24 February 2010

Tyniec zimą

Nie będzie mnie przez tydzień i postanowiłam odwiedzającym ten blog zostawić kilka zdjęć z mojego ulubionego miejsca - Tyńca pod Krakowem. Zdjęcia jeszcze z początku zimy oddają choć trochę wyjątkowy nastrój tego zakątka.
Serdecznie wszystkich pozdrawiam i do zobaczenia na tydzień!

 
 

 

 

poniżej widok z klasztoru na Wisłę (w tym miejscu jest bród przez który przed wiekami przekraczano rzekę w drodze do Krakowa a nie tak dawno temu był tu prom):

 



23 February 2010

WP po godzinach - chleb z pieczonymi ziemniakami

Naszym kolejnym zadaniem domowym w Weekendowej Piekarni po godzinach jest chleb z dodatkiem pieczonych ziemniaków. Już kiedyś piekłam, bardzo nam wtedy smakował więc nie zostało mi nic innego jak upiec go ponownie. Chleb prosty w wyrabianiu (choć był lekko lepki), bardzo ładnie wyrastał, ładnie się też upiekł. Cóż więcej dodać - może to, że bardzo nam smakuje. Upiekłam jeden bochenek z połowy porcji.
Poniżej podaję przepis za Tatter:

Chleb z pieczonymi ziemniakami na Pâte Fermentée

Pâte Fermentée:
300g białej pszennej mąki chlebowej
195g wody
6g soli
0.6g świeżych drożdży (dałam odrobinkę świeżych)

Ciasto właściwe:
550g białej pszennej mąki chlebowej
150g mąki pszennej razowej
415g wody
18g soli
12g świeżych drożdży (1 1/4 łyżeczki drożdży instant lub 2 łyżeczki suszonych)
250g pieczonych ziemniaków
całe Pâte Fermentée

1. Zaczyn

Drożdże rozmieszać w wodzie i dodać mąkę z solą. Wymieszać dokładnie aż powstanie gładkie ciasto. Przykryć naczynie szczelnie folią i zostawić na 12-16 godz. w temp. 21C.

2. Mieszanie

Wszystkie składniki (oprócz pate) włożyć do miski i wymieszać aby wszystko dobrze się połączyło. Następnie nadal mieszając dodawać po kawałku pate fermentee. Po dodaniu całości pate należy poprawić hydrację ( jeśli zachodzi taka potrzeba) - ciasto ma być raczej gęste - warto w tym momencie zaznaczyć, że dodatki do ciasta tak jak tutaj - ziemniaki - nadają pieczywu sporo wilgoci i należy uważać, aby nie dodać zbyt wiele wody.
Teraz należy wyłożyć ciasto na stół i zagniatać przez 5-6 minut. Ciasto powinno być spoiste, plastyczne, a gluten średnio rozwinięty. Temp. ciasta 24C.

3. Pierwsza fermentacja i składanie: 1 1/2 godz., złożyć po 45min.

4. Dzielenie i formowanie

Ciasto wyjąć z miski i podzielić na dwie części. Z każdej utoczyć lekko kulę, ułożyć na omączonej powierzchni złączeniem w górę, przykryć i zostawić na 15min. Po tym czasie uformować bochenki, włożyć do koszyków złączeniami w górę (można ułożyć bochenki pomiędzy fałdami płótna piekarskiego) lub w foremkach.

5. Ostatnia fermentacja

Nie powinna trwać dłużej niż 1 1/4 godziny w temp 24C.***

6. Pieczenie

Wyrośnięte bochenki przełożyć na omączoną łopatę/płaską blachę, naciąć i zsunąć do naparowanego pieca. Piec z parą na kamieniu w temperaturze 230C. Drzwi pieca lekko uchylić (aby wypuścić parę), gdy bochenki zaczną nabierać koloru. Piec ogółem 40 minut.

21 February 2010

zupa pomidorowa z rozmarynem

 

Postanowiłam przyrządzić "pomidorówkę inaczej". Przepis na zupę znalazłam w świetnej książce "The National Traust Traditional Recipie Book". Zupa jest prosta, bardzo aromatyczna, rozgrzewająca - świetna na chłodne dni. Gorąco polecam!

Zupa pomidorowa z rozmarynem

250 g cebuli posiekanej
3 łyżeczki posiekanego drobno świeżego rozmarynu
1 kg świeżych pomidorów obranych i pokrojonych w kawałki (lub z puszki)
2 łyżeczki koncentratu pomidorowego
25 g cukru
1 litr wywaru drobiowego
1 łyżeczka mąki kukurydzianej
300 ml słodkiej śmietanki (użyłam 18 %)
sól/pieprz
opcjonalnie - posiekana świeża pietruszka do przybrania

Do rondla wlewamy wywar drobiowy, dodajemy do niego cebulę, rozmaryn, pomidory, przecier, cukier oraz mąkę kukurydzianą (mąkę dodajemy do zimnego wywaru i mieszamy by nie utworzyły się nam grudki). Wszystko zagotowujemy i gotujemy na małym ogniu około 20 minut. Zdejmujemy z gazu i miksujemy dokładnie w blenderze. Doprawiamy do smaku solą i pieprzem. Przed podaniem dodajemy śmietanę i ozdabiamy pietruszką (jak kto lubi).
Smacznego!

20 February 2010

WP # 62 - chleb codzienny Lu

Z tygodniowym opóźnieniem (mam nadzieję, że Margot mi to wybaczy) upiekłam pyszny pszenny chlebek na zakwasie - jedną z propozycji Lu - Gospodyni 62 Weekendowej Piekarni. Chleb wyszedł leciutki, puszysty, delikatny - po prostu taki jak się spodziewałam - pyszny! Rzeczywiście idealny na chleb codzienny! Dzięki Lu że podzieliłaś się z nami tym przepisem! Piekłam dokładnie według wskazówek naszej Gospodyni  - użyłam jedynie mąki pszennej chlebowej i piekłam z połowy porcji. Poniżej przepis za Lu:

Chleb codzienny

zaczyn:
100 g zakwasu żytniego razowego
100 g mąki pszennej (typ 650)
150 g letniej wody

Wymieszać w misce i odstawić na noc (albo na 8-12 godz.)

ciasto właściwe:
zaczyn
300 g wody
1 łyżeczka miodu
1 łyżka soli
kulka świeżych drożdży wielkości dużego laskowego orzecha
600-650 g mąki pszennej (typ 650)

Do miski wlać wodę, rozpuścić w niej miód, drożdże, dodać zaczyn, sól i wymieszać na jednolitą masę.
Wsypać mąkę, wyrobić gładkie ciasto. Zostawić do wyrośnięcia na ok 2,5 godziny ( z tym czasem może być różnie, w każdym razie ciasto powinno podwoić objętość). Po tym czasie wyjąć ciasto na stolnicę albo blat. Podzielić na pół, uformować dwa podłużne bochenki(tak robię ja, ale można też jeden olbrzymi okrągły). Włożyć do koszyków i pozwolić wyrosnąć (ok 1 1/2 godz.). Ostrożnie przełożyć z koszy na blachę. Można naciąć (chociaż mi to jakoś nie chce ładnie wyjść). Piec najpierw przez 10 min w naparowanym piekarniku, nagrzanym do 250 st. Później zmniejszyć temperaturę do 220 st i piec kolejne 10 min. Na końcu zmniejszyć temp do 200 st i dopiekać, aż będzie pięknie rumiany, no i oczywiście postukany od dołu, wyda piękny, głuchy odgłos.

18 February 2010

włoski sos orzechowy do makaronu


Uwielbiam kuchnię włoską i oczywiście makarony! Jednym z moich ulubionych sosów jest sos orzechowy. Dawno temu dostałam parę opakowań gotowego sosu od zaprzyjaźnionego Włocha, potem sama ten sosik kupowałam podczas pobytów w słonecznej Italii i teraz w domowych pieleszach zatęskniłam za nim ponownie. W internecie przepisów na ten sos jest wiele, ja chciałam by mój sos był bardzo orzechowy, delikatny i aromatyczny i chyba udało mi się osiągnąć ten cel. Ze składników poniżej wychodzi dużo sosu, można go parę dni przechowywać w słoiczku w lodówce lub po prostu zrobić połowę. Nie ma się też co martwić jeśli sos jest gęsty, gdyż taki też jest on we Włoszech. Korzystając z porad moich włoskich przyjaciół wiem, że wystarczy przed wymieszaniem go z makaronem - po prostu dolać do niego parę łyżek wody w której gotujemy makaron - do uzyskania odpowiedniej konsystencji (jak jogurt czy śmietana).

Sos orzechowy do makaronu

200 g obranych orzechów włoskich
1 ząbek czosnku (lub 2 małe)
szczypta soli i pieprzu
starty świeży parmezan (około 1/3 szklanki)
2-3 łyżki greckiego jogurtu (ponoć tam gdzie narodził się ten sos używa się gęstego jogurtu dla dodania kremowej konsystencji, bardzo podobnego do dostępnego u nas jogurtu greckiego)
2-3 łyżki oliwy extra vergine

Wszystkie składniki wrzucamy do blendera i miksujemy do uzyskania w miarę gładkiej konsystencji. W razie potrzeby dodajemy nieco więcej oliwy i jogurtu. Sos powinien mieć dosyć gęstą konsystencję. Jak wspomniałam powyżej, przed wymieszaniem go z makaronem dodajemy do niego parę łyżek wody z gotowanego makaronu i mieszamy.
Przed podaniem posypujemy makaron po wierzchu świeżo startym parmezanem!
Sam sos możemy przechowywać kilka dni w zamkniętym szklanym pojemniku w lodówce - najlepiej jest polać sos po wierzchu odrobiną oliwy co pomoże utrzymać jego świeżość.

16 February 2010

na Shrove Tuersday naleśniki bananowe

 

Dziś w Anglii obchodzi się Shrove Tuesday - czyli taki odpowiednik naszego tłustego czwartku. Nazywa się też ten dzień potocznie "Pancake Day" czyli "dniem naleśnikowym" - co wyjaśnia doskonale czym zajadają się dziś na Wyspach. By dogodzić mojemu mężowi postanowiłam dziś usmażyć mu takie tradycyjne naleśniki - najzwyklejsze, podane polane sokiem z cytryny i posypane cukrem (ale te będą dopiero wieczorem po kolacji). Kusiło mnie też jednak by wypróbować przepis Gosi, który znalazłam na jej blogu i dziś na obiad delektowaliśmy się najpierw kanapeczkami śledziowymi (to ukłon z kolei mojego męża dla naszej tradycji - pojechał rano specjalnie kupić parę smakowitych sałatek śledziowych) a potem pysznymi naleśnikami (w zasazie - naleśniczkami) bananowymi!
Przepis podaję za Gosią z malutkimi zmianami:

Naleśniki bananowe

1 szklanka mąki pszennej
1 łyżeczka proszku do pieczenia
1 jajko
2 łyżki cukru
1 banan
180 ml mleka
4 łyżki rozpuszczonego masła

jajko z cukrem ubijamy mikserem parę minut. Dodajemy mleko, rozgniecionego widelcem banana oraz masło. Miksujemy chwilę. Dodajemy na koniec mąkę z proszkiem do pieczenia, miksujemy do wymieszania.
Porcje ciasta nakładamy łyżką na rozgrzaną patelnie (bez tłuszczu), smażymy chwilę i  gdy się zrumienią obracamy delikatnie (należy uważać by się nam naleśniczki nie przypaliły).
Przed podaniem posypujemy cukrem pudrem lub polewamy po wierzchu syropem klonowym lub "golden syrup" (lub oczywiście miodem - jak kto lubi).


13 February 2010

zakwas

 

W Weekendowej Piekarni po godzinach hodujemy sobie zakwas. Mój pierwszy dojrzewał prawie rok temu, jak na razie dobrze się sprawował, ale i tak przyłączyłam się do pozostałych piekarzy i mam już gotowy mój świeżutki zakwas (odpoczywa na razie w lodówce). Bardzo dużo ciekawych informacji  o zakwasie autorstwa Tatter znaleźć można tutaj w Weekendowej Piekarni po godzinach
Tym razem fotografowałam proces jego powstawania. Początki były "burzliwe" - drugiego dnia ogromnie przyrósł, pojawiła się masa średnich bąbelków, a potem przez tydzień spokój. Pojawiały się małe bąbelki, przyrastał bardzo niewiele, ale ja niezrażona jego humorami dokarmiałam jak Tatter zaleciła 2 razy dziennie i po tygodniu ponownie się obudził. Pojawiło się dużo ładnych bąbli, więcej niż podwajał swoją objętość więc uznałam, że nie mam już nic więcej do zrobienia i włożyłam go do lodówki.
Co do zapachu - przez pierwszy tydzień nie pachniał jakoś szczególnie - po prostu jak mąka z wodą. Teraz ma delikatny zapach, ale nie mogę powiedzieć żeby pachniał jabłkowo (jego poprzednik rok temu pachniał wyraźnie jabłkami), ale może wkrótce i to się zmieni.
Poniżej instrukcja Tatter i zdjęcia mojego zakwasu:

Zakwas na mace żytniej razowej (100% hydracji)

Dzień 1:
225g mąki żytniej razowej
225g wody

Wymieszaj wszystkie składniki na gładką pastę, zakryj szczelnie folią kuchenną i zostaw na 24 godziny w ciepłym miejscu, 23-27C. Jeśli zakwas wyprowadzony zostaje z mąki żytniej średniej, wtedy należy zmienić hydrację zaczynu do 90%. Nie należy używać mąki żytniej jasnej, gdyż w znacznej mierze mąka taka pozbawiona jest niezbędnych składników odżywczych.

Dzień 2:
112 g mikstury z poprzedniego dnia (resztę wyrzucamy)
112g maki żytniej razowej
112g wody

Wymieszaj 1/4 zakwasu z dnia poprzedniego (ok.112g) z taka sama ilością wody i mąki. Szczelnie zakryj i zostaw w temperaturze 23-27C na 24 godziny.
A tak się prezentował mój zakwas drugiego dnia rano zaraz po dokarmieniu:
A tak wyrósł do następnego dnia rano:


Dzień 3, 4, 5, 6:
112g mikstury z (odpowiednio) dnia drugiego, trzeciego, czwartego i piątego
112g maki żytniej razowej
112g wody

Wymieszaj 1/3 zakwasu z dnia drugiego ( i kolejno trzeciego, czwartego i piątego) z mąką i wodą. Jeśli to możliwe, dokarmienie (dzień 3-6) powinno odbywać się w dwóch etapach (co 12 godzin) połową ilości mąki i wody z przepisu (po 56g rano i wieczorem )
Następne dni (3-8) zakwas bardzo się ślamazarzył - tak wyglądał codziennie rano po nocnym wyrastaniu (mało małych bąbelków, niewielki przyrost):
9-tego dnia rano niespodzianka - zobaczyłam jak wreszcie przez noc zakwas zaczął pracować! W ciągu dnia po porannym dokarmieniu na wieczór wyglądał tak samo dobrze.

10-ego dnia rano po nocnym wyrastaniu wyglądał już zupełnie zdrowo. Dokarmiałam go jeszcze tego  dnia rano i wieczorem i 11-go dnia rano "skończył" w lodówce!

12 February 2010

bułeczki śniadaniowe

 

Nie często się zdarza, że zostajemy nagle bez pieczywa, a jednak! Wczoraj po południu okazało się, że nie została już nawet piętka na dzisiejsze śniadanie. Popołudnie miałam zajęte, więc odpadł pomysł pieczenia chleba (nie zamierzałam pół nocy spędzić na pieczeniu). Jednak jakiś czas temu wypatrzyłam u Izy bułeczki, które rosną przez noc i rano tylko wkładamy je do piekarnika. Odgrzebałam przepis i dziś rano mogliśmy się rozkoszować na śniadanie ciepłymi jeszcze bułkami. Proste w wykonaniu, wyszły puszyste i rumiane - takie zwykłe bułki śniadaniowe do wszystkiego! Dzięki Izo za przepis!
Poniżej pozwalam sobie przedstawić przepis z bardzo niewielkimi moimi modyfikacjami:

Bułki śniadaniowe

240 ml mleka
25 g rozpuszczonego masła
1 jajko roztrzepane
500 g mąki pszennej chlebowej
10 g soli
20 g świeżych drożdży
mleko do smarowania bułek

Wymieszałam osobno suche i osobno mokre składniki. Potem zmieszałam razem i wyrabiałam ciasto aż stało się elastyczne i gładnkie (około 10-15 minut). Podzieliłam je na 10 części, uformowałam okrągłe bułeczki i ułożyłam na blasze wyłożonej papierem do pieczenia. Przykryłam ściereczką i całość włożyłam do reklamówki (by bułki nie obeschły przez noc) i całość włożyłam do lodówki.
Na drugi dzień rano wyjęłam je z lodówki i zostawiłam na godzinę by nieco się ogrzały do temperatury pokojowej. Posmarowałam wierzchy bułek mlekiem i włożyłam je do piekarnika nagrzanego do 230 C i piekłam 9-10 minut. Studziłam na kratce.
Jak Iza pisze - bułki można piec też tego samego dnia - trzeba je zostawić jedynie na blasze do wyrośnięcia.

11 February 2010

Tarta dyniowa z kadramonem na kruchym orzechowym spodzie

U wielu na blogach dziś królują pączki a u nas na ostatki trochę nietypowa tarta - na orzechowym spodzie, z delikatnym, aromatycznym dyniowym nadzieniem. To już ostatnia nasza dynia - doczekała z nami lutego i jedna część powędrowała do zupy a druga do tarty. Przepis znalazłam na stronie Telegraph i od razu mi się spodobał. Dynia sama w sobie nie ma wielkich walorów smakowo-zapachowych ale na mocno orzechowym spodzie i z dodatkiem kardamonu - to już zupełnie co innego! Poniżej przepis z niewielkimi moimi zmianami. Z podanych składników wychodzi nam tarta o średnicy 28 cm.

Tarta dyniowa z kardamonem na kruchym orzechowym spodzie

kruche ciasto orzechowe:
60 g cukru brązowegp
100 g orzechów włoskich
110 g masła
1 łyżeczka ekstraktu z wanilii
1 jajko
225 g mąki pszennej

nadzienie:
600 g miąższu z dyni
140 g cukru
10 całych ziaren kardamonu (w łuskach)
4 jajka
250 ml śmietanki slodkiej

Najpierw przygotowujemy ciasto - w tym celu wrzucamy do blendera orzechy i miksujemy aż się dosyć dobrze rozdrobnią (kawałki orzechów wielkości ziarenek pieprzu). Wysypujemy do naczynia. Do blendera wsypujemy cukier, dodajemy masło, żółtko i esencję z wanilii, miksujemy aż się składniki wymieszają. Dodajemy mąkę i miksujemy aż uzyskamy jakby "tartą bułkę". Dodajemy do orzechów i mieszamy. Natłuszczamy formę do tarty (28 cm średnicy) i wysypujemy naszą mieszaninę. Palcami ugniatamy w formie dosyć ściśle i wkładamy do lodówki na co najmniej 1 godzinę. Nagrzewamy piekarnik i zapiekamy nasz spód w temperaturze 200 C przez około 10-15 minut. Wyciągamy. Ubijamy pozostałe białko  ze szczyptą soli i smarujemy gorącą jeszcze tartę (ma to utrzymać spód kruchym). Zostawiamy do wystygnięcia.
Nadzienie:
Obraną dynię kroimy na małe kawałki i gotujemy na parze aż zmięknie. Wrzucamy do blendera razem z 85 g cukru i miksujemy na pure. Jeśli pozostaną nam grudki najlepiej przetrzeć dynię przez sito. ZOstawiamy do wystygnięcia.
Kardamon rozgniatamy, osuwamy łupki i nasionka ze szczyptą soli tłuczemy w moździerzu na proszek. Mieszamy jajka, pozostały cukier i śmietankę. 3/4 dodajemy do wystudzonego pure z dyni i mieszamy dokładnie dodając też kardamon. Wylewamy ostrożnie nasze dyniowe nadzienie na spód tarty a pozostałą mieszanką jajeczno-śmietanową robimy wzorki na wierzchu (najlepiej przy pomocy łyżki). Wkładamy do nagrzanego do 180 C piekarnika i pieczemy 30-40 minut - aż zetnie nam się nadzienie. Studzimy do temperatury pokojowej przed podaniem.
Smacznego!



10 February 2010

marmolada z pomarańczy sewilskich

Tydzień temu zostaliśmy obdarowani wyjątkowymi pomarańczami prosto z Berlina przywiezionymi przez Ewę (dziękujemy Ci Ewo!). Wyjątkowymi - bo u nas nie do dostania, bo ich się nie jada (baaaardzo kwaśne), bo mają ogromnie dużo pestek, bo właśnie z nich robi się rewelacyjną marmoladę, o cudownym aromacie, lekko gorzką, najlepszą na śniadanie ze świeżym białym chlebem. Razem z pomarańczami dostałam przepis. Nieskromnie napiszę, że mój mąż (wielbiciel takiej marmolady) stwierdził, że jest to jedna z najlepszych jakie w życiu jadł - i wierzę mu.
Poniżej moje tłumaczenie przepisu:

Seville Orange Marmalade

6 sewilskich pomarańczy
1 zwykłą pomarańcza
2,5 litra wody
szczypta soli
1,6 kg cukru
1 łyżka szkockiej whiskey

Pomarańcze myjemy dokładnie i osuszamy. Kroimy pomarańcze sewilskie na pół (wzdłuż "równika") i wyciskamy ręcznie sok przez sito do naczynia. Wybieramy z połówek pomarańczy wszystkie pestki i wraz z pestkami z sita odkładamy na bok. Pestki zawijamy w gęstą gazę i zawiązujemy (powstanie nam sakiewka z pestkami).
Wyciśnięte połówki kroimy na niewielkie cienkie paseczki lub kostkę (jak kto lubi). Zwykłą pomarańczę również kroimy (ja dla ułatwienia miąższ pokroiłam osobno w kostkę) na takie same kawałeczki/paseczki.
W dużym rondlu mieszamy nasz sok, pokrojone pomarańcze, szczyptę soli, wodę oraz dodajemy naszą sakiewkę z pestkami. Zagotowujemy i na małym ogniu gotujemy aż skórki pomarańczy staną się lekko przejrzyste (ok. 20-30 minut). Odstawiamy na bok, przykrywamy i zostawiamy na noc.
Drugiego dnia dodajemy cukier, mieszamy i ponownie zagotowujemy. Skręcamy ogień i gotujemy aż osiągniemy właściwą konsystencję (sporo płynu musi wyparować). W trakcie gotowania osuwamy sakiewkę z pestkami i jak wystygnie wyciskamy pozostały w niej sok i dodajemy do marmolady. Pestki wyrzucamy. Moją marmoladę gotowałam jakieś 1 i 1/2 do 2 godzin. Należy sprawdzać co jakiś czas konsystencję (najlepiej na schłodzonym talerzyku). Gdy marmolada jest gotowa dodajemy whiskey i umieszczamy w gorących słoikach, zakręcamy i gotowe!

9 February 2010

pizza z salami, karczochami i kaparami

Z okazji Międzynarodowego Dnia Pizzy u nas dziś na obiad....pizza! Dosyć często ją piekę, na wierzch wrzucam to co akurat znajduje się w lodówce - tak więc dziś u nas pizza z salami, karczochami i kaparami - pod mozarellą. Jesteśmy fanami pizzy o cienkim spodzie i po kilku próbach udało mi się w końcu dojść do wprawy w przygotowywaniu ciasta. Co prawda daleko tej pizzy do takiej z pieca opalanego drzewem ale i tak jest o niebo lepsza od tych serwowanych w wielu knajpach. Zapraszam do spróbowania!

Pizza z salami, karczochami i kaparami

ciasto:
200 g mąki na pizze (lub zwykłej pszennej)
ok. 130 g letniej wody
2-3 g świeżych drożdży
spora szczypta soli
1-2 łyżki oliwy

na wierzch:
sos pomidorowy (ja przygotowuję latem i mrożę - po prostu pomidory duszę na oliwie z ziołami i potem przecieram przez sito i smażę do uzyskania odpowiednio gęstej konsystencji)
ok. 20 małych plasterków salami (zależy od wielkości salami)
2 łyżki odsączonych kaparów
6-7 kawałków karczochów (ze słoika)
1 mozzarella

Z mąki usypujemy na stolicy "wulkan" - do środka wlewamy letnią wodę wymieszaną z drożdżami, dodajemy oliwę i mieszamy powoli palcami "zabierając" mąkę z wewnętrznej strony wulkanu. Po chwili dodajemy sól i powoli wyrabiamy ciasto. Musi nabrać ono elastyczności - zajmie nam to około 10-15 minut. Ciasto przekładamy do naoliwionej miski, smarujemy po wierzchu oliwą, przykrywamy szczelnie i zostawiamy do wyrośnięcia na około 2 godziny. Nagrzewamy piekarnik do 240-250 C. Gdy ciasto wyrośnie wyrabiamy je chwilkę i zostawiamy przykryte ściereczką na około 10 minut. Wałkujemy ciasto na okrągły placek wielkości naszego kamienia. Gdy piekarnik jest nagrzany smaruję wierzch ciasta sosem pomidorowym i wkładam do piekarnika na 5 minut. Po tym czasie wyciągam na chwilę pizzę i dodaję pozostałe składniki - w tym przypadku salami, karczochy, kapary oraz mozzarellę pokrojoną na plasterki. Pizzę dopiekam kolejne 5-6 minut aż ser się roztopi i brzegi pizzy się zarumienią.
Dzielę cały proces pieczenia na 2 etapy ponieważ, gdy od razu kładłam wszystko na pizzę to po pierwsze spód nie był tak przyjemnie chrupiący oraz mozzarella przypiekała się za bardzo i pizza traciła na smaku i wyglądzie. Również wędlina zbytnio się rumieniła i wychodziła sucha (te fragmenty które nie przykrywał ser).
Ale tu pozostaje pole dla każdego do eksperymentowania!

8 February 2010

pikantny krem dyniowo-marchewkowy z nutą kokosową

Jakiś czas temu natrafiłam na blogu Oli na bardzo apetyczną zupkę, tak że nadszedł czas wykorzystać moją ostatnią z pietyzmem przechowywaną dynię. Poczyniłam niewielkie zmiany w oryginalnym przepisie i tak oto mogliśmy w sobotę cieszyć się orientalnym smakiem tej aromatycznej zupki. Poniżej zmodyfikowany przeze mnie przepis.

Pikantny krem dyniowo-marchewkowy z nutą kokosową

1 kg miąższu dyni
400 g marchewek
1 duża cebula
500 ml bulionu z kurczaka
500 ml mleczka kokosowego
100 ml słodkiej śmietanki
2 płaskie łyżki przyprawy curry (średnio ostrej)
50 g masła
1 łyżka miodu
1/2 łyżeczki świeżo startej gałki muszkatołowej
sól/pieprz
garść pestek z dyni prażonych na patelni

Dynię obieramy, osuwamy pestki i kroimy w niewielką kostkę. Marchew obieramy i kroimy na plastry, cebulę siekamy. W dużym rondlu podsmażamy na maśle cebulę i gdy się lekko przeszkli dodajemy dynię i marchew. Smażymy mieszając przez parę minut. Przyprawiamy curry oraz gałką i dodajemy miód po czym zalewamy bulionem. Gotujemy do miękkości po czym miksujemy blenderem. Dodajemy mleczko kokosowe i śmietankę. Zagotowujemy mieszając (należy uważać gotując krem by się nam nie przypalił) i doprawiamy do smaku pieprzem i solą.
Podajemy posypane prażonymi pestkami z dyni.
Smacznego!

7 February 2010

chicken and mushroom pie

Zaprosiliśmy wczoraj naszych przyjaciół na kolację. Tematem wiodącym miała być kuchnia angielska (choć ostatecznie zupa była bardziej orientalna w smaku ale o niej jutro). Wybrałam na danie główne jedną z moich ulubionych potraw - Chicken and Mushroom Pie a do tego pieczone i gotowane warzywa oraz śliweczki zawijane w plasterki boczku (Devils on Horseback). Poniżej przepis na dużą formę ( ok 8- 10 osób).

Chicken and Mushroom Pie

ciasto:
500 g mąki pszennej (np wrocławskiej)
130 g smalcu
130 g masła
duża szczypta soli
bardzo zimna woda (około 1/2 szklanki)

nadzienie:
750 g piersi kurczęcych
700 g pieczarek (małych najlepiej)
1 duża cebula
100 g masła (pół do smażenia pół do sosu)
350 ml bulionu z kurczaka
350 ml mleka
5-6 łyżek mąki
sól/pieprz
Worcester Sauce
1 jajko

Najpierw przygotowujemy ciasto - mieszamy mąkę z solą dodajemy masło i wcieramy palcami do uzyskania konsystencji podobnej do okruszków. Dodajemy zimną wodę (po trochu) i szybko zagniatamy ciasto. Zawijamy je w folię przeźroczystą i wkładamy do lodówki na 1-2 godziny. Większość ciasta wałkujemy (pozostałą część nadal trzymamy  w lodówce) i wykładamy nim wcześniej natłuszczoną formę do pies (z randkiem). Wkładamy na godzinę do lodówki. Po tym czasie podpiekamy nasz spód - najpierw robimy na całej powierzchni dziurki widelcem, przykrywamy papierem do pieczenia i wysypujemy kulkami ceramicznymi lub fasolą. Podpiekamy w temperaturze 200 C przez 20 minut, po czym ściągamy kulki i papier i podpiekamy dalsze 5 minut. Gdy nasz spód jest gotowy przygotowujemy farsz.
Myjemy kurczaka i kroimy na niewielką kostkę. Na małej ilości masła smażymy mięso partiami i odkładamy na bok. Podobnie robimy z pieczarkami - przecieramy je wilgotną szmatką, kroimy na ćwiartki (lub jeśli duże pieczarki to na 8 części) i również smażymy partiami na maśle aż wyparuje nam płyn jaki grzyby puszczą. Odkładamy na bok. Smażymy też posiekaną cebulkę aż się zeszkli. Dodajemy do pieczarek.
Przygotowujemy sos - w rondlu mieszamy mleko z bulionem, dodajemy masło, mąkę i dobrze przyprawiamy solą i pieprzem (pamiętajmy, że nie soliliśmy ani kurczaka ani grzybów więc bardziej słony sos nada smaku pozostałym składnikom). Mieszając energicznie trzepaczką zagotowujemy. Doprawiamy Worcester Sauce według uznania. Powinniśmy otrzymać bardzo gęsty sos (nie chcemy by nam nadzienie wypływało po przekrojeniu gotowego dania lecz by sos połączył składniki, nadał nadzieniu wilgoci i aromatu). Mieszamy mięso, grzyby, cebulę i sos i tak przygotowane nadzienie przekładamy do podpieczonego spodu. Wałkujemy pozostałą część ciasta. Brzegi podpieczonego ciasta smarujemy rozbełtanym jajkiem, nakładamy nasze rozwałkowane ciasto i lekko przyciskamy końcówką widelca brzegi by się nam zalepiły. Z pozostałych kawałków ciasta można wyciąć listki i udekorować wierzch naszego pie. Całość smarujemy po wierzchu rozbełtanym jajkiem i robimy nożem 2 otwory (nacięcia) by w trakcie pieczenia miała którędy wydobywać się para.
Zapiekamy w 190-200 C przez 30-40 minut (aż wierzch ładnie nam się zrumieni).
Podajemy gorące wraz z ugotowanymi/upieczonymi warzywami.
Smacznego!


4 February 2010

bułeczki pszenne zwyczajne

 

Zaprzyjaźniona Ewa obdarowała nas wczoraj między innymi pysznymi kiełbaskami przywiezionymi prosto z Berlina. Mój mąż zamarzył sobie te kiełbaski w pomidorowym sosie z curry (jak podobno bardzo lubią je jeść Niemcy) a do tego pieczywo. Cóż lepiej pasuje do kiełbaski jak świeża pszenna bułeczka. Przepis na takowe proste bułeczki znalazłam rano u Liski i już w obiad bułeczki się piekły. Wyszły puszyste, aromatyczne - w sam raz na śniadanie, czy właśnie do naszego dzisiejszego dania. Przepis poniżej podaję za Liską - z tym tylko, że  użyłam o połowę mniej drożdży i mnie wyszło ich jakimś cudem osiem a nie dziewięć :-)

Bułeczki pszenne zwyczajne

210 ml wody lub mleka (ja mieszam pół na pół)
20g świeżych drożdży (dałam połowę - 10 g)
1 łyżeczka soli
1 łyżeczka cukru
10 g miękkiego masła
350 g mąki pszennej
do posmarowania: żółtko wymieszane z 1 łyżką wody (posmarowałam rozbełtanym jajkiem)
do posypania: sezam, mak, sól

Mąkę, sól i masło utrzeć ręką. W małej miseczce rozkruszyć drożdże, wsypać do nich cukier i 4 łyżki mleka/wody. Dokładnie wymieszać i wlać do mąki. Powoli wlewać pozostałe mleko. Wyrobić rękoma lub mikserem. Ciasto będzie dosyć luźne, ale nie należy podsypywać go mąką.
Przełożyć do miski, przykryć folią spożywczą. Odstawić na 1,5 - 2 godz. aż podwoi swoją objętość.
Piekarnik nagrzać do temp 230 st C.
Ręce posmarować oliwą lub olejem (ja formowałam tradycyjnie - lekko umączonymi rękami). Z ciasta formować bułeczki (9 szt - u mnie 8 szt), układać je na dużej blaszce wyłożonej papierem do pieczenia, zostawiając 5 cm odstępy między bułeczkami. Odstawić do wyrastania na ok. 30 minut.
Bułeczki posmarować żółtkiem wymieszanym z łyżką wody, posypać czym się lubi i wstawić do piekarnika na 5 min. Po tym czasie zmniejszyć temp. do 200 st C i piec kolejne 5-10 min.
Studzić bułeczki na kratce.

3 February 2010

bułeczki owsiane - WP po godzinach

 

Naszym drugim zadaniem w Weekendowej Piekarni po godzinach było upieczenie bułeczek owsianych. Bułeczki zupełnie bezproblemowe. Bardzo łatwo się wyrabiało ciasto, moje lepiło się bardzo mało i szybko sobie z nim poradziłam. Ponieważ zabrałam się za nie w niedzielę wieczorem to niestety w lodówce musiało sobie radzić bez odgazowywania bo nie zamierzałam wstawać specjalnie w nocy. Nie sądzę by miało to na nie większy wpływ, po prostu w poniedziałek po południu przed uformowaniem bułek ciasto dobrze odgazowałam. Skróciłam ich pieczenie do jakichś 20-25 minut. Zdjęcie robiłam już prawie po ciemku, więc jakość niespecjalna, ale bułki wyszły ślicznie (możecie mi wierzyć na słowo) i bardzo nam smakowały.
Poniżej przepis za Tatter:

Bułki owsiane

375g białej pszennej mąki chlebowej (wysokoglutenowej np. Manitoba)*
125g mąki pszennej razowej (100%)
83g płatków owsianych
313g wody (o temp. 24C)
50g mleka
33g płynnego miodu
33g oleju roślinnego
11g soli
1 1/2 łyżeczki drożdży instant

1. Mieszanie i zagniatanie

Na początek płatki owsiane zalać ciepłą wodą i zostawić na 20 minut. Gdy zmiękną, dają się łatwo rozgnieść pomiędzy palcami. Do płatków dodać resztę składników i wszystko dokładnie wymieszać. Następnie zagnieść średnio luźne ciasto, delikatnie lepkie od miodu.

2. Fermentacja główna

Miskę z ciastem zakryć folią, zostawić na 45 min na kuchennym stole, po czym włożyć ją na noc do lodówki (4C).

Pobyt w chłodzie pozwala ciastu wzbogacić smak jak również przedłużyć późniejsze przechowywanie pieczywa. Zimne ciasto kilkakrotnie odgazowywać w trakcie wyrastania (pierwsze kilka godzin).

3. Dzielenie i kształtowanie ciasta

Następnego dnia, po ogrzaniu (1-2 godz. w temperaturze pokojowej) podzielić ciasto na 12 równych części (86g), lekko ukształtować, ułożyć zlepieniami w górę, zakryć i zostawić na 20 minut. Uformować sprężyste bułeczki, wierzchy maczać w wodzie, a następnie w rozsypanych na tacy płatkach owsianych. Ułożyć na blasze.

4. Ostatnia fermentacja

1 - 1 1/2 godziny w 24C

5. Pieczenie

Piec w 240C przez 15 minut, zmniejszyć temperaturę do 220C i dopiekać jeszcze 10-15 minut.