Parę dni temu przyjechaliśmy nad
największe i najbardziej popularne jezioro w Birmie – Inle.
Mieszkamy w niedużym miasteczku Nyaunshwe, gdzie zatrzymują się
praktycznie wszyscy turyści. W centrum oczywiście znajduje się
targ i w dzień targowy przepełniony jest ludnością nie tylko z
miasteczka lecz i z okolicznych wiosek. Sporo jest mniejszości
etnicznych i większość kobiet z górskich plemion nosi
charakterystyczne stroje, kolorowe szale na głowie i barwne torby.
To właśnie taką wełnianą torbę kupiłam sobie na pamiątkę z
Birmy :-) W miasteczku nie brakuje hoteli, choć teraz jest szczyt
sezonu i bywa że o pokój trudno. Wszędzie znaleźć można
knajpki, gdzie spotykają się turyści. Nie mogę niestety
powiedzieć, żeby kuchnia lokalna jakoś nas zachwyciła, choć mamy
słabość do pysznej zupy z lokalnymi noodlami shan (z mąki
ryżowej). Nie brak tu też świątyń, tak jak i w innych miejscach,
mocno wyzłoconych i bogato zdobionych. Największą atrakcja są tu
wycieczki łodzią po jeziorze Inle i na taką wycieczkę wybraliśmy
się wczoraj. Wynajęliśmy łódź motorową tylko dla siebie i już
o 7.30 rano wyruszyliśmy na jezioro. Wpierw po blisko dwugodzinnej
podróży dopłynęliśmy do brzegu by móc zobaczyć słynny tutaj
targ „pięciodniowy”. Odbywa się on rotacyjnie w pięciu
wioskach, codziennie gdzie indziej. I dla mnie to był najbardziej
zachwycający punkt dnia, bo targ był wielce oryginalny! Oczywiście
nie uniknie się stoisk dla turystów z rozmaitymi suwenirami
szczęśliwie ustawionymi wzdłuż głównej drogi prowadzącej do
pagody. Cała reszta podzielona była na dwie części, po prawej
handlarze drewna po lewej płody rolne i miejsca handlujące
jedzeniem, w tym oczywiście noodlami :-) Wszędzie mnóstwo kolorowo
ubranych kobiet z plemion górskich i stosunkowo niewielu turystów.
Oczywiście też zrobiliśmy zakupy, owoce i smażone świeżo jakby
pakory (zakąski). Odwiedziliśmy też bardzo malowniczą pagodę.
Potem znów do łodzi, by poznać inne atrakcje – fascynujące
pływające ogrody, gdzie lokalni rolnicy hodują fasolę, pomidory,
cukinie itp. wszystko rośnie na pływających grządkach
przedzielonych wąskimi kanałami po których poruszać się można
jedynie wąskimi czółnami. Mijaliśmy olbrzymie wioski na wodzie,
gdzie niezliczone ilości domostw zbudowanych jest na palach,
włączając urzędy, sklepy, świątynie i szkoły. Zatrzymaliśmy
się przy brzegu w paru wioskach by zwiedzić lokalne warsztaty,
świątynie i by w końcu zjeść lunch. W końcu zmęczeni
wróciliśmy późnym popołudniem z powrotem do Nyaunshwe mijając
dziesiątki rybaków, w swoich charakterystycznych czółnach.
We arrived at Inle Lake, the largest
lake in Burma and easily one of the most visited places by tourists.
The town where we stay at the north end of the lake is called
Nyaunshwe. It is a busy travellers center with dozens of guesthouses
and hotels, loads of restaurants serving a variety of different
foods. The lake is approximately 20 kms long and 10 kms wide.
Yesterday we decided to take one of the local boats to visit the
various attractions on and around the lake. We set off for the south
end of the lake to visit one of the locations where the 5 day market
takes place. This market changes locations round the lake in a 5
days' cicle. The market itself was very colourful and when we arrived
quite early in the morning having set off at 7.30 there were not many
tourists there at all. The market itself had a considerable mixture
of ethnic groups from the local tribes. The women were dressed very
colourfully in their native costiumes. The market was divided into
two parts, one part was exclusively for selling wood, along the
central path of the market leading to the very colourful pagoda were
the stalls selling the usual tourist souvenirs and on the other side
were the stalls selling fruit, veg, groceries and other items. There
were also various food stalls where we tried some freshly made
vegetable fritters (pakoras). Round the shores of the lake are a
number of stilt house villages and floating gardens. The floating
gardens are amazing, quite large and grow enormous quantities of
tomatoes and other vegetables such as beans, courgettes and pumpkins.
These are grown on floating raised beds with narrow waterways between
them which allows the locals in small canoes to tend and pick the
crops. We visited a number of workshops including blacksmith, boat
builders, weavers, silversmith as well as pagodas. On the way back we
saw a number of local fishermen with their distinctive and strange
way of prepelling their canoes. All in all a fascinating day which we
both thoroughly enjoyed.
Taką łodzią pływaliśmy / We had a boat like that for our trip
Widoki z naszej wycieczki / Views from our trip
Znaleźliśmy też kolejne miejsce z rewelacyjną zupą z lokalnymi noodlami / We found another place with fantastic Shan noodle soup!
No comments:
Post a Comment