13 January 2012

nasze pierwsze kroki w Indiach - Madras



To czego najbardziej nie lubie w podrozowaniu to sam przelot, zazwyczaj dlugi i meczacy. Nam podroz z Krakowa do Madrasu zaje³a 24 godziny, z dwoma przesiadkami - w Wiedniu i Dubaju.  Udalo nam sie zdrzemnac moze pare godzin, ale na szczescie dotarlismy juz calo i bez „przygod” na miejsce. Tu musze napomnkac, ze pierwszy raz lecielismy „Emiratami” (Wieden -Dubaj i Dubaj-Chennai) i bylismy pod duzym wrazeniem. Zwlaszcza lot do Dubaju uplynal nam milo, sporo wolnych miejsc w samolocie, wiec nie bylo ciasno. Sam samolot nowy, z roznymi udogodnieniami dla pasazerow, jedzenie by³o pyszne (wedzony losos na przystawke, delikatna jagniecina na glowne), mnostwo wszelakich napojow i co najwazniejsze, niewiarygodnie mila obsluga. Uœmiech nie schodzil stewardessom z ust, byly na kazde skinienie, uprzedzaj¹ao uprzejme i pomocne.
W Madrasie zatrzymalismy sie w centrum miasta, w dosyc przyjemnym hoteliku przy bardzo ruchliwej ulicy... :-) Po podrozy bylismy tak zmêczeni, ¿e nasz pierwszy dzien w Indiach przeznaczylismy na odpoczynek. Najpierw prysznic i drzemka a potem rekonesas po okolicy. Obok hotelu jest meczet, wiec o roznych porach przedziera sie przez halas uliczny donosny g³os muezzina (z megafonow oczywiscie). Jak ktos by³ w Indiach, w duzym miescie, to wie jak wyglada ruchliwa ulica – od switu do nocy nieprzerwana rzeka wszelakich pojazdow, a kazdy trabi. Mimo zamknietego okna czujemy siê jakbysmy mieszkali na srodku skrzyzowania :-) Za to tuz obok jest „herbaciarnia” z pyszna indyjska herbata „chai” za jedyne 6 Rs (jakies 35 gr), naprzeciw wegetarianska restauracja z rewelacyjnym poludniowo-indyjskim jedzonkiem, mnostwo malutkich sklepikow i ulicznych „jadlodajni”. W  Indiach zycie zasadniczo toczy sie na ulicy, ludzie tu spi¹, jedza, gola sie, pracuja... mozna by powiedziec, ze tutaj miasto nigdy na dobre nie zasypia.
Wieczorem wybralismy siê do restauracji naprzeciw naszego hotelu na kolacje. Restauracja serwuje jedynie jedzenie wegetarianskie, ale za to bardzo smaczne! Bylismy mocno wyglodniali i jak pojawily siê przed nami masale dosy to nawet aparatu nie zdazylam wyjac ;-) Ale nie ma straty, dosy bedziemy tu jadac jeszcze przez blisko 2 miesiace :-) Potem zamowilam kolejna poludniowo-indyjska specjalnosc - „idli”. Jest to rodzaj placuszkow gotowanych na parze a do tego rozne dodatki. Ja zamowilam zestaw podstawowy, czyli idli z sosikami, a moj maz wegetarianskie biryani podane z cebulka w jogurcie oraz pikantnym sosem curry. Na koniec poszlismy do „herbaciarni” obok naszego hotelu na chai pachn¹cy kardamonem.

Piatek przeznaczylismy na poznanie miasta. Nie ma tu wielu ogromnych atrakcji, miasto za³ozyli Anglicy w XVII wieku i jest tu troche budynkow kolonialnych, a najstarsza czesc miasta znajduje sie w okolicach Fortu Swiêtego Jerzego. Tam tez skierowalismy siê rano. Fort zajmuje spora powierzchnie, wewnatrz w wielu budynkach (niektorych zupelnie wspolczesnych) znajduja sie urzedy stanowe. Warto zobaczyc kosciol St. Mary's, najprawdopodobniej najstarszy budynek w miescie, jeszcze z XVII wieku. Z wygladu niczym sie nie wyroznia, prosty, niewielki, za to w srodku pe³no epitafiow poswiêconych brytyjskim oficjelom, ich rodzinom oraz zolnierzom, poleglym w tej odleglej ziemi. Wokol cmentarza sporo bardzo dobrze zachowanych plyt nagrobnych z XVII i XVIII wieku. Niedaleko znajduje sie muzeum, niestety w piatki nieczynne :-(. Udalismy siê wiec do pobliskiego Georgetown, polazilismy po ulicach troche. Ta czêœæ, gdzie byliœmy to po prostu jeden wilki bazar, gdzie handluja najrozniejszymi towarami.
Po poludniu wybralismy sie zobaczyc slynna plaze – Marina Beach. Plaza jest bardzo, bardzo szeroka, a na niej mnostwo handlarzy sprzedajacych tandetne pamiatki, ciuchy, rozne drobiazgi, jedzenie, herbate i inne napoje, do tego karuzele i atrakcje dla dzieci, wrozbici, doslownie co dusza zapragnie. A do tego mnostwo ludzi spacerujacych tam i z powrotem. Fale duze i tylko paru smialkow taplalo siê w wodzie. Moj maz nigdy nie moze przejsc obojetnie ko³o ryb, wiêc uleglismy pokusie i sprobowalismy jedna rybke wysmarowana pasta przypominajaca wygladem tandoori masale i smazona na gebbokim tluszczu. Zupelnie smaczna. I takzaliczylismy najwieksze atrakcje Madrasu i jutro wybieramy sie w dalsza podroz.
O bezprzewodowym internecie mo¿na tu tylko pomazyc, pozostaje mi korzystanie z knajpek internetowych, stad brak polskich literek, za co przepraszam :-(

Ponizej nasza ulica Anna Salai / below our street Anna Salai


i ruch na ulicah Madrasu / the traffic on the streets of Madras



Our journey from Kraków to Chennai took 24 hours and I have to admit this is what I like least about travelling. We flew from Kraków via Vienna and Dubai to Chennai (Madras). This was the first time we flew with Emirates Airlines and it was a very pleasant experience, especially the flight from Viena to Dubai. The plane was new and very comfortable, lots of empty seats so plenty of room. The food was delicious –a smoked salmon starter and tender lamb for the main. The air hostesses were extremely polite, helpful and smiling. We managed to catch a couple of hours' sleep during the journey but arrived in Chennai very, very tired. The hotel we stay is in the very center of the town, right by a very busy main road called Anna Salai. Anybody who has been in India will know what a „busy road” means – a constant flow of all types of vehicles and everyone sounding their horns continually. Even with the windows of our room closed we feel like sitting in the middle of a crossroads. Opposite the hotel is a small mosque and every so often we can hear the muezzin via loud speakers calling for the daily prayers :-)
So the first day we decided to have some rest. A quick shower and 2 hours' sleep to start with, then a walk around the area. Next door to our hotel is a „tea corner” where they serve delicious indian tea „chai” for only 7p, opposite is a vegeterian restaurant where we had our dinner later, and all along the streets there are lots of small shops selling everything. Streets are full of life, this is where people work, sleep, shave, eat etc... One may say that a street in a big indian city never sleeps.
In the evening we went for our first indian meal – we started with masala dosa, but as we were starving hungry, the dosas disappeared before I got the camera out. Then I had a portion of idli served with different sauces and Pete had a veg biryani with onion in yoghurt and a spicy curry-type sauce. We finished the meal with the chai :-)

Friday was dedicated to sightseeing. Madras doesn't offer much to the tourists in this sense but you can still see quite a few old colonial buildings in the city. Originally the town was founded by the British in the 17 C. The oldest part of which is the Fort of St. George and Georgetown next to it. That is where we headed in the morning. In the Fort complex there are a number of buildings housing different state offices, some of them modern. We went to see the church of St. Mary's from the 17 C, probably the oldest building in the city. It is a simple looking relatively small church but very interesting inside. Along the walls there are lots of commemorative plaques dedicated to the officials, their families and to the soldiers that lived and died in this distant land. Outside the church there are lots of very well preserved grave stones from 17-18 C. Not far is the Fort Museum, unfortunately, closed on Friday. We had then a little walk in Georgetown, where we found hundreds of shops and street vendors selling everything.
In the afternoon we went to see the famous Marina Beach on the Bay of Bengal. The beach is very wide and attracts thousands of people. There are hundreds of small stalls selling all kinds of cheap souvenirs, clothes, food and drinks. Also lots of attractions for the kids, merry-go-rounds, horses, fortune tellers anything you can imagine. The sea was quite rough and only few people were bathing. Pete cannot be indifferent when he finds fish and on one of the fish stalls we bought a fish, covered in a paste looking like a tandoori masala, then deep-fried. Quite tasty.
Having seen the main attractions of Madras we are getting ready to continue our journey tomorrow.

Pare zdjec z Georgetown / a couple of photos from Georgetown





I plaza Marina / and the Marina Beach


Musielismy sie skusic na rybke / we had to try a deep fried fish


nasz piatkowy lunch - masala dosa / our friday lunch - masala dosa


wegetarianskie biryani / veg biryani


kolejna lokalna specjalnosc - idli / another south Indian speciality - idli

4 comments:

  1. Jesteście niesamowici z tymi podróżami! Zazdroszczę:)
    Pozdrowienia:)

    ReplyDelete
  2. Czerwona cebulka jako surówka w dodatkowym towarzystwie ;). A te sosy, kolory, ... Aż "jeść"" by człowiek wołał!! ;)

    ReplyDelete
  3. Popatrzyłam na te idli, dosę, na rybki w czerwonej masali i pochłonęła mnie wielka fala kulinarnej tęsknoty:).
    A w Ćennaju pewnie ludzie rozradowani, bo dziś ekipa Tamil Nadu w krykietowym turnieju Ranji Trophy zakwalifikowała się do finału, pokonując Mumbaj:).

    ReplyDelete