7 March 2013

Boracay i Negros


Ostatni tydzień spędziliśmy podróżując najpierw z Mindoro na Boracay, najpopularniejszą wyspę na Filipinach. Wyspa jest mała, raptem kilka kilometrów długości, wzdłuż zachodniego wybrzeża ciągnie się słynna "White Beach" - "Biała Plaża", której piasek jest prawie białej barwy i drobniutki jak mąka. Wyspa niestety stała się ofiarą swojego sukcesu, nie jedyny to przypadek niestety, i została zabudowana szczelnie hotelami, resortami, restauracjami, sklepami i klubami. Plaża nadal jest piękna, woda przyjemna i czysta (choć od paru miedsięcy niestety woda przy brzegu jest zielona od alg). Generalnie minusem są oczywiście ceny, parokrotnie wyższe niżna innych wyspach oraz niekończące się tłumy turystów, głównie Azjatów (Koreańczykó, Japończyków i Chińczyków). Tak więc przyjechaliśmy na Boracay, spędziliśmy jeden dzień spacerując po plaży i odpoczywając pod palmami, zjedliśmy pyszną kolację - ogromną grillowaną rybę i kolejnego dnia rano opuściliśmy to miejsce bez żalu. Podróż była długa, start o 7.00 rano z Boracay najpierw trzykółką (rodzajem motorowej rikszy), potem małą łódką do Caticlan na wyspie Panay, potem autobusem 6 godzin przez całą wyspę Panay do miasta Iloilo, tam taksówką do portu, większą łodzią godzinę płynęliśmy na Negros do Bacolod, gdzie rikszą rowerową dojechaliśmy do hotelu o 17.00! Ale warto było, bo choć Bacolod nie jest jakimś szczególnym miastem, to można tam na prawdę świetnie zjeść. Udaliśmy się na pobliski targ, gdzie kupiliśmy po pół kilo: kalmarów, dużych krewetek i rybę. Obok targu po obu stronach ulicy ciągną się malutkie restauracyjki, gdzie zakupione dobra kucharz przygotuje według wyboru za niewielką opłatą. My zdecydowaliśmy się na krążki kalmarów smażone, rybę na parze i krewetki w maślanym sosie, do tego ryż i piwo - bajka! Następnego dnia przejechaliśmy jedynie pół godziny do pobliskiego miasteczka Silay, które było niegdyś centrum kulturalnym i handlowym na Negros. To tu wyrosły fortuny wielu lokalnych rodów na handlu cukrem z trzciny cukrowej, która do dziś rośnie na całej niemalże wyspie. Szczęśliwie zachowało się sporo z niegdysiejszej świetności miasta, 31 domów słynnych rodów (3 otwarte do zwiedzania, niezmiernie ciekawe) oraz piękny kościół zaprojektowany przez włoskiego architekta. Silay znalazło się 7u szczytu swojej sławy od połowy XIX do lat 30-tych XX wieku. Później światowy handel cukrem się załamał, obok wyrosło znacznie Bacolod i Silay zostało w cieniu. Może to i dobrze. Tak więc, zostaliśmy w Silay na noc i po zwiedzaniu miasta i zakupach na targu (kupiliśmy mango z wyspy Guimaras, gdzie ponoć rosną najlepsze mango na Filipinach, rzeczywiście były słodkie jak miód), udaliśmy się kilka kilometrów za miasto, nad morze, gdzie znajduje się osada rybacka i wiele restauracji zbudowanych na palach dosłownie na morzu. Miejsce niezwykle romantycdzne i piękne. Pojechaliśmy tam przed zachodem słońca i mogliśmy raczyć się świeżutkimi specjałami podziwiając zachodzące słońce. Zamówiliśmy dużą porcję ostryg ugotowanych na parze, rybę, krewetki w bardzo smacznej kwaśnej zupie z warzywami oraz kolejną rybke w pikantnym sosie na mleczku kokosowym. Była to prawdziwa uczta. 
Z żalem opuszczaliśmy Negros, bo to niezwykle ciekawa wyspa, gdzie ludzie są niesamowicie życzliwi a jedzenie bardzo smaczne (czego do tej pory nie mogliśmy powiedzieć o tutejszej kuchni).

Widoki na Boracay / Views on Boracay




We left Mindoro to travel to Boracay, possibly the most famous island in the Philippines. It is famous for its beautiful White Beach and the sand is as fine as well milled flour. Unfortunately Boracay has become a victim of its own success. It is quite a small island and absolutely filled with hotels, from humble pensions to 5* monstrosities, restaurants, bars and shops. It is also packed with tourists, 80 % of which are Asians from Korea, China and Japan. The prices are sky high and it is hard to find a quiet spot away from the crowds. We did have a great fish meal but it was about 3 times what you would expect to pay anywhere else. Personally I was not at all impressed and we left the next day without any regrets. We were headed for the island of Negros and it was a very, very convoluted journey. First a moto tricycle to the port, then a small boat to Caticlan, then a 6 hours' bus journey to Iloilo on the other side of the Panay Island, then a taxi to the port and a bigger boat to Bacolod on Negros where we took a peddle-powered tricycle to our hotel! Not much to do in Bacolod, which is now really the commercial center of the western side of the island but you can find good food there. We headed to the local wet market and bought a nice fish, half kg of calamari and king prawns, we then took these to a local restaurant across the road which cooked them for us. We had deep fried calamari rings, steamed fish and prawns in spicy butter sauce, rice and beer and it was 50 % cheaper than our meal on Boracay. The next morning we moved only a few kilometers up the coast to Silay. This used to be the most influential city on the island during the height of the sugar cane trade between the mid 19 C to about the 1930s when the trade in cane sugar declined. A lot of fortunes were made during this period both by local influential families and foreigners and the town became not only a commercial but also a cultural center. Fortunately quite a number of the old houses still survive, 3 of which are open to the public and are really beautiful. After going round the historical sights we headed for the local market where we bought some mangoes from Guimaras Island, where the best mangoes in the Philippines come from. For our evening meal we were advised by the lady from our hotel to head a few kms out of town towards the sea. Here we found a fishing community and all the restaurants, built mainly from bamboo, situated on stilts on the edge of the lagoon. Here we had another memorable meal of: steamed oysters, shrimp sour soup with vegetables, catfish in a spicy coconut milk sauce and another local fish steamed. Once again half the price of Boracay. Regretfully we only had one night here and we continued our journey the next morning.

Targ w Bacolod na wyspie Negros / Market in Bacolod on Negros


I nasza kolacja w Bacolod / and our dinner in Bacolod


Zabytkowa część Silay / Historic buildings in Silay




Targ w Silay / Market in Silay


Nasza pyszna kolacja w Silay i zachód słońca / Our magic dinner in Silay and the sunset




9 comments:

  1. Krajobrazy jak z bajki, i te owoce morza, zazdroszczę wyprawy.

    ReplyDelete
  2. Zapiera mi dech:) Cudny targ..i te widoki:)

    ReplyDelete
    Replies
    1. Rzeczyw3iście jest tu pięknie i żal nam będzie wyjeżdżać.

      Delete
  3. Mało, ciągle mi mało i relacji i zdjęć. Piękne widoki a domostwa kolonialne bardzo urokliwe. Ale to co mnie zachwyciło najbardziej w dzisiejszej relacji to smakowite opisy jedzenia. Takie kalmary czy rybę zjadłabym z wielkim zachwytem, a mango takie "prawdziwe" to ja zawsze o każdej porze dnia i nocy.
    Pozdrawiam i czekam na więcej:)

    ReplyDelete
    Replies
    1. Basik, w końcu jesteśmy w naszym kulinarnym raju, bo obydwoje uwielbiamy ryby i owoce morza, a tutaj można zjeść wszystko świeżo prosto z morza i nie drogo. A od mango to jestem uzależniona i najbardziej mi żal, że w Polsce nie można dostać takich pysznych dojrzałych, słodkich mango :-(

      Delete
  4. Ciekawa galeria, czekam na wiecej fotek :)

    ReplyDelete
    Replies
    1. Będą, obiecuję, choć za dwa tygodnie wracamy do domu i wtedy będzie już tylko o jedzeniu, przynajmniej przez jakiś czas.

      Delete