20 March 2011

kulinarne specjały Penangu


Penang ma charakter i duszę czyli to coś czego brakowało mi w tylu innych miejscach w których do tej pory byliśmy na trasie naszej podróży. Ludzie są bardzo życzliwi i uśmiechają się do nas na ulicy. Wyraźnie widać tu wymieszanie kultur, języków czy religii. Obok siebie stoją meczet, świątynia hinduistyczna, świątynia buddyjska czy kościół. Jak już pisałam ostatnio, wszędzie unosi się aromat jedzenia. Oczywiście dominują noodle i ryż, lecz bogactwo smaków jest przeogromne. Lokalne władze wydały dla turystów broszurę-przewodnik po lokalnych specjałach, znajdują się tam opisy najbardziej popularnych dań wraz ze zdjęciami i listą miejsc gdzie można te dania znaleźć. Ponieważ postanowiliśmy spędzić więcej czasu w tym uroczym mieście (jesteśmy tu już od tygodnia), podjęliśmy się wypróbowania możliwie największej liczby lokalnych specjalności. Generalnie bardzo nam smakują, może raptem parę mniej przypadło nam do gustu (mówiąc krótko - nie smakowało). Odpuściliśmy sobie słodkości, bo te są w tym rejonie świata bardzo, bardzo słodkie i szczerze mówiąc dla mnie mdławe. Za to dzielnie „przegryzamy się” przez zupy, różnego rodzaju noodle i ryż i inne jeszcze rzeczy, które są nam nieznane i może nawet lepiej, że czasem nie wiemy co jemy ;-) Na co dzień żywimy się „na ulicy” lub w małych restauracyjkach. Dla odmiany dziś jednak wybraliśmy się na niedzielny obiad do bardzo eleganckiej restauracji w jednym z najstarszych budynków na wyspie – do Suffolk House. Jest to posiadłość zbudowana na początku XIX wieku, należała do Gubernatorów Penangu i gościli tutaj najznamienitsi tamtych czasów. W końcu XX wieku budynek znalazł się w opłakanym stanie i dzięki sponsorom został pięknie odnowiony i od niedawna udostępniony dla zwiedzających. Nie mogliśmy się oprzeć kolonialnemu urokowi tego miejsca, gdy przyjechaliśmy je zwiedzać parę dni temu i stąd decyzja by wybrać się tu ponownie, tym razem na niedzielny obiad. Na przystawkę zjedliśmy po sałatce z quinoa, potem na główne ja zamówiłam kaczkę w sosie pomarańczowym, a mężuś rybę. Na deser ciastko z lodami i kawa. Cóż powiedzieć – obiad był wyjątkowy i smakował dokładnie tak dobrze jak wyglądał (na dole na zdjęciach).



Penang has a character and soul of its own! Something that was missing in so many towns we visited during our journey. People are very friendly and smile at us on the streets. The mixture of cultures, languages and religions is very distinctive. In one neighbourhood you can find a mosque, a hindu temple, a buddhist temple or a church. As I wrote last time, you cannot go far before you smell the tempting aromas of food. Most dishes are based on noodles or rice but there is a great variety of tastes and flavours. Penang State Tourist Office has produced a brochure describing the most popular local dishes along with their photographs and a list of places where they are available. As we are staying longer in Penang we decided to eat, if possible, our way through this small guidebook. Generally all dishes have been very good but 2 or 3 have not been to our taste. We've skipped the sweet dishes as they tend to be very, very sweet and cloying. But we enjoy the soups, all kinds of noodles and rice and other ingredients we cannot often name – perhaps it's better that we don't know what they are. We normally eat in small restaurants, food courts or hawker food from small carts along the street. Today, however, we made an exception and went for lunch in a lovely, posh restaurant in one of the oldest buildings on the island - Suffolk House. The present mansion was built in the early 19 C by William Edward Phillips, one of the early Governors of Penang on the estate owned originally by Francis Light, the founder of Penang. Phillips entertained in the House many of the famous and influential people of that time including Sir Stamford Raffles, the founder of Singapore. By the end of the 20 C the building had become derilict but thanks to the many sponsors it was beautifully resored and opened for the visitors only recently. A few days ago we went to visit the House and were so impressed by its colonial charm that we decided to go back for our Sunday lunch. We had quinoa salad for the start then I had duck and Pete had fish. We finished with coffee and cake with ice cream. It was delicious and tasted as good as it looked (photos at the bottom).

Poniżej różne lokalne specjały przez nas wypróbowane :-)
Below different local specialities that we have tried :-)

Assam Laksa



Char Koay Kak


Poh Piah


Chee Cheong Fun - tego akurat bym więcej już nie zamówiła, I wouldn't order that one again ;-)


Kaoy Teow soup


Kaoy Teow fried


Hokkien Mee


Pasembur


Wan Tan Mee


A ponad to nie ominęliśmy indyjskiej dzielnicy, poniżej biryani thali i mutton masala
And we haven't missed the Indian Quarter, blow biryani thali and mutton masala




Spróbowaliśmy Lok Lok - malutkich szaszłyczków które się je z różnymi sosami
We tried Lok Lok - small shashliks that are eaten with different sauces




Pare razy poszliśmy na targ na pyszne racuchy!
A couple of times we went to the market for very tasty deep fried snacks.


Kupiliśmy też małe ciasteczka - również lokalna specjalność
We bought also some small buiscuits - another lokal speciality


No a na koniec zdjęcia naszego wyjątkowego obiadu w Suffolk House (zdjęcie posiadłości na początku wpisu)
At the end the photos of our lunch in Suffolk House (the photo of the mansion at the top of this post)




3 comments:

  1. Pięknie podane te dania, na pewno smakowały wyśmienicie.

    ReplyDelete
  2. Wszystko wyglada niesmaowicie smacznie, tylko ten posembur jakis paciajowaty. A to czego nie zjadlabys to co?

    ReplyDelete
  3. thiessa - masz rację - pasembur nie najlepiej wyglada ale jest smaczny - to w zasadzie warzywa starte na grubej tarce - wygladało mi na ogórek lub coś podobnego + dodatki - całość polana pikantnym sosem. Fajne. A to co mi nie smakowało to makaron ryżowy na zimno (zrolowany), posypany sezamem z sosami - główną atrakcją jest gęsty sos z krewetek.

    ReplyDelete