31 December 2011
mój świąteczny makowiec z jabłkami
Na Święta oprócz wypieków angielskich przygotowałam również makowiec. Nieczęsto gości u nas ciasto z makiem bo niewielu wielbicieli maku jest w rodzinie. Przepis znalazłam tutaj. Ciasto jest bardzo wilgotne i aromatyczne. Można przechowywać kilka dni, najlepiej w lodówce.
Makowiec z jabłkami
1,5 szklanki maku
3 duże jabłka (szara reneta) - blisko 1 kg
5 jajek
paczka skórki pomarańczowej
1,5 - 2 łyżeczek proszku do pieczenia
1 szklanka cukru pudru
aromat migdałowy
5 łyżek kaszy manny
5 łyżek mąki pszennej
ok. 1 szklanki mleka (do namoczenia maku)
Mak gotujemy w mleku przez około 30 minut, lub zalany wrzącym mlekiem odstawiamy do napęcznienia.
Po wystudzeniu mielimy 3 krotnie w maszynce.
Masło ucieramy z cukrem, dodajemy żółtka i ucieramy na jasną masę (użyłam miksera). Obrane jabłka ścieramy na tarce o dużych oczkach. Do masy dodajemy mąkę, kaszę i proszek i mieszamy. Dodajemy mak, jabłka i aromat migdałowy i dokładnie mieszamy. Białka ubijamy na sztywno i delikatnie mieszamy łyżką z masą. Całość wylewamy na natłuszczoną blachę (20x30cm) i pieczemy ok. 50 minut w 180 C. Sprawdzamy patyczkiem.
Gotowe!
A poniżej nasze tegoroczne angielskie ciasto bożonarodzeniowe - Christmas Cake
29 December 2011
Wigilijny "Jaś"
Przez ostatnie lata moja dobra koleżanka Gosia zaprasza nas do siebie tuż po Świętach byśmy mogli delektować się daniami wigilijnymi przygotowanymi przez nią i jej mamę. Tak też było i w tym roku. Jedliśmy pysznego karpia w galarecie, zabielany barszcz z grzybami i uszkami, kaszę z grzybami, kapustę z grzybami oraz pyszną fasolę Jaś z klarowanym masłem. Fasola podbiła nasze serce od pierwszego razu i w końcu w tym roku i u nas pojawiła się na Wigilię. Najbardziej nam smakuje rozgnieciona widelcem i wymieszana z masłem. Mogę tylko powiedzieć, że to doznanie niemalże metafizyczne ;-)
Wigilijna fasola "Jaś" z klarowanym masłem
500 g suszonego jasia
sól
cukier
klarowane masło
Dzień przed gotowaniem fasoli musimy ją namoczyć na noc w zimnej wodzie. Rano odlewamy wodę, płuczemy fasolę i zalewamy świeżą wodą. Fasolę zagotowujemy, skręcamy ogień i dodajemy soli i troszkę cukru (ok. 1-2 łyżeczki). Gotujemy na bardzo małym ogniu aż fasola będzie miękka. Zostawiamy w wodzie z gotowania. Przed podaniem ponownie zagotowujemy. Fasolę odcedzamy i podajemy z gorącym klarowanym masłem do polania.
22 December 2011
Wesołych Świąt - Merry Christmas
W ostatnim tygodniu było cicho na moim blogu za to w kuchni wrze :-) Jak przed każdymi Świętami robię sobie już dwa tygodnie wcześniej listę tego co mam zrobić i kupić i sukcesywnie wykreślam załatwione sprawunki. Już dwa miesiące temu zaczęły się pierwsze przygotowania - przygotowałam jak co roku "mince meat" do pysznych angielskich świątecznych ciasteczek "mince pies", upiekłam też angielskie ciasto bożonarodzeniowe i przez ostatnie dwa miesiące "dokarmialiśmy" je regularnie pyszną aromatyczną brandy. Ugotowałam też na parze angielski Christmas Pudding i jutro czeka mnie już tylko "podgrzanie" go przez jedynie 2 godzinki ;-). Od dwóch tygodniu pieczemy "mince pies", wczoraj przygotowałam do nich pyszne masełko z brandy. To tylko część przygotowań na Święta, a konkretnie na jutrzejszy angielski Christmas Dinner. Dziś będzie u nas tradycyjnie śledź, barszcz z uszkami, ryba (nie karp), pierogi z kapustą i grzybami, kompot z suszu oraz pewna nowość wypatrzona u mojej dobrej koleżanki Gosi - fasola jaś ugotowana i podawana na gorąco polana pysznym gorącym sklarowanym masełkiem! Rewelacja! No a na deser będzie u nas nowe ciasto - makowe, do tego ciasteczka "mince pies" oraz Christmas Cake czyli angielskie ciasto bożonarodzeniowe.
A na koniec chciałabym wszytskim tu zaglądającym złożyć życzenia spokojnych, radosnych Świąt Bożego Narodzenia, oby wszystkie potrawy Wam się udały i smakowały przepysznie! No i wielu przygód kulinarnych w Nowym Roku!
18 December 2011
Maccheroni paccheri con cavalo nero
Kończymy powoli zapasy wyhodowanych przez nas warzyw. Kilka dni temu przygotowałam kolejne włoskie danie z użyciem cavalo nero czyli jarmuża, a mam zamiar przed Świętami przygotować jeszcze jedno o ile czas pozwoli, z ostatniej już kapusty. Przepis na porcję dla 4 - 5 osób.
Maccheroni paccheri con cavalo nero
Makaron w sosie z jarmużem
1 cavalo nero (jarmuż), liście, umyte i posiekane
500 g makaronu - bardzo grubych rurek
2 czerwone cebule, posiekane z grubsza
1 mały pęczek pietruszki (użyłam suszonej z braku świeżej)
1 puszka pomodori pelati (użyłam karton z pomidorową passatą)
oliwa
białe wino
sól/pieprz
starty Parmezan
Miksujemyw blenderze cebulę i pietruszkę z 3 łyżkami oliwy. Pure przekłądamy na dużą patelnię, przykrywamy i zmażymy 5 minut. Dodajemy pomidory z puszki ( w moim przypadku passatę) mieszamy i smażymy.
W dużym rondlu gotujemy wodę, solimy i wrzucamy liście cavalo nero, po paru minutach dodajemy makaron i gotujemy al dente. Kilka minut przed ugotowaniem się makaronu dodajemy do sosu pół kieliszka białego wina i smażymy mieszając by sos odpowiednio zgęstniał. Odcedzamy makaron i jarmuż i przekładamy na patelnię z sosem. Doprawiamy solą i pieprzem i smażymy 1-2 minuty.
Podajemy od razu posypany Parmezanem.
13 December 2011
Ciasto bananowe niesamowicie proste
Ciasto bananowe jest jednym z moich ulubionych. Do tej pory piekłam ciasto z jednego przepisu (tutaj), ale że lubię eksperymentować więc poszukałam nowego pomysłu. I oto wynik - ciasto bardzo szybkie, łatwe i równie smaczne. Jak każde ciasto bananaowe jest troszkę ciężkie i wilgotne, ale za to ten zapach!!! I smak!
Przepis znalazłam tutaj, dodałam od siebie orzechów, bo bardzo lubię to połączenie.
Ciasto bananowe
2 bardzo dojrzałe banany, obrane
170 g drobnego cukru
170 g mąki pszennej
1 i 1/2 - 2 płaskie łyżeczki proszku do pieczenia
170 g masła
3 jajka
2 duże garście orzechów włoskich
Wszystkie składniki wrzucamy do miksera i miksujemy do uzyskania gładkiej masy. Na końcu dodajemy posiekane z grubsza orzechy. Masę przekładamy do przygotowanej keksówki (najlepiej natłuścić i wyłożyć papierem do pieczenia) - u mnie silikonowa. Wkładamy do piekarnika nagrzanego do 170 C i pieczemy ok. godziny (sprawdzamy patyczkiem czy upieczone). Odstawiamy do wystygnięcia na kratkę. Gotowe!
10 December 2011
Lamb stew - potrawka z jagnięciny z kluseczkami
To klasyczne angielskie danie powstało poniekąd jako produkt uboczny. Kupiliśmy tydzień temu świeży udziec jagnięcy "z przyległościami" :-). Udziec upiekliśmy w zeszłą sobotę a pozostałe kawałki mięsa pokroiłam w kostkę i zamroziłam. Nie było tego zbyt wiele, więc oszukałam troszkę i dodałam do tego dania nieco mięsa wołowego, w sumie było tak pół na pół. Danie to świetnie nadaje się na jesienno-zimową porę, jest pożywne, zdrowe (dużo warzyw) i bardzo smaczne. Mój mąż przepada za takimi potrawami, przypominają mu jego dzieciństwo i zapach domu rodzinnego. Do tego przygotowuje się bardzo łatwo i można dowolnie dobierać sobie warzywa wedle upodobania. Zamiast klusek, można po prostu dodać do warzyw ziemniaki pokrojone w kawałki.
Poniższy przepis znalazłam w książce "1000More Recipies"
Lamb Stew with Dumplings
Potrawka z jagnięciny z kluseczkami
25 g masła
1 łyżka oliwy
500-600 g chudej jagnięciny ( u mnie pół na pół z wołowiną), pokrojonej jak na gulasz
1 por, umyty i posiekany
1 pasternak (pietruszka-korzeń), obrany i pokrojony na ok 1 - 1,5 cm kawałki
1 spora brukiew, obrana i pokrojona na kawałki
4 marchewki, obrane i pokrojone na kawałki
450 g groszku mrożonego
ok 900 ml - 1 l gorącej wody
2 łyżki kaszy
1/2 - 1 łyżeczka suszonego rozmarynu lub 1-2 gałązki świeżego
sól
świeżo zmielony pieprz
kluski:
ok. 100 g mąki
1 płaska łyżeczka proszku do pieczenia
1/2 łyżeczki soli
1 mała cebula
40 g masła
W żeliwnym rondlu rozpuszcamy masło z oliwą i smażymy cebulę aż się lekko zezłoci. Wyciągamy, odstawiamy na bok i na tym samym tłuszczu obsmażamy kawałki mięsa (w razie potrzeby dodajemy odrobinę oliwy). Ponownie dodajemy podsmażoną wcześniej cebulę, pora, pasternak, marchewkę, brukiew i podsmażamy mieszając przez chwilę. Zalewamy gorącą wodą - tyle by przykryć składniki. Po zagotowaniu dodajemy kaszę, sól, pieprz i rozmaryn. Przykrywamy i wkładamy do piekarnika nagrzanego do 160 C na około 3 godziny. Po 1,5 godziny sprawdzamy czy nadal jest dosyć płynu, w razie potrzby dolewamy nieco wrzątku. Po 2,5 godzinie dodajemy groszek, mieszamy i ponownie wkładamy do piekarnika.
Przygotowujemy kluseczki - w tym celu obieramy cebulę i wrzucamy do malaksera, miksujemy na pure. Dodajemy następnie sól, mąkę, proszek do pieczenia i masło, miksujemy i dodajemy troszkę zimnej wody do uzyskania ciasta. Zagniatamy przez chwilę rękami, w razie potrzeby dodając troszkę mąki. Formujemy kulki wielkości orzecha włoskiego i układamy na naszej potrawce na ostatnie 15 minut (ponownie przykrywamy) pieczenia.
Gotowe!
A poniżej nasz pieczony udziec jagnięcy sprzed tygodnia:
8 December 2011
makaron w sosie Puttanesca
Makaron gości u nas często, a ostatnio staramy się wykorzystać resztki warzyw z naszego ogrodu (do tego dania użyliśmy nasz jarmuż). Stąd pomysł na ten bardzo aromatyczny sos.
Kolanka w sosie Puttanesca
500 g makaronu włoskiego (według klasycznego przepisu - spaghetti, u nas kolanka)
2 łyżki oliwy
1/2 dużej cebuli, pokrojonej w plasterki
2 ząbki czosnku, przeciśnięte przez praskę
1 łyżeczka płatków czerwonej chilli
1 łyżka kaparów
50 g filecików anchovies, odcedzonych i pokrojonych na ćwiartki
400 g pomidorów z puszki, posiekanych
150 g jarmużu, umytego i z grubsza pokrojonego
75 g czarnych oliwek bez pestek, pokrojonych w plasterki
40 g startego Parmezanu
W dużym garczku gotujemy wodę, wrzucamy makaron, dodajemy soli i gotujemy nak na opakowaniu do uzyskania makaronu al dente.
W między czasie rozgrzewamy na patelni oliwę, dodajemy cebulę, czosnek i płatki chilli. Smażymy mieszając aż cebula sbędzie miękka i zacznie się złocić. Dodajemy kapary, fileciki anchovies i pomidory, zagotowujemy i dodajemy jarmuż. Smażymy na małym ogniu około 10 minut aż kapusta będzie miękka.
Ugotowany makaron odcedzamy i mieszamy z sosem i oliwkami. Podajemy posypany świeżo startym Parmezanem.
3 December 2011
zupa ziemniaczano-porowa
Zimą pojawia się u nas więcej zup, a ziemniaczano-porowa jest jedną z naszych ulubionych. Oczywiście jest mnóstwo wersji tej zupy, można ją jeść jak my z kawałkami warzyw, można ją też zmiksować, dodać grzanki, posypać czymś po wierzchu, dodać więcej pora lub więcej ziemniaków, dodać boczek, opcji jest mnóstwo. I może dlatego ta zupa tak szybko się nie nudzi :-)
Zupa ziemniaczano-porowa
1-1,5 litra wywaru warzywnego lub drobiowego
2 spore pory
2-3 ziemniaki
1 cebula
1-2 ząbki czoasnku
sól/pieprz
1/2-1/3 szklanki śnietanki 18 %
parę łyżek masła lub oliwy
Pory myjemy, odkrawamy ciemno zieloną część, ściągamy zewnętrzne liście, kroimy na cienkie plasterki lub półplasterki, płuczemy parokrotnie i osączamy. Ziemniaki obieramy i kroimy w kostkę ok. 1,5 cm, wrzucamy do miski, płuczemy i zostawiamy w wodzie by nam nie ściemniały.
Cebulę obieramy i siekamy, podobnie czosnek.
W rondlu rozgrzewamy oliwę/masło i smażymy chwilę cebulę, dodajemy następnie odcedzone ziemniaki, pory i czosnek i smażymy mieszając przez ok. 10 minut. Dodajemy następnie wywar i gotujemy ok. 20 minut - aż warzywa będą miękkie. Doprawiamy sola i pieprzem do smaku, dodajemy śmietankę i zagotowujemy. Gotowe!
29 November 2011
pikantny chutney buraczano-pomarańczowy
Ten smakowity chutney jest kolejną produkcją mojego męża podczas mojej nieobecności. Ma nie tylko piękny kolor ale i pysznie smakuje :-) Świetny na Święta do wędlin, szynki, pasztetów czy serów, a także do mięs na ciepło. Równie pyszny jest mój zeszłoroczny chutney Bożonarodzeniowy. Oba gorąco polecam miłośnikom pikantnych dodatków.
Przepis oryginalny tutaj.
Chutney buraczano-pomarańczowy
1,5 kg buraków, obranych i pokrojonych na drobną kostkę (ok. 0,5 cm)
3 cebule, posiekane
3 jabłka, obrane i starte
skórka starta z 3 pomarańczy
sok wyciśnięty z 3 pomarańczy
1 łyżka nasion kolendry
1 łyżka zmielonych goździków
1 łyżka zmielonego cynamonu
700 ml czerwonego octu winnego
700 g cukru
W dużym rondlu mieszamy wszystkie składniki i gotujemy ok. 1 godzinę na małym ogniu mieszając od czasu do czasu aż uzyskamy gęsty chutney i buraki będą ugotowane.
W międzyczasie przygotowujemy słoiki (należy je wysterylizować). Gotowy chutney przekładamy do słoików, zakręcamy i odstawiamy do wystygnięcia. Chutney powinien się "przegryzać" w słoiczkach ok. miesiąca. Po otwarciu słoiczka przechowujemy go w lodówce.
Pysznie smakuje z wędlinami, pasztetami czy z żółtym serem.
27 November 2011
pasta chilli
Mój mąż podczas mojej dwutygodniowej nieobecności zawładnął kuchnią i nie tylko pichcił dla siebie ale i poczynił kilka przetworów. Dziś chciałabym napisać o pysznej paście chilli. Chilli nam urosły w małej szklarni na działce, nie były aż tak "ogniste" jak te kupne ale wystarczająco pikantne. Kilka świeżych wykorzystaliśmy do gotowania, zostało nam jednak sporo w lodówce i najlepszym rozwiązaniem było przerobienie ich na pastę. Pasta wyszła wyśmienita, można ją dodawać do dań typu leczo, czy curry ale też świetnie pasuje do wędliny, cieniutko posmarowana po wierzchu. Ma też piękny słoneczny kolor :-)
Pasta chilli
500 g chilli, obranych z szypułek i bez pestek
10 ząbków czosnku, obranych
1/2 szklanki cukru
1 łyżka soli morskiej
1/4 szklanki białego octu winnego
oliwa
Miksujemy chilli z czosnkiem, cukrem i solą dodając stopniowo octet. Octu dajemy tyle by uzyskać odpowiednią konsystencję pasty - nie zbyt luźną.
Gotową pastę umieszczamy w słoiczku i polewamy po wierzchu oliwą (dla lepszej konserwacji).
Przechowujemy w lodówce.
26 November 2011
powrót do rzeczywistości
Miałam nadzieję, że uda mi się coś napisać z mojego wyjazdu do Azji, ale program mieliśmy tak napięty, że czasem brakowało czasu na to, żeby się dobrze wyspać. Napiszę tylko że z Bangkoku udaliśmy się na północ i przez wiele godzin jadąc widzieliśmy zalane pola, podmyte drogi, ludzi koczujących na wyżej położonych terenach, krótko mówiąc powódź. Dopiero na północy krajobraz się zmienił, "znormalniał". Z północy polecieliśmy na południe do Krabi na parę dni. Stamtąd udaliśmy się na jednodniową wycieczkę na wyspę Phi Phi. Nie byłam na niej jakieś 10 lat, ostatni raz przed tsunami, i zastanawiałam się jak bardzo ta wyspa się zmieniła. Zawsze przyciągała mnóstwo turystów, było tam parę drogich hoteli ale większość to były bungalowy rozrzucone między palmami, do tego trochę małych sklepików, restauracje i parę nocnych klubów/dyskotek na wolnym powietrzu. Teraz nie mogłam poznać tego miejsca, bo nie tylko palmy zniknęły w centralnej części wyspy, zmiecione falą tsunami i niestety nie posadzono w ich miejsce nowych, ale też zabudowano prawie każdy wolny kawałek ziemi jakimiś koszmarnymi hotelami, sklepami i restauracjami. Dziesiątki łodzi wszelkiego rodzaju zwozi codziennie tłumy ludzi, a ceny są absurdalnie wywindowane. Żal mi było patrzeć, jak jedno z najpiękniejszych miejsc jakie w życiu widziałam, zniszczono bezpowrotnie bezmyślnie je eksploatując. Nie ma i nigdy już nie będzie miało Phi Phi tej specyficznej atmosfery i naturalnego uroku. Wielka szkoda!
Dalej polecieliśmy do Malezji, do Kuala Lumpur, a stamtąd już lądem do Singapuru. W Singapurze, po raz pierwszy odwiedziłam Ogród Orchidei - coś pięknego! To jakby raj na ziemi! Trudno wręcz opisać wrażenie, kiedy jest się otoczonym przez setki gatunków tych niesamowitych kwiatów, w najróżniejszych kolorach i kształtach. I zdjęciami właśnie stamtąd chciałabym się z Wami podzielić. A już od jutra wpisy kulinarne, porobiło mi się trochę zaległości ;-)
7 November 2011
Bangkok inaczej
Koniec zeszłego tygodnia miałam tak zakręcony, że nie udało mi się już zamieścić zaległego planowanego posta z szarlotką. Będzie musiał poczekać, bo w sobotę znów wyruszyłam na azjatyckie szlaki, tym razem nie prywatnie, ale i tak przyjemnie. Przylecieliśmy wczoraj do Bangkoku, z samolotu zniżającego się do lądowania widać było bezkresne połacie pod wodą. Ta największa w powojennej historii tego kraju powódź coraz bardziej zalewa Bangkok. Woda nie tyle wylewa się z rzeki co nadpływa z północy przemieszczając się z zalanych terenów w kierunku południowym do morza. I mimo usilnych starań wygląda na to, że i centrum znajdzie się wkrótce pod wodą i pozostanie w takim stanie przez parę tygodni. Na szczęście lotnisko funkcjonuje bez problemów (na razie) a nasz hotel jest w centrum miasta (na razie suchym). Po raz pierwszy w życiu widziałam Pałac Królewski prawie pusty! Normalnie dosłownie tysice turystów zalewają ten najważniejszy do zwiedzania obiekt w mieście i nie ma szans na jakieś przyzwoite zdjęcia, dziś w całym kompleksie było zaledwie kilka grup i niewielu turystów indywidualnych, było cicho i sielsko. I w takiej atmosferze spokoju to miejsce robi jeszcze większe wrażenie!
Niesamowicie wyglądają ulice, gdzie co kawałek sklepy sprzedają kapoki, gumiaki, pontony, pompy itp. Do tego miliony worków z piaskiem dosłownie gdzie nie spojrzeć ochraniają sklepy, urzędy, hotele - jak niekończące się barykady. A życie płynie dalej, choć 1/3 tego blisko 7-mio milionowego miasta jest bądź pod wodą lub w trakcie ewakuacji. W żadnym sklepie nie można kupić zwykłej wody mineralnej (piwa i innych napojów nie brakuje), bo ludzie w obawie przed skażeniem wody wykupują cały zapas na pniu. Na wyżej położonych estakadach i na mostach zaparkowane są sznury aut by w razie nadejścia wody nie uległy zniszczeniu. Żal mi tego miasta i tych ludzi, którzy stoją w obliczu tak dramatycznej i nieuchronnej tragedii.
Lecz życie toczy się dalej, my jutro stąd wyjedziemy i już tylko w telewizji będziemy mogli śledzić losy Bangkoku i jego mieszkańców.
Wracam do domu za dwa tygodnie, może uda mi się tu zaglądnąć i coś napisać w międzyczasie :-)
A na zdjęciach u góry i u dołu dowód rzeczowy "pustek" w Pałacu Królewskim.
A poniżej okoliczne uliczne restauracje funkcjonują jak codzień. Można zjeść rewelacyjną grillowaną rybę (w soli), owoce morza lub .... żabę :-) - na zdjęciu w stanie surowym.
3 November 2011
zupa z pieczonej dyni
Pierwsza wyhodowana przez nas w tym roku dynia poszła pod nóż. Zamieniła się w pyszną zupę o kolorze słońca. Zupy zaczynają się u nas pojawiać jesienią, więc mogę już oficjalnie rozpocząć jesienny sezon na moim blogu ;-)
Zupa z pieczonej dyni
ok. 2 kg dyni
1 litr wywaru warzywnego lub drobiowego
oliwa extravergine
sól/pieprz
1 szklanka białego wytrawnego wina
kilka garści pestek z dyni
Dynię obieramy ze skóry, usuwamy nasiona, kroimy na plastry i układamy na blasze wysmarowanej oliwą. Dynię skrapiamy oliwą obficie po wierzchu, posypujemy solą i pieprzem i pieczemy w 200 C przez około 30-40 minut aż dynia będzie miękka i się lekko zrumieni (jeśli kawałki mniejsze czas pieczenia może się skrócić). Dynię przekładamy do rondla, wraz z całą pozostałą na dnie blaszki oliwą, dolewamy wywar i zagotowujemy. Gotujemy przez kilka minut, ściągamy z ognia i miksujemy dokładnie blenderem do uzyskania kremowej konsystencji. Dodajemy wina i ponownie zagotowujemy, przyprawiamy solą i pieprzem do smaku. Tuż przed podaniem, na gorącej patelni prażymy pestki z dyni i posypujemy nimi zupę.
Smacznego!
2 November 2011
malezyjski chlebek "roti canai"
W czasie naszej podróży w tym roku zajadaliśmy się w Malezji i Singapurze pysznymi roti canai podawanymi wraz z sosem curry (na przykład sos z curry z kurczaka lub baraniny). Najczęściej jada się je na śniadanie ale oczywiście można je kupić przez cały dzień. Kosztują grosze - około 1 zł za sztukę (w cenie również sosik) i smakują jak dla mnie rewelacyjnie! Ze zrobieniem ich jest nieco zachodu, a że cena bardzo niska więc niewiele osób robi je w domu, zazwyczaj jada się je na mieście (a kupić je można prawie na każdym kroku). Roti canai były więc podstawą i naszego żywienia i bardzo chciałam odtworzyć ten smak w domu. Powiem z góry - nie było łatwo! Nawet nie jest to kwestia ciasta, które można wykonać z dostępnych u nas składników, to raczej formowanie przysparza kłopotów o czym można się przekonać z filmiku na tej oto stronie. Oglądaliśmy dziesiątki panów robiących te chlebki w Malezji i wygląda to bardzo prosto, jednak pierwsze wrażenie jest mylące ;-) Wiem co mówię bo próbowałam :-) Wyszły mi jak na pierwszy raz bardzo dobrze, smakowały świetnie wraz z sosikiem z curry, które ostatnio ugotowałam. Palce lizać!
Same roti canai wzięły swój początek w południowych Indiach, uległy modyfikacji w Malezjii i obecnie cieszą się ogromna popularnością i w Malezji i w Singapurze (tam nazywane Roti Paratha). Oryginalny przepis tutaj.
Roti Canai
580 g zwyczajnej mąki pszennej
1 i 1/2 łyżeczki soli
1 łyżeczka cukru
1/2 - 3/4 szklanki płynnego ghee (klarowanego masła)
1 jajko, lekko roztrzepane
3/4 szklanki pełnego mleka
1/2 szklanki wody
Ciasto można wyrabiać ręcznie lub za pomocą miksera z hakiem do ciasta, co jest opcją dużo szybszą i ułatwiającą życie. Wpierw mieszamy mąkę, sól, cukier i 1/4 szklanki ghee. Miksujemy na 1-wszej prędkości do wymieszania się dokładnie i dodajemy mleko, wodę i jajko, miksujemy nadal aż uzyskamy jednolitą konsystencję. Nastepnie miksujemy na 2-giej prędkości około 4-5 minut by uzyskać gładkie elastyczne ciasto. Powinno być ono nieco lepkie lecz nie mokre. Dzielimy ciasto na kawałki ok 112 g (wyjdzie 8-9 sztuk) i każdy kawałek formujemy w kulkę i smarujemy z wierzchu dokładnie ghee (ok 1 łyżeczka ghee na 1 kawałek ciasta). Kulki przekładamy do płaskiego pudełka, układając je obok siebie. Pudełko lekko przykrywamy (wieczkiem lub ściereczką) i zostawiamy na ok. 6 godzin. Można też tak przygotowane ciasto przełożyć w pojemniku do lodówki by wykorzystać kolejnego dnia. Trzeba jednak pamiętać, by wyjąć je kilka godzin przed przygotowaniem chlebków gdyż ciasto powinno mieć temperaturę pokojową (w Malezjii to 30 C) - wtedy jest plastyczne i można je odpowiednio uformować.
By uformować chlebki potrzebujemy dużą gładką powierzchnię. Według przepisu powinno się ją obficie wysmarować płynnym ghee, lecz niestety w naszych warunkach ghee w temperaturze pokojowej (ok 20 C) przybiera formę stałą i to bardzo utrudnia formowanie ciasta. Więc metodą prób i błędów doszłam do wniosku, że przy formowaniu ciasta najlepiej posłużyć się zwykłym olejem. Tak więc wysmarowałam mój stół kuchenny olejem, chwilę ogrzałam kulki ciasta w dłoni i podobnie jak tutaj pokazane, zaczęłam rozciągać (pierwsze próby metodą zaawansowaną dały dosyc słabe rezultaty, ciasto się rozrywało, ale może to była kwestia tego, że użyłam też z początku ghee to smarowania stołu, które to ghee w temp 20 C traciło swoje właściwości "poślizgowe" :-)). Najlepiej wykorzystać metodę numer dwa czyli rozciąganie. Poszło mi dobrze, ale chyba aż tak cieniutkiego ciasta nie osiągnęłam co w efekcie dało i owszem bardzo dobry smak, ale nie wyszły mi one tak "puszyste" jak w oryginale. Tak więc rozciągamy ciasto, idealnie byłoby do średnicy ok 60 cm. Wiem, wiem, to trudne, mnie też wyszły nieco mniejsze. Potem kropimy po wierzchu rozpuszczonym ghee i składamy po 1/4 do środka z obu stron, a potem tak samo po 1/4 z dołu i z góry. Można też je zwijać w ślimaczki. Tak przygotowane chlebki wrzucamy na rozgrzaną patelnię (z łyżeczką ghee) i smażymy z obu stron po parę minut. Gdy mamy już kilka sztuk powinno się je "spulchnić" uderzając dłońmi gwałtownie z obu stron. Podajemy gorące wraz z gorącym sosem curry. Przed rozpoczęciem formowania polecam pooglądać filmik na tej stronie.
27 October 2011
chicken curry czyli curry z kurczaka
Niedawno trafiłam w internecie na świetnego bloga, prowadzonego przez Marię z Kerali. Pełno tam świetnych przepisów od rodziny i przyjaciół. Nie mogłam nie wypróbować jakiegoś smakowitego przepisu, a okazja sama się nadarzyła. Kilka dni temu mieliśmy u nas miłego gościa na obiedzie, więc przygotowałam naszą ukochaną kuchnię indyjską. Ugotowałam curry z mieszanych warzyw i do tego bardzo, bardzo pyszne curry z kurczaka właśnie według przepisu Marii. Cóż dodać - moim skromnym zdaniem curry jest po prostu rewelacyjne! Gorąco polecam!
Chicken Curry
1,5 kg kurczaka (użyłam nogi, obrałam je ze skóry i pokroiłam na 3 części każdą)
8 cebul, obranych i pokrojonych na cienkie półplasterki
6-8 ząbków czosnku
4 cm korzenia świeżego imbiru, obranego
1 łyżeczka mielonego chilli (w oryginanym przepisie podane jest 4 łyżeczki ale jak dla mnie to już była,by kuchnia ekstremalna ;-))
1 1/2 - 2 łyżki mielonej kolendry
1/2 łyżeczki kurkumy
2 łyżeczki przyprawy garam masala
1 łyżeczka mielonych nasion fenkułu
1/2 - 1 łyżeczka świeżo mielonego pieprzu
2 średnio-duże pomidory drobno posiekane (ja dałam ponad pół puszki pomidorów)
2-4 łyżki pasty z orzeszków nerkowca (ja użyłam mielonych migdałów - ok 3/4 szklanki)
3-4 szklanki wody (lub więcej w razie potrzeby)
sól
ok. 4 łyżki oleju
garść świeżych listków curry (można zastąpić suszonymi)
Czosnek, imbir, chilli, kolendrę, kurkumę, garam masalę, nasiona fenkuła i pieprz wrzucamy do blendera, dodajemy parę łyżek wody i miksujemy do uzyskania pasty.
W rondlu rozgrzewamy olej i smażymy na nim pokrojoną wcześniej cebulę aż stanie się lekko brązowa. Dodajemy nasza pastę z przypraw oraz listki curry i smażymy mieszając kilka minut. Dodajemy posiekane pomidory i dalej smażymy mieszając 3-4 minuty. Dodajemy przygotowanego kurczaka (obranego ze skóry i pokrojonego na mniejsze kawałki) oraz sól i mieszamy by dokłądnie zostały pokryte przyprawami. Dodajemy ok 3-4 szklanki wody mieszamy i gdy się zagotuje przykrywamy i gotujemy aż mięso będzie miękkie - ok 20-25 minut. Dodajemy pastę z orzeszków nerkowca rozrobioną z wodą i mieszamy (ja dałam zmielone migdały), dzięki temu nasz sos zgęstnieje i nabierze właściwej konsystencji. Przykrywamy i gotujemy jeszcze parę minut. Przed podaniem możemy udekorować nasze curry podsmażoną osobno cebulką i świeżymi listkami curry (opcjonalnie).
Curry podajemy z ryżem lub i z chlebkami ćapati.
25 October 2011
ciasto jabłkowe z kefirem
Jesień to najlepsza pora na ciasta z jabłkami. Mam też w domu wielbiciela wszystkiego co zawiera jabłka, stąd też dzisiejszy wpis - świetne ciasto z ogromną ilością jabłek! Do tego z pysznym cytrusowym akcentem. Ciasto to wypatrzyłam u Kass, nie pierwsze i nie ostatnie jakie jej "podkradam" :-)
Ciasto zrobiłam z połowy porcji w tortownicy 26 cm a płatki migdałowe zastąpiłam orzechami włoskimi.
CIASTO MOCNO JABŁKOWE Z KEFIREM
/forma24x38cm/
2,5 szkl mąki pszennej + 3 łyżki mąki do posypania jabłek
1 szkl cukru pudru
2 łyzki cukru z wanilią
2 łyżeczki proszku do pieczenia
otarta skórka z 1 cytryny
6 jaj
200g miękkiego masła lub margaryny
10 łyżek kefiru lub mleka zsiadłego
1,5 do 2 kg jabłek
garść płatków migdałowych (u mnie orzechy włoskie)
cukier puder do posypania - opcjonalnie
Jabłka obrać, pokroić w ósemki a potem na na mniejsze kawałki . Posypać mąką (3 łyżki) i wymieszać.
Nagrzać piekarnik do 175stC.
Zmiksować masło z cukrem i cukrem waniliowym. Dodawać po 1 jajku , łyżce kefiru i partiami mąkę wymieszaną z proszkiem do pieczenia - wciąż miksując. Dodać startą skórkę z cytryny. Połączyć z pokrojonymi kawałkami jabłek i wymieszać. Blaszkę wyłożyć papierem do pieczenia lub wysmarować i wysypać bułką tartą. Przelać ciasto, wyrównać powierzchnię i posypać płatkami migdałowymi.
Wstawić ciasto do piekarnika na 60 minut. Sprawdzić patyczkiem czy jest upieczone. Wyjąć i jeśli wolimy słodsze ciasta, posypać cukrem pudrem.
Nagrzać piekarnik do 175stC.
Zmiksować masło z cukrem i cukrem waniliowym. Dodawać po 1 jajku , łyżce kefiru i partiami mąkę wymieszaną z proszkiem do pieczenia - wciąż miksując. Dodać startą skórkę z cytryny. Połączyć z pokrojonymi kawałkami jabłek i wymieszać. Blaszkę wyłożyć papierem do pieczenia lub wysmarować i wysypać bułką tartą. Przelać ciasto, wyrównać powierzchnię i posypać płatkami migdałowymi.
Wstawić ciasto do piekarnika na 60 minut. Sprawdzić patyczkiem czy jest upieczone. Wyjąć i jeśli wolimy słodsze ciasta, posypać cukrem pudrem.
21 October 2011
ciabatta na bidze
Ostatnio ciągle brakowało mi czau i piekłam tylko jeden rodzaj chleba - nasz ulubiony żytni 66%. Jest szybki i bardzo smaczny. Nadszedł czas na zmiany! Dziś upiekłam ponownie pyszne ciabatty (upiekłam je pierwszy raz trzy dni temu i tak nam zasmakowały, że dziś znowu mamy świeżutkie). Przepis z książki mistrza Hamelmana, a jakże (kiedyś piekłam jego ciabatty na zaczynie Poolish - przepis tutaj). Wyszły świetnie - lekkie wnętrze z dużymi dziurkami, wilgotne, a do tego chrupiąca skórka. Trudno się im oprzeć!
Ciabatta na bidze
biga:
100 g mąki pszennej chlebowej
60 g wody
maleńki kawałeczek świeżych drożdży (jak ziarenko pieprzu)
ciasto właściwe:
400 g mąki pszennej chlebowej
305 g wody
10 g soli
6 g świeżych drożdży
biga
Składniki bigi mieszamy w misce dokładnie, przykrywamy i zostawiamy na12-16 godzin.
Gdy biga będzie gotowa przygotowujemy ciasto właściwe. Najpierw przesiewamy mąkę, dodajemy sól i mieszamy. W wodzie rozpuszczamy drożdże i dodajemy do mąki. Całość miksujemy (hakiem do ciasta) na pierwszej prędkości ok. 3 minut. Dodajemy bigę w kawałkach i miksujemy całość na drugiej prędkości przez 4 minuty. Ciasto posiada wysoką hydrację, mówiąc inaczej - posiada wysoki procent wody w stosunku do mąki, czyli jest bardzo lepkie, w zasadzie lejące i dlatego wyrabianie go rękami jest bardzo trudne. Zdecydowanie poleca się wyrabianie go mikserem.
Ciasto pozostawiamy pod przykryciem do wyrastania na 3 godziny. Dwukrotnie "składamy" - po godzinie i po dwóch godzinach. Stolnicę do składania należy dosyć dobrze obsypać mąką.
Po trzech godzinach wykładamy ciasto ponownie na stolnicę (dobrze popruszoną mąką), lekko rozciągamy w razie potrzeby, posypujemy ciasto mąką po wierzchu. Przecinamy na pół. Połówki delikatnie przenosimy na blachę wyłożoną papierem do pieczenia, w razie potrzeby delikatnie rozciagamy. Przykrywamy następnie lnianą ściereczką i folią plastikową i zostawiamy na 1,5 godziny. Nagrzewamy piekarnik do 235 C i gdy ciabatty są gotowe odkrywamy je i wkładamy delikatnie do piekarnika. Pieczemy z parą 34-38 minut. Gdyby ciabatty zbytnio się rumieniły zmniejszamy temperaturę o 10-20 C. Studzimy na kratce. Gotowe!
19 October 2011
sałatka z figami, gorgonzolą i szynką parmeńską
Z naszej ostatniej podróży po Włoszech przywieźliśmy oczywiście różne sery, w tym gorgonzolę. Nie wiem czy wiecie, ale gorgonzola dzieli się na "dolce" czyli słodką - to ta, która rozpływa się i ma kremową konsystencję. Ale jest też gorgonzola "piccante", znacznie ostrzejsza w smaku, ma też bardziej zwartą konsystencję. I właśnie ta gorgonzolę użyłam do naszej sałatki. Wyszła pysznie!
Sałatka z figami, gorgonzolą i szynką parmeńską
(dla 2 osób)
2 garście liści sałat mieszanych (rukola, roszponka itp)
3-4 dojrzałe świeże figi
4 cienkie plastry szynki parmeńskiej
kawałek gorgonzoli piccante (lub innego sera blue)
3 łyżki oliwy
1 łyżka octu balsamicznego
sól/pieprz
Sałaty myjemy, większe listki rwiemy na mniejsze kawałki iukładamy na talerzu. Myjemy figi, obcinamy ogonki i kroimy na ćwiartki i układamy na liściach. Plastry szynki dzielimy na mniejsze części i kładziemy na sałatce. Gorgonzolę dzielimy palcami na małe kawałki i posypujemy nią sałatę po wierzchu. Przygotowujemy vinegret i polewamy naszą sałatkę. Gotowe!
18 October 2011
nóżki kurczaka pieczone z brzoskwinią i imbirem
Jestem fanką włoskiego czasopisma kulinarnego "La Cucina Italiana" i jak tylko jesteśmy we Włoszech to kupuję sobie numer i tak też było i tym razem. Co więcej, udało mi się kupić dwa numery i wrześniowy i październikowy. W środku wiele ciekawych artykułów i świetnych przepisów. Dziś przedstawię jeden z nich - na nóżki kurczaka pieczone z brzoskwinią i imbirem. Pyszne! Do nich na obiad podałam ziemniaczki wpierw ugotowane a potem podsmażone na maśle ze świeżym rozmarynem i dynię (butternut squash-a), pieczoną jedynie z oliwą, solą i pieprzem. Obiad wyszedł rewelacyjnie! Polecam!
Fusi di pollo arrostiti con pesche e zanzero
Nóżki z kurczaka pieczone z brzoskiwinią i imbirem
6 nóżek z kurczaka (drumsticki)
1 świeża brzoskwinia
1 duża cebula
świeży imbir
natka pietruszki
1/2 kieliszka białęgo wytrawnego wina
1 chochelka wywaru warzywnego lub drobiowego
oliwa extravergine
sól/pieprz
Nóżki kurczaka myjemy, osuszamy i umieszczamy w foremce. Polewamy oliwą, dokałdnie obracamy kurczaka by kawałki pokryły się dokładnie olią, solimy, pieprzymy i następnie wkładamy do nagrzanego piekarnika (220 C) na 20 minut. Gdy nóżki kurczaka się zezłocą dodajemy brzoskwinię pokrojoną na kawałki (wraz ze skórką), pokrojoną cebulę i 3-4 grube plastry imbiru (obranego). Mieszamy i wkładamy ponownie do piekarnika na 10 minut. Po tym czasie podlewamy kurczaka winem i wywarem i pieczemy dalsze 15 minut. Wyciągamy kurczaka, usówamy imbir i całość posypujemy posiekaną pietruszką, mieszamy. Płyn pozostały z pieczenia odlewamy na patelnię i redukujemy nieco (gotujemy by część wyparowała i wytworzył sie sos), by polać nim kurczaka przed podaniem. Gotowe!
Subscribe to:
Posts (Atom)