nasze serca. Trudno oprzeć się urokowi tego miejsca. Penang został wpisany niedawno na listę światowego dziedzictwa kulturowego UNESCO, choć tak naprawdę to mowa o mieście Georgetown na wyspie Penang tuż u wybrzeży półwyspu malezyjskiego. Miasto nie ma bardzo długiej historii – zostało założone w końcu XVIII wieku przez Anglików. W związku z newralgicznym położeniem handlowym bardzo szybko rozwinęło się przyciągając wiele ludności napływowej. Imigranci przybywali z półwyspu Malezyjskiego, Indii, Chin, wysp Indonezji, oczywiście z Europy i nawet z Armenii. Ludzie Ci stworzyli kolorową społeczność kultywując swoje tradycje i tak jest do dnia dzisiejszego. Penang bardzo szybko rozrósł się i stał się jednym z głównych ośrodków handlu w tej części Azji. Rozrasta się do dzisiaj. Gdzie nie spojrzeć budowane są bardzo wysokie apartamentowce, co niekoniecznie dodaje wyspie uroku. Na szczęście stara część miasta jest pod ochroną i można godzinami spacerować po urokliwych uliczkach Chinatown czy Little India. Jest też część kolonialna ze starym fortem, kościołami, willami i urzędami. A ponadto wszędzie rozchodzą się kuszące aromaty jedzenia. Przyjechaliśmy do kulinarnego raju! I szybko stąd nie wyjedziemy! Jest tu tyle do zobaczenia i do spróbowania! Pierwszego dnia (w poniedziałek) po prostu szwendaliśmy się po mieście sącząc jego atmosferę i odkrywając różne zakamarki. Wczoraj rano rozpoczęliśmy nasze zwiedzanie od części kolonialnej (Brytyjskiej), generalnie mieszczącej się nad brzegiem morza w północnej części miasta. Po południu udaliśmy się za miasto do Ogrodu Botanicznego. I tu spotkało nas rozczarowanie bo chociaż Ogród pięknie położony, przypomina raczej park z wydzielonymi częściami poświęconymi palmom, kaktusom czy orchideom. Niestety wszystkie te części były zamknięte z powodu braku personelu pilnującego, który akurat miał urlop. Szkoda. Wróciliśmy więc już mocno zmęczeni. Wieczorem udaliśmy się do „Czerwonego Ogrodu” (Red Garden) na kolację. Było w czym wybierać bo wokół sporego placyku rozmieszczone są wianuszkiem stoiska, na których przygotowuje się najróżniejsze rzeczy. Pośrodku stoły gdzie można te pyszności zjeść. A jest w czym wybierać – ryby i owoce morza, kurczaki, satay-e, makarony, ryże i zupki we wszystkich kombinacjach, różne szaszłyki, słodkości, owoce, napoje. Trudno mi się było zdecydować. W końcu zamówiliśmy porcję satay-ów – malutkich szaszłyczków z kurczaka z pikantnym sosem z orzeszków ziemnych oraz pyszną rybę – płaszczkę, grillowaną a do tego pak choy smażony z sosem ostrygowym. No i nieodzowny ryż. Rewelacja! Dziś wybraliśmy się dla odmiany za miasto – do tropikalnego ogrodu gdzie rosną przyprawy (Tropical Spice Garden). Ślicznie położony, przypomina raczej dżunglę, gdzie spaceruje się krętymi ścieżkami i dookoła rosną najróżniejsze rośliny, wszystko ładnie opisane. Tak więc widziałam jak rośnie imbir, galangal, kardamon, pieprz, cynamon, wanilia, trawka cytrynowa, gałka muszkatołowa, goździki i wiele wiele innych. Trudno było oczy oderwać od pięknych kwiatów i palm. Oczywiście zrobiliśmy na końcu zakupy w sklepiku, bo jakżeby nie przywieźć do domu tak pysznych i aromatycznych przypraw. Potem zwiedziliśmy jeszcze okoliczną wioskę rybacką oraz meczet na wodzie by w końcu po powrocie do Georgetown zwiedzić jeszcze wspaniałą posiadłość jednego z najbogatszych chińskich handlarzy końca XIX wieku. Dziś dla odmiany poszliśmy na kolację do dzielnicy Indyjskiej. Na wstęp spróbowaliśmy „roti canai” - lokalny specjał a potem mężuś zajadał curry z kurczaka a ja malezyjską specjalność „nasi goreng” czyli smażony ryż – pyszny pikantny i aromatyczny a do tego kurczak.
Spędziliśmy tutaj trzy dni i cieszę się, że tyle jeszcze przed nami do odkrycia na tej fascynującej wyspie. Ale o tym za kilka dni!



Penang has captivated us. It is hard to resist its charm. The town was listed by UNESCO a few years ago. In fact Penang is an island just off the Malaysian Peninsula and its main town is called Georgetown. Penang does not have a very long history. It was established by the British at the end of the 18 C and because of its strategic position very quicky grew to become one of the main trading centers in this part of Asia. A lot of immigrants started to come: Malays, Indians, Chinese, people from different Indoneysian islands, from Europe and even from Armenia. They created a unique community preserving their cultures and traditions till the present day. Penang then grew very quickly and it does today. Wherever you look there are multistorey appartment blocks being built which does not necessarily add beauty to the island. Luckily the old part of the town has been preserved and one can walk along the charming streets of Chinatown or Little India. There is also the old colonial part of the town situated at the seafront with many great buildings – the Fort Cornwalis, Town Hall.City Hall, Courts, villas and churches and everywhere you go you can smell the aroma of food. We had arrived in a culinary paradise!!! We are not going to leave here very quickly! There is so much to see and sample! We started our sightseeing on Monady. All day we just walked along the streets discovering nooks and cranies, markets, eating places up side streets, small work shops etc. Yesterday we spent the morning walking the Heritage Trail in the British Colonial part of the city. In the afternoon we went to the Botanical Gardens and that was a bit of a dissapointment. The Gardens are beautifully situated on a group of the small hills and look more like a park. There are some enclosures dedicated to palms, orchids and cactuses, all of thoee enclosures were closed due to staff shortages because of holidays. In the evening we headed to the „Red Garden” food court opposite our hotel. I had serious problems chosing what to eat as they had everything – fish, seafood, chicken, satays plus all types of noodles and rice cooked in dozens of different ways plus soups, sweets and fruit etc. We ordered chicken satays served with a spicy peanut sauce and grilled sting ray accompanied by pak choy with oyster sauce and of course rice. Delicous!!! Today, for a change, we decided to go out of town to visit the Tropical Spice Garden. It was great!!! The garden was more like a joungle with winding pathways and growing all around weremany kinds of plants. We saw: ginger, galangal, cardamon, lemon grass, pepper, cloves, cinnamon, vanilla, nutmeg and many, many more. It is hard to take your eyes off the beautiful flowers and palms. We did some small shopping in the Garden's shop – how can you come home without bringing such aromatic and fragrant spices. Then we visited a nearby fishing village and a floating mosque. We returned to Georgetown just in time to visit a very impressive mansion of one of the richest late 19 C Chinese merchants. Tonight for our dinner we went for a change to Little India. We tried one of the local specialites – „roti canai” and then Pete had chicken curry and I went for „nasi goreng” - fried rice – very aromatic and spicy with some chicken.
We have spent just three days here so far and I am very glad that there is still so much for us to see and discover on this fascinating island. More in a few days.


Poniżej "roti canai" - rodzaj placuszka/chlebka podawany z warzywkami, dalem lub gęstym ostrym sosem.
Below "roti canai" - a kind of a thin cake/bread served with vegetables, dal or thick spicy gravy

Satay-e z kurczaka z pikantnym sosem z orzeszków ziemnych
Chicken satays served with a spicy peanut sauce


Grillowana płaszczka
Grilled sting ray


Klasyczne danie malezyjskiej kuchni - nasi goreng - smażony ryż. Tutaj z kurczakiem.
Classic Malaysian dish - nasi goreng. Here with chicken.


Tropikalny Ogrów / Tropical Spice Garden


4 comments:

  1. chciałabym się choć na chwilę znaleźć teraz w tym ogrodzie :)

    ReplyDelete
  2. Super apetyczne dania, szczególnie płaszczka.

    ReplyDelete
  3. Zazdroszcże możliwości spróbowania tylu smaków!
    Co do tropikalnego ogrodu dla mnie to ideał: wszelkie lasy tropikalne itp. budzą we mnie obawę (są ładne tylko na zdjęciach) ale taki ogród to zupełnie co innego.. pozdrawiam!

    ReplyDelete
  4. Anusiu, znowu przeżyłam miłe chwile na Twoim blogu. Jak to miło podróżować z wami i wyobrażać sobie te miejsca i te smaki. Gorąco pozdrawiam!

    ReplyDelete