30 January 2015

Najlepsza jadłodajnia w Chiang Mai


Wczoraj wybraliśmy się na lunch do kultowej jadłodajni znajdującej się tuż obok świątyni Wat Faham, po drugiej stronie rzeki Mae Ping. O tym oddalonym miejscu opowiedziała nam May. Wybraliśmy się tam oczywiście tuk-tukiem :) W sumie oprócz świątyni nie ma nic ciekawego, a jednak ściągają tu ludzie z okolicy by zjeść pyszne jedzenie. Miejsce to słynie z klasycznego dania z Chiang Mai - żółty makaron świeży i prażony z kurczakiem zalany jest pysznym aromatycznym sosem curry (zdjęcie u góry). I rzeczywiście jedzenie było fantastyczne. Gęsty, pachnący, ostry sos :))) Do tego zamówiliśmy sobie parę osobnych dań do skosztowania - pieczoną wieprzowinę, pyszną, lekko słodką, sałatkę z mielonej wołowiny z aromatycznymi ziołami i chili, ostrą i pachnącą, sataye z kurczaka z pysznym, słodkim sosem z orzeszków ziemnych i rybne placuszki smażone na głębokim tłuszczu. Prawdziwa uczta :)))

It's back to our favourite topic - food. We were told about a small food court across the river by Wat Faham by May, the lady that runs the cookery school taht we have both been to a couple of times. It is a fair walk away so we took a tuk-tuk. It is very popular with the locals for a particular type of dish, its yellow noodles with pork or chicken in a very aromatic and spicy curry sauce. Absolutely delicious :) See photo above. We also tried a number of othe dishes that you don't often see in the main tourist eateries, minced beef salad with aromatic herbs, a type of fish cakes deep fried, roast pork and satays with a deliciuos peanut sauce.






Poniżej świątynia Wat Faham


I nasze miejsce - Khoa Soi Samue Jai


A tak gotuje się to pyszne curry :)


27 January 2015

Kulinarna wycieczka po Chiang Mai


Minął już tydzień naszego pobytu w Chiang Mai :) Chadzamy sobie nadal na pyszne śniadania do Addy, czyli na najsmaczniejsze sałatki owocowe w mieście, a do tego popołudniami zaglądamy to na odlotowe shake-i i smoothie owocowe :) Sałatke zamawiamy z jogurtem, czasem z muesli i polaną miodem :) Rewelacja. Co ciekawe do tej sałatki Addy dodaje też awokado :)
Codziennie udajemy się na masaż tajski do jednej ze świątyń w centrum, potem spacery po różnych częściach miasta. Dziś zakupiłam dla siebie na dużym targu w chińskiej dzielnicy cudowną łyżkę cedzakową :) Mam ostre zakusy jeszcze na piękny nóż :) Wracamy tam w sobotę na zakupy i pewnie ulegnę pokusie :) Marzy mi się też sitko do gotowania makaronu ryżowego, ale tego już nie mam jak spakować :) Może w przyszłym roku sobie kupię. Dobrze mieć takie niespełnione marzenia.
Spacerując po mieście szukamy na lunch miejsc nieturystycznych, gdzie widzimy tylko lokalną ludność i tam zazwyczaj wpadamy na obiad.
Spacerując po ulicach codziennie widzimy Tajów okutanych w grube kurtki watowane, skórzane, w swetrach, bluzach z długim rękawem, w końcu w czaplach wełnianych na głowie. Teraz jest tu zima :))) Nawet tutejsze psy chodzą we wdziankach i tak będzie pewnie co najmniej do połowy lutego. Wtedy właściciele uznają, że jest już dosyć ciepło by ich pupile chodziły tylko we własnym futerku :) OK, nie wszyscy Tajowie chodzą tak ciepło ubrani ale to bardzo ładnie wygląda gdy na ulicy mijają się marznący Tajowie ubrani na cebulkę z turystami biegającymi w szortach i koszulkach :) Pewnie dla tutejszych to jedyny moment by ubrać półbuty podbite sztucznym futerkiem i ciepłe, egzotyczne ubrania :)
W niedzielę wybraliśmy się na Niedzielny Targ, na głównej ulicy miasta. Niesamowita komercja, tłumy turystów i handlarzy sprzedających wszystko o czym turysta może zamarzyć, od ubrań, przez biżuterię, "dzieła sztuki", souveniry, aż po jedzenie :) I my właśnie na jedzenie się tam co roku wybieramy. OK, trzeba troszkę przepłacić, ale można popróbować w jednym miejscu wielu fajnych rzeczy, bo całe jedzenie jest ustawione na terenie 3 sąsiadujących świątyń. Są też stoliki i można sobie usiąść i spokojnie zjeść. Od lat znajdujemy tych samych sprzedawców w tych samych miejscach i do niektórych wracamy :) I w tym roku zjedliśmy samosy, pierożki gyoza, żółty makaron z kurczakiem w aromatycznym sosie curry, sataye (małe szaszłyczki), grillowane grzyby i grzybki, drobne przekąski, mięsko, aż trudno spamiętać.

The typical day for us in Chiang Mai up, shower and shave if applicable, then 5 minutes walk round to our usual breakfast place which is right opposite our local market. We have been breakfasting at Addy's for the past three years. She has extended her range and not only sells the fantastic fruit slads, smoothies and shakes but now does local thai food and in the evenings even sushi. We always have the same - a big bowl of all sorts of local fruti that is in season including local avocado, with youghurt muesli and honey. We the stroll down to the temple where we have our daily massage. The rest of the day we spend wandering around different parts of Chiang Mai doing the odd shopping but mainly searching for local eateries for luch and our evening meal.
There is a Sunday Walking Market in the middle of the old town very near where we have our daily massage. It's grown considerably in size over the past years. It is very, very commercial but you can pick up some good bargains of local handicrafts if you are prepare to wander up and down. We mainly go to try the various snacks of which there are dozens. From satays, to samosas, fried fish, squid, noodles, mushrooms wrapped in bacon, soups you name it's there including lots and lots of super sweet cakes and various desserts.

Kilka zdjęć z nieturystycznych miejsc gdzie jedliśmy nasze obiadki w ostatnich dniach :)






I niesamowite stoisko ze świeżymi sokami z każdego możliwego owocu :)



Poniżej kilka kulinarnych fotek z Niedzielnego Targu











22 January 2015

Kurs gotowania w Chiang Mai


Ponownie wybraliśmy się na kurs gotowania do May :) Byliśmy u niej dwa lata temu i było cudownie, tym razem podobnie :) May ma dom za Chiang Mai w niedużej wiosce, dookoła pola ryżowe, zielono, cisza i spokój. I tym razem zaczęliśmy od wizyty na targu, by poznać różne lokalne specjały. Potem po przyjeździe do niej poszliśmy do ogrodu pozbierać zioła (tajską bazylię - dwa rodzaje, kolendrę) oraz pomidory i tajskie bakłażanki :) Reszta składników już na nas czekała :)
Podobnie jak dwa lata temu mieliśmy do przygotowania różne rodzaje potraw, od zakąsek, przez zupy, stir-fry, przez pastę curry i samo curry a skończywszy na deserach. Gotowaliśmy i jedliśmy to co przygotowaliśmy przez cały dzień :) Ponadto poprosiłam May żeby nauczyła mnie przygotowywać kalmary, od samego początku. Kupiła więc dwa na targu i razem je oczyściłyśmy i ugotowałyśmy w kawałkach tak by potem zrobić fantastyczna, aromatyczną sałatkę (zdjęcie u góry). W sałatce znalazły się jeszcze małe pomidorki, cebulka (szalotka), świeża trawka cytrynowa, i ostry, aromatyczny sos ze świeżej kolendry, czosnku, chilli, z dodatkiem soli, limonki, cukru palmowego i sosu rybnego. Coś niesamowitego !
Poniżej kilka zdjęć naszych potraw :) Nie muszę dodawać, że to co ugotowaliśmy pod czujnym okiem May było pyszne :)

We returned once again after two years to May's Secret Garden Cookery School. It is beautifully situated in its own grounds about 30/40 mins drive from Chiang Mai. Very, very peaceful, overlooking rice paddies with the new rice just breaking throuh the water. Glad to say the school has really taken off as it had not long opened when we first visited. May and her partner Jason are busy most days for the next two months or so. It was once again a great day out and you can see from the photos all the food we cooked and some photoes from the school. We will be writing more about what we have been up to so far in Chiang Mai in the next post.


Tak wygląda "szkoła" u May


A to jest jej ogród.


Kosz z podręcznymi składnikami


Składniki na klasyczną tajską zupę Tom Yum


I sama zupa :) Bardzo ostra i pachnąca :)


Składniki na strir-fry - kalmary smażone z dużą ilością listków tajskiej bazylii :)


I samo stir-fry :)


Pasta ( a w zasadzie w trakcie przygotowania) do rewelacyjnego dania z duszonych żeberek wieprzowych :)


I same żeberka. Gotowane ponad godzinę - mięso było tak miękkie, że aż rozpływało się w ustach !


Tak gotuje się słynny tajski "sticky rice" - lepki ryż


Tenże ryż zalany potem słodkim świeżym mleczkiem kokosowym podawany jest z mango na deser :)


I banany w cieście smażone na głębokim tłuszczu :)

19 January 2015

Azjatyckie smaki :)


No i znów znaleźliśmy się w Azji :) A bliżej ponownie w Tajlandii :) Jak co roku już wybraliśmy się na przedłużone wakacje. Tym razem bardzo relaksacyjnie - będzie to głównie Tajlandia i jej północ, potem kilka dni w Singapurze i powrót do Tajlandii nad morze :) Chcemy wygrzać kości i popływać w morzu kiedy u nas pogoda nie rozpieszcza.
W sobotę wylądowaliśmy w Bangkoku i zatrzymaliśmy się tylko na jedną noc by nieco dojść do siebie. Niedaleko hotelu na nomen omen ulicy Klasztornej (Convent Street) można znaleźć świetne uliczne jedzenie i tam wybraliśmy się wieczorem na pyszną kolację :) Czerwone curry z wieprzowinką, pyszną rybę pieczoną w soli i kurczaka smażonego z papryką i orzeszkami nerkowca. Do tego obowiązkowo ryż a do ryby bardzo aromatyczny ostry sosik :) Byłam jednak tak już zmęczona, że odpuściłam sobie fotografowanie. Nic straconego jednak, bo wybierzemy się tam ponownie :)
Wczoraj wsiedliśmy w samolot Air Asia (sic!) i przylecieliśmy do Chiang Mai. To jedno z moich ulubionych miejsc w Azji. I choć kocham Bangkok, bo jest to niesamowite miasto, to jednak stanowczo zbyt dużo tam hałasu, ruchu i spalin, bym chciała zostać tam na dłużej niż kilka dni. Chiang Mai z kolei to miasto na północy, z dużo łagodniejszym klimatem, chłodniejszym gdyż jesteśmy już w zasadzie w górach. To taka Mekka turystów. Wiele osób przyjeżdża tu by spędzić nawet nie kilka dni lecz kilka tygodni. Pochodzić na masaże, które są dostępne dosłownie wszędzie, by dobrze zjeść, odpocząć, pobalować, spotkać innych ludzi, wybrać się na kurs gotowania czy spróbować sił w nauce tajskiego. Jest tu wszystko i dla każdego.
My zatrzymamy się pewnie z 10 dni :) Dziś zaczęliśmy chodzić utartymi już szlakami. No w zasadzie już wczoraj po południu :) Nasze ulubione miejsce na piwo potem targ tuż za rogiem by kupić owoce i knajpka, w której jadamy od kilku lat kolacje :) Nie znaczy to że nie zmieniamy restauracji czy nie eksperymentujemy, ale po tylu pobytach znalazłam parę miejsc do których warto wrócić bo dają świetne jedzenie i obsługa jest miła. Tak więc rano obowiązkowo rewelacyjna sałatka owocowa, o której już pisałam rok temu i chyba dwa lata temu też :) Mieszanka ok. 10 owoców świeżo obranych i pokrojonych, polanych jogurtem i odrobiną miodu. Jak dla mnie rewelacja ! Potem spacer do jednej z głównych świątyń w mieście na masaż stóp :) Te same panie (i paru panów) od lat pracują w tym miejscu i uważam, że jest to pewnie jeden z najlepszych masaży w mieście. Po godzinie wyszłam jak nowa ! Jutro zaszaleję z masażem całego ciała, może nie wyjdę połamana :))) Potem kawa w bardzo przytulnej małej knajpce, serwującej również lokalną kawę, którą uprawiają na północy plemiona górskie. Pyszna, aromatyczna, mocna - w wersji na gorąco, lub mrożona, czarna lub biała :) Można tu też wypić pyszną czerwoną herbatę niesamowicie aromatyczną, gdyż jest ona specjalnie palona czy może wędzona. W każdym razie ma niesamowity głęboki ceglano czerwony kolor i unikalny piękny aromat. A na lunch tradycyjnie już tajska zupa - ta na zdjęciu u góry :) Pyszna z makaronem ryżowym, mięskiem, kiełkami i różnymi dodatkami.
A co dalej planujemy? To co zawsze, spacery po świątyniach, bo tych tu bez liku, wycieczki za miasto, spacery po wąskich uliczkach. Generalnie relaks i odpoczynek :)


Powyżej nasz lokalny trag :) Tutaj codziennie kupuję owoce :)


Na przeciw targu knajpka u Addy :) To tutaj można dostać najsmaczniejszą sałatkę owocową, shake-i i różne soki i smoothie :)

Well folks, here we are back again in Thailand. We arrived in Bangkok last Saturday. Just one night in Bangkok, had a great meal on the street and a couple of beers. On Sunday we flew by Air Asia to Chiang Mai. Weather is great, cooler then Bangkok and it can go quite chilly in the evening. Staying in the same hotel that we have used on our previous visits. Really handy, as just round the corner is the local market which sells everything opposite which is our breakfast palce where you get the most fenomenal bowl of fresh friut salad with honey, yoghurt and museli if you want for about a pound :)
We have already been for our first massage in the usual place in the temple area. The one dissapointment is that where we normally eat our evening meal, also just round the corner, no longer sells beer. They don't mind you bringing your ouw from a local "7/11" store.
So far we have jus basically walked the local streets again and visited the best coffee shops around. You will see from the photos the soup we had for lunch, our local market and the breakfast place :)
More to come...