22 January 2013

Niedzielny targ w Chiang Mai / Sunday Walking Market in Chiang Mai


To już mój ostatni wpis z Tajlandii, przyjechaliśmy dziś nocnym pociągiem do Bangkoku i jutro lecimy do Mandalay w Birmie, gdzie zaczniemy nowy etap naszej włóczęgi. Do Tajlandii oczywiście jeszcze wrócimy na samym końcu naszej podróży :-) W Birmie spędzimy cztery tygodnie, to sporo czasu i mam nadzieję, że będziemy mogli bez pośpiechu poznawać ten nowy dla nas kraj. Zanim opuścimy Tajlandię chciałabym jeszcze wspomnieć na blogu o bardzo fajnym, cotygodniowym niedzielnym targu w Chiang Mai, na który wybraliśmy się dwa dni temu. Już wczesnym popołudniem w każdą niedzielę władze miasta zamykają dla ruchu większą częśc głównej ulicy starego miasta i zaczynają pojawiać się stragany ze wszystkim co można sobie wyobrazić, od podkoszulków, lokalnego rękodzieła, przez sztuczną biżuterię, obrazki, najróżniejsze gadżety i suweniry. Jest bardzo kolorowo i już od 17.00 zaczynają napływać fale turystów. Pomiędzy pamiątkami są oczywiście stragany z najróżniejszymi snackami – kiełbaski, naleśniki, słodkości, świeże i kandyzowane owoce, soki itp. Na samym środku targu rozłożone są rzędami stanowiska gdzie dziesiątki masażystów zachęca do skorzystania z klasycznego tajskiego masażu. Wzdłuż ulicy znajdują się też kompleksy świątynne i na ich terenie rozkładają się straganiarze z właściwym jedzeniem, są też proste stoliki przy których można usiąść i zjeść różne smakowitości. A jest w czym wybierać! Wokół kuszą różne grillowane szaszłyki – z mięsa (satay-e), owoców morza, grzybków, jajek i wielu innych produktów, obok zupy, curry z ryżem, makarony czy sałatki. Są też tempury, lokalne specjały z rejonu Chiang Mai, różne chińskie przysmaki, modne sushi i nawet indyjskie curry. Jest niesamowicie kolorowo, wszystko nęci zapachami i do tego jest bardzo tanie. Popróbowaliśmy sporo rzeczy, podobnie jak dwa lata temu (wtedy też pisałam o tym targu na blogu). Będzie co wspominać! 
A dziś po przyjeździe do Bangkoku, zostawiliśmy bety w hotelu i udaliśmy się na śniadanie i zwiedzanie ciekawego muzeum - domu Jima Thompsona. Był on  Amerykaninem, urodzonym w 1906 r i podczas służby w czasie drugiejyświatowej znalazł się w Tajlandii. Zakochał się w tym kraju, powrócił tu i postanowił odrodzić praktycznie wymarłą tradycję jedwabniczą. Rozpowszechnił też tajski jedwab po całym świecie. Był architektem i na zakupionej w Bangkoku ziemi zbudował sobie piękny tradycyjny tekowy dom, a że był koneserem sztuki azjatyckiej, dom mieści dziś muzeum z fascynującymi eksponatami. Jim Thompson niespodziewanie zniknął w 1967 podczas wycieczki w Cameron Highlands w Malezji i tajemnica jego zniknięcia nigdy nie została rozwiązana. Jego dom to przepiękne i bardzo ciekawe miejsce. Popołudniu postanowiliśmy poodpoczywać na basenie a wieczorem wybieramy się na spacer po okolicy.

This will be our last post from Thailand on this part of our journey. Tomorrow we fly to Mandalay in Myanmar (Burma). We are spending four weeks there and hope to see all the places of interest but at a leisurely pace. Before we leave Thailand I would like to write about Chiang Mai's famous Sunday Walking Market. The local authorities from early afternoon close the main thoroughfare to all traffic, you are not even allowed to smoke on the street during the time of the market. Before the opening of the market at 17.00 the stall holders start to erect their tables and set up their stalls. Along one street there are literally dozens of massage couches where tourists and locals are encouraged to try the various Thai massages. You can buy virtually everything on the market, from leather goods, textiles, ceramics, paintings, all sorts of souvenirs and gadgets, snacks, fruit of all sorts, the list is endless. It is very, very colourful and if like us you arrive early, you miss the crowds of tourists. Along this thoroughfare there are a number of temple complexes and within the grounds this is where you will find most of the food. Once again the list is endless, from Thai fried rice, noodles, grilled meat, fish, seafood, mushrooms etc... You will also find Chinese wantons, buns, steamed rolls, Japanese sushi and Indian snacks and curries. The aroma is almost overpowering and as we did when we were here two years ago we tried to sample as much as we could. 
We arrived early this morning in Bangkok having traveled by overnight train, I was really impressed. It was clean and tidy with all the facilities you needed and you could get food and drinks as and when you wanted them. We left our luggage at the hotel and went for breakfast at a local soup stall and then visited the Jim Thompson Museum. Jim Thompson was an American born in 1906. He served in the OSS during WWII and finished up in Thailand in 1945. He fell in love with the country and returned after his discharge and discovered that the ancient art of silk weaving had almost disappeared. He decided to try and resurrect it which he did with great success. By profession he was an architect and he bought a piece of land near one of the canals in Bangkok. On this land he collected a number of old style Thai wooden houses which he had dismantled and rebuilt. This complex of houses is now a museum containing many priceless item from Thai culture. He disappeared in 1967 whilst on holiday in the Cameron Highlands in Malaysia and his body was never discovered.
This afternoon we relax by the hotel pool and this evening we plan to have a slow walk around the area, some food and an early night as we fly early tomorrow.









Dom Jima Thompsona w Bangkoku / Jim Thompson House in Bankok


2 comments:

  1. tam musi niesamowicie pachnieć, zazdroszczę serdecznie i pozdrawiam

    ReplyDelete
  2. super dziękuję za niesamowitą wycieczkę po Tajlandii :) Pozytywnie zazdroszczę :)

    ReplyDelete