1 February 2015

Ostanie dni w Chiang Mai


To już zasadniczo koniec naszego pobytu w Chiang Mai. W tym tygodniu udaliśmy się na parę wycieczek za miasto. Na pól dnia do jednego z najstarszych miast Tajlanii - Lamphun i na cały dzień na najwyższą górę kraju. Lamphun już odwiedzałam parę razy, ostatni raz rok temu. I tym razem miejsce okazało się czarujące, stara słynna świątynia magiczna. I znów po zwiedzaniu wylądowaliśmy na rewelacyjnej zupie na rogu, w tym samym miejscu co rok temu. Mała knajpka specjalizuje się tylko w zupach, jest ich tam kilka rodzajów. Do zup dodawany jest świeży makaron, żółty, nie ryżowy jak w większości miejsc, do tego świeżutkie wantony z mięsem i wieprzowinka lub inne mięso według wyboru. Bez wątpienia jedna z najsmaczniejszych zup jakie jadłam w Tajlandii :)

These are aur last days in Chiang Mai. We've made a couple of day trips, one to the highest mountain in Thailand, very interesting, and the other to Lamphun, one of the ondest cities in northern Thailand. We went there last year as well, but it has a very beautiful old Wat (temple) and after the sightseeing we went to the same place as last year for our lunch. It's a local eatery specialising in soups and we had a deliciuos yellow noodles and wantons soup with pork. One of the best we have had. Photo above and the cooks and eatery on the photo below.

Poniżej dwóch kucharzy przygotowuje te pyszności :)


A wczoraj w końcu wytropiłam wyjątkowego gościa - Dee :) Od kilku lat prowadzi w Chiang Mai obwoźną sprzedaż tradycyjnej angielskiej ryby z frytkami :))) English Fish and Chips :))) Wiem co powiecie, nie po to do Tajlandii się jedzie by jeść zachodnie jedzenie. I zasadniczo się zgadzam :) Ale ten jeden jedyny raz zrobiłam wyjątek. Sporo wyczytałam w necie o tym człowieku, i każda opinia bez wyjątku była entuzjastyczna. Koniecznie musiałam więc spróbować, tym bardziej że kocham fish and chips :)
Problem był w tym jak gościa zlokalizować. Codziennie (bez niedziel) sprzedaje swoja rybę na ulicach starego Chiang Mai, ale zmienia lokalizacje i w ciągu popołudnia jest w 6-7  miejscach. W końcu trafiłam na jego "program" i wczoraj udaliśmy się na poszukiwania. I znalazłam :) 
Dee okazał się przesympatycznym Tajem, który spędził większość życia w Londynie a jego ojciec prowadził przez 29 lat bardzo popularną knajpę z czym???? oczywiście z "Fish and Chips". Dee przygotowuje rybę według receptury ojca i zdecydował się na taką formę sprzedaży, by utrzymać niskie ceny i dotrzeć do wielu klientów. I spytacie jak mi smakowało? Powiem szczerze, była to jedna z najsmaczniejszych fish and chips-ów jakie jadłam w życiu, a jadłam ich trochę i w Anglii i w Irladnii i nawet w Krakowie :) Ryba jest otulona cieniutkim chrupiącym ciastem, frytki są miękkie i rumiane a do tego angielski ocet winny (malt vinegar) i domowej produkcji sos tatarski. Aż wstyd się przyznać ale zjedliśmy po dwie porcje :) Nie mogłam się opanować. Wszystko świeżutko przygotowane na naszych oczach, po prostu palce lizać :)

This will come as a surprise as we don't normally eat european food while travelling in Asia. But this was an exception :) We'd heared about a mobile fish and chips' stall that  had been given fantastic write-ups. But the guy who runs it, Mr.Dee, was hard to track down becasue for six days he travelles all round the center of Chiang Mai changing location every couple of hours. We were fortunate to track him down once we managed to get hold of his itinerary. It seems he grew up from the age of three in London where his dad from Hong Kong ran a noted fish and chips shop for 29 years. Tr. Deehas been back in Chiang Mai for a number of years and decided rather than open a restaurant, he would keep the cost down by having a mobile fish and chips stall. We have both eaten good fish and chps in UK, Ireland and even Kraków, but Mr. Dee's is one of the best we have had. The fish, John Dory was in a beautiful light batter his Dad's secret recipie, the chips from real potatoes fried twice as they should be to a beautifull crisp golden colour and he even had proper malt vinegar and home made tatar sauce. It was so tasty we had two portons each, a portion costing 1 pound fifty. We even noticed quite a few local Thais coming up for a take away.



I kramik Dee :)


1 comment:

  1. Jedzenie w Tajlandii jest fantastyczne! Przypomniałaś mi kilka moich doświadczeń... ;)

    ReplyDelete