Przygotowuję ten wpis w nadziei, że
internet będzie łaskawszy :-)
Zacznę od początku. Z Bangkoku
przylecieliśmy do Mandalay tanią linią Air Asia. Po przylocie
wsiedliśmy razem do „dzielonej” taksówki do centrum. W Birmie
jest instytucja „shared taxi”, którą jadą 3-4 osoby, co obniża
znacznie koszty transportu, o który często jest dosyć trudno.
Taksówki nie są już tak tanie jak kiedyś, w zasadzie ich cena
jest zbliżona do naszej. Znalezienie odpowiedniego hotelu w Mandalay
okazało się trudniejsze niż się spodziewałam. Na szczęście
było południe i choć nie udało nam się dostać pokoju tam gdzie
chcieliśmy to w końcu zrzuciliśmy nasze bety w hotelu za rogiem i
od razu udaliśmy się na rekonesans po okolicy. Moje pierwsze
skojarzenia były z Indiami – podobny hałas, kurz (pora sucha +30
C i zero deszczu), trochę brudu, i generalnie chaos. Nasze kroki
skierowaliśmy do najbliższej restauracyjki, gdzie zamówiliśmy
oczywiście piwo Myanmar, bardzo zresztą smaczne. Zarezerwowaliśmy
też pokój w pobliskim hotelu od następnego dnia (tańszy i
lepszy). Zwiedziliśmy też targ, kupiliśmy od przemiłych dziewczyn
lokalne słodkości i zaczęliśmy planować nasze zwiedzanie. W
Mandalay jest kilka atrakcji, w centrum miasta znajduje się olbrzymi
fort otoczony murami i fosą a w jego centrum zrekonstruowano Pałac
Królewski (ogromna część miasta wraz z fortem została
doszczętnie zniszczona przez bombardowania w czasie drugiej wojny).
Pałac jest jedynym miejscem w Forcie gdzie wolno wejść turystom,
resztę zajmuje wojsko. W Mandalay jest też wiele bardzo ciekawych
buddyjskich świątyń, również w większości zrekonstruowanych.
Tak więc kolejnego dnia po śniadaniu przenieśliśmy bety do
naszego hotelu docelowego i wyruszyliśmy na zwiedzanie. Złapaliśmy
na rogu tak zwany „pick-up” czyli auto właśnie typu pick-up,
gdzie z tyłu zamontowano ławki i ten rodzaj transportu jest
najtańszy i najwygodniejszy w obrębie miasta. Wpierw Pałac by
potem udać się do okolicznych świątyń. Turystów mało, bo choć
Birma otwiera się na świat, to nadal jest to teren z turystycznego
punktu widzenia dziewiczy. Infrastruktura z oczywistych względów
rozwija się bardzo powoli i na razie ceny idą dramatycznie w górę
z roku na rok. Mając nauczkę pierwszego dnia, gdy to z trudem
znaleźliśmy odpowiedni hotel (czytaj: niezbyt drogi),
postanowiliśmy zaplanować nieco naszą podróż i już drugiego
dnia zarezerwowałam noclegi na tydzień do przodu oraz transport.
Kolejnego dnia udaliśmy się na
wycieczkę na obrzeża miasta do Amarapury, dawniejszej stolicy (to
stamtąd jeden z władców przeniósł się do nowo powstałego
Mandalay). Ponownie złapaliśmy pick-up-a i życzliwi ludzie
wysadzili nas gdzie trzeba. Przeszliśmy przez bardzo malowniczy targ
i potem miasteczko, by dojść do naszego celu czyli słynnego
tekowego mostu ponad jeziorem. To jedna z ikon Birmy i jedno z
najczęściej fotografowanych miejsc. Oczywiście teraz jest pora
sucha (pada tutaj jedynie od czerwca do września gdy jest monsun)
więc i poziom wody w jeziorze jest niski, niemniej jednak i tak
most/kładka robi wielkie wrażenie – ciągnie się na długości
1,2 km i łączy oba brzegi rozległego jeziora. Kolejnego dnia
spotkaliśmy się z poznaną przez nas podczas lotu Wendy (młodą
Birmanką z Mandalay) i ta zabrała nas samochodem na wzgórze
Mandalay – na szczycie którego znajduję się świątynia i
roztacza się stamtąd przepiękny widok na całą okolicę. Nie
ukrywam bardzo się cieszyliśmy, że mogliśmy tam pojechać, bo w
przeciwnym razie czekałaby nas blisko godzinna wspinaczka na bosaka
po schodach do świątyni.
W niedzielę rano opuściliśmy
Mandalay i udaliśmy się do Pyin Oo Lwin.
We flew from Bangkok to Mandalay by Air
Asia. On arrival we took a shared taxi to the town center. It was not
easy to find the hotel, our firs choice was fully booked but
fortunately we found another one round the corner. We dumped our bags
and went for a beer and a noodler soup and then we had a quick stroll
round the area. The citry was much like many others we have seen on
our recent travels – noisy, dusty, quite crowded and dirty. However
the people are very friendly, always seem to be smiling and helpful.
The next day we moved to the hotel we originally planned to stay. We
then set off on our first real sightseeing. We took a shared pick-up
which is the cheapest and most convenient to travel around the town
as taxis can be as expensive as back home in Poland. Our destination
was the Royal Palace inside the moated Fort. The Palace like most of
the city was destroyed during WWII and then reconstructed. The whole
complex covers a huge area. The only part tourists are allowed to
visit is the Palace area at the center of the complex, the rest being
out of bounds as it is now occupied by the military. From there we
visited two quite famous temples, the wooden one is original with the
most beautiful carvings. The next day we again took a shared taxi to
visit the famous teak bridge in Amarapura, one of the previous
Burmese capitals. This is one of the most visited and photographed
sights in Burma. The bridge is 1,2 km long and links both sides of a
huge lake. Next day we were collected from our hotel by Wendy, a
young lady we met in Bangkok airport, who was returning to Mandalay.
She took us to another famous sight, Mandalay Hill. This was really
helpful otherwise we would have had to climb hundreds of steps to the
top of the Hill barefoot to visit the temple and admire the views of
the surrounding area. Sunday morning we left Mandalay for Pyin Oo
Lwin.
Pałac Królewski / The Royal Palace
Pagody w Mandalay / Mandalay Pagodas
Wzgórze mandalay / Mandalay Hill
targ w Mandalay / Mandalay Market
Most z drzewa tekowego w Amarapurze / Teak wood bridge in Amarapura
Amarapura (miasteczko, świątynie i targ) / Amarapura (town, temples and market)
Zupa z noodlami jest tu bardzo popularna / Noodle soup is very popular here
Nabardziej popularny środek transportu - pick-up / Local pick-up
No comments:
Post a Comment