Zniknęłam z mojego bloga na dwa tygodnie bez uprzedzenia, po prostu brakło mi czasu by zrobić wpis jeszcze przed wyjazdem. Tym razem nie wybrałam się w żadnym egzotycznym kierunku, a raczej służbowo do Pragi, Wiednia, Salzburga i Budapesztu. Wyjazd udał się świetnie, pogoda była piękna i dużo zobaczyliśmy. Nie będę się rozpisywać o urokach tych znanych miast, bo pewnie większość była i ma własne zdanie na ich temat. Chciałabym napisać jedynie kilka zdań o miejscach, które odwiedziłam po raz pierwszy. Zacznę od browaru w Pilźnie - można by rzec browar jak każdy inny, ale unikalną rzeczą są wspaniałe miedziane jakby kadzie w których po dziś dzień warzy się piwo. Podczas zwiedzania ogląda się i te stare, małe jak i ogromne pomieszczenie gdzie znajdują się nowoczesne wielkie.
Zwiedza się też nowoczesną linię produkcyjną.
Do tego na koniec zwiedzania schodzi się do piwnic, których pod browarem jest setki metrów i tam degustuje się piwo prosto z prawdziwej beczki, jeszcze przed pasteryzacją. Pyszne!!!
W drodze do Pragi można skręcić i zwiedziedzić piękny średniowieczny zamek Karlstejn.
W Wiedniu poszliśmy na pokaz Hiszpańskiej Szkoły Jazdy. Coś wspaniałego! Nie wolno robić zdjęć podczas występu więc poniżej sam meneż.
Wybraliśmy się też do Salzburga, niestety tylko na jeden dzień. Ostatni raz byłam w tym mieście chyba z 10 lat temu, oczywiście niewiele się tam zmieniło i z przyjemnością pospacerowałam po uliczkach starego miasta. Trudno nie zauważyć wszechobecnych czekoladek - pralinek Mozartowskich.
Niemniej jednak te prawdziwe i oryginalne pochodzą z rodzinnej manufaktury, która dała początek tym znanym na całym świecie czekoladkom. Oczywiście zaglądnęłam do ich sklepu i choć ceny są bardzo wysokie to zakupiłam kilka pralinek. Ręcznie robione, pyszne! Łatwo je odróżnić od wszelakich podróbek, bo pakowane są w sreberko z niebieskim napisem.
A na koniec pojechaliśmy do Budapesztu. I tutaj nie byłam już kilka lat i nie zauważyłam jakichś wielkich zmian. To co podbiło moje serce to targ! Wspaniały, ogromny, zadaszony, z dziesiątkami kramów sprzedających warzywa, owoce, mięso, salami, paprykę ostrą i słodką, słoiki z piklami itp...
Na pięterku można tanio i szybko zjeść, co najważniejsze - dania oryginalne i świeże! Ja spróbowałam pysznego "langos-u" - czyli placka smażonego na głębokim tłuszczu. Tradycyjnie taki gorący placek smaruje się kwaśną śmietaną, posypuje obficie wyciśniętym przez praskę czosnkiem i na końcu tartym żółtym serem. Rewelacja! I to za jedyne 7-8 złotych!
A na koniec pojechaliśmy za miasto, na niziny (Pusztę). Tam odwiedziliśmy stadninę koni.
I tak minęły mi dwa tygodnie. Teraz jestem już w domu na dobre i będę pojawiać się regularnie z wpisami, już typowo kulinarnymi!