Do Hipsaw wybraliśmy się pociągiem.
Koleje birmańskie nie należą do najnowocześniejszych ani do
najszybszych ale za to można pooglądać życie codzienne. Kolej
jest tu wąskotorowa i jedynie jedne tory biegną w każdym kierunku,
tak więc pociągi by się minąć muszą na siebie czekać na
stacjach. Nie to żeby pociągów było jakoś wiele, na linii z
Mandalay do Lashio jest jeden pociąg dziennie w każdą stronę,
więc gdzieś pośrodku wymijają się. Pociąg też jedzie często
dużo wolniej niż autobus, kołysze niemiłosiernie (tory nie są tu
proste) i podrzuca tak, że można czuć się jak podczas jazdy
konnej. Za to bilety są super tanie. Podróż z Pyin Oo Lwin do
Hsipaw zajmuje ok 4 godziny autobusem lub 6 pociągiem, ale nas to
nie odstraszyło. Zakupiliśmy bilet w klasie niższej (w wyższej
nie było już miejsc przy oknie) co okazało się strzałem w
dziesiątkę, gdyż w tym droższym wagonie siedzieli sami turyści a
w tańszej klasie praktycznie sami Birmańczycy!. Wagon wyładowany
był po brzegi płodami rolnymi – koszami pomidorów, wielkimi
paczkami różnych sałat i liści i wszelakim innym dobrem. Mieliśmy
miejsca numerowane i choć ławki były twarde to miejsca było
dosyć. Co chwilę kręcili się po pociągu sprzedawcy wszystkiego,
od lokalnego alkoholu, przez zakąski po lokalne jakby małe cygara
(zarówno picie jak i palenie w wagonach jest dozwolone). Na stacjach
wsiadali handlarze z bardziej treściwym pokarmem – makaronami,
smażonymi na głębokim tłuszczu zakąskami itp. Zasadniczo trudno
się było nudzić. Momentem kulminacyjnym był bardzo powolny
przejazd przez bardzo wysoki wiadukt, pod którym w dole widać było
stary, dużo niższy wiadukt z czasów kolonialnych, kiedy to
poprowadzono tą linię kolejową. Szczęśliwie dojechaliśmy do
Hsipaw i zakwaterowawszy się w świetnym hoteliku wyruszyliśmy na
spacer po mieście. Hsipaw nie jest duże, ruch uliczny też
stosunkowo niewielki, pośrodku oczywiście duży targ. Znaleźliśmy
bez trudu najbardziej popularną restaurację Mr.Food, prowadzoną
przez Chińczyka, gdzie można też tanio napić się lokalnego piwa.
Postanowiliśmy zatrzymać się na 3 noce i zaplanowałam nasze
kolejne dwa dni. Pierwszego dnia rano udaliśmy się na spacer po
mieście, nie ominęliśmy oczywiście targu! W Hsipaw można znaleźć
ciekawe warsztaty, świątynie, popatrzeć na leniwie płynącą
rzekę. Po południu wybraliśmy się na spacer do pobliskiej wioski,
niesamowicie malownicze miejsce ze starymi i nowszymi świątyniami,
małymi manufakturami no i oczywiście z oryginalnymi
drewnianymi/bambusowymi domami. Wypiliśmy po drodze kawę u Mrs.
Popcorn w jej ogrodzie. Drugiego dnia udaliśmy się na zorganizowany
spacer z lokalnym przewodnikiem po okolicznych wioskach. Niesamowicie
ciekawe, wstąpiliśmy do świątyń, do żeńskiego klasztoru
(mniszki buddyjskie ubierają się w Birmie na różowo, podobnie jak
mnisi golą głowy i chodzą z miskami żebraczymi po jałmużnę),
zaglądnęliśmy do lokalnych manufaktur i zagród. Po południu
udaliśmy się do pobliskiego Pałacu Shan – w zasadzie jest to
jakby większa posiadłość, zbudowana z początku XX wieku w stylu
europejskim, należała ona do ostatniego księcia Shan. Książąt
plemienia Shan było wielu, cały stan (obecnie nazywany też Shan)
dzielił się między przeszło 30 książąt, którzy władali
swoimi terytoriami aż do utworzenia federacji, kiedy to wszystkich
zaaresztowano, po kilku latach więzienia wypuszczono, lecz tego
akurat księcia spotkał tragiczny los, gdyż został zamordowany w
więzieniu przez reżim. Obecnie w Pałacu mieszka jego bratanek z
żoną i wnukiem. Po samym pałacu spacerować nie można, jednak
sama Księżniczka (starsza już pani, żona ostatniego bratanka)
zaprasza odwiedzających do jednego z pomieszczeń i płynną
angielszczyzną opowiada historię rodu.
No cóż, muszę powiedzieć, że z
żalem wyjeżdżaliśmy z Hsipaw, z pewnością będzie to jedno z
najmilej wspominanych miejsc z naszej podróży po Birmie.
Podstawa naszej diety - zupa z noodlami Shan / The basis of our diet - Shan noodle soup
We decided to travel to Hsipaw by
train. This in itself was quite an adventure as the trains and track
have seen little or no investment since the regime took over. It is
mostly narrow gauge single track so the up-train has to wait in the
station for the down-train to pass before you continue the journey.
We travelled ordinary class (the cheapest) but for us the most
interesting. Hardly any tourists, mainly locals and loads and loads
of produce such as baskets of tomatoes, salads, cabbages etc... You
have vendors selling everything you can think of, from local alkohol
(rum and whiskey) cheroots and snacks. At the station other vendors
arrive selling hot noodles, rice and fried snacks. One of the
interesting parts of the journey was the slow passage across a bridge
over a very deep gorge. Looking down you could see the remains of the
old colonial railway buit by the British many years ago. All in all a
very interesting and although bumpy at times, relaxing journey.
Hsipaw is a nice little town and we
stayed at a good hotel where most of the tourists finish up. They
have a big market in the center which we both found very interesting.
We also found a good eating place, Mr. Food which sold local beer on
draught. We decided to spend two full days there. The next day we
decided to explore the local area. We had a good walk around the
town, for lunch we had shan noodles from a street vendor and in the
afternoon we explored a nearby village. Very interesting as we found
a number of cottage industries such as shoe makers using old vehicle
tires for their materials, also another littlework shop making rubber
buckets and bowls from the same materials. We also found girls making
dried mustard greens which they package and sell for sweet and sour
soup, also girls making a cabbage stalk type of fermented pickle. It
seems nothing is wasted in Burma. Oon our last day in Hsipaw we went
on a guided 4/5 hour walk with a local Shan guide. This was also
very, very interesting as once again we visited a number of villages
with cottage industries and the guide also explained the building
process for the bamboo houses. The area grows an anormous quantity of
water melons, most of which are exported to China. In the afternoon
we visited the Palace of the last Shan Prince. Shan state used to be
divided into a number of regions each with its own prince. All thses
princes on the take over by the regime were arrested and jailed. They
were released some 5-6 years later with the exception of the prince
from Hsipaw who was murdered by the regime. His wife, originally an
Autrian national is still alive and lives in America. The nephew of
the prince and his wife and grandson still live in the palace, which
was built in the early 20 C more in the style of an English country
house. You can visit but not see all of the palace apart from one
room which contains many photographs of the various princes up to the
last one. The grandmother who is still in the residence explains the
history of the family todate.
Hsipaw to us will be undoubtedly on of
the highlights of the journey so far and once again it is down to the
friendliness and kindness of the local people.
Widoki z naszej podróży pociągiem / Views from our train journey
Bułeczki na parze / Steam buns
Drobny handel obwźny / Small local vendors
Widoki z Hsipaw i okolic / Views from Hsipaw and villages around
Lokalne manufaktury / Local cottage industry
Buddyjskie mniszki / Buddhist nuns
Cudowna relacja!!! Zazdroszczę podróży i wrażeń. Takie buciki z opon widziałam w Wietnamie ale użytkowane i wykonywane w czasie wojny.
ReplyDeletePrzy okazji nieśmiało zapytam, czy po powrocie byłaby szansa abyś podzieliła się ze mną informacjami jak organizujecie sobie takie wyjazdy. W przyszłym roku zimą planujemy Kambodżę i szukam jak najwięcej informacji o organizacji takich wyjazdów. Co prawda mocno ograniczać będzie nas czas, więc na tak długie podróże sobie nie pozwolimy, ale chcielibyśmy maksymalnie wykorzystać ten czas.
Bardzo chętnie podzielę się doświadczeniami. Napisz maila odpowiednio wczesniej to postaram Ci się coś doradzić.
DeletePozdrawiam,
Bardzo dziękuję!!!!!
Delete