22 March 2009
aloo matar
Bardzo duża część społeczeństwa nie je w Indiach mięsa, co podyktowane jest wymogami religijnymi (świętość życia) ale też (a może przede wszystkim) faktem iż większości po prostu na mięso nie stać. Nie oznacza to bynajmniej iż ich dieta jest uboga czy monotonna. W Indiach znajdziemy bogactwo warzyw i dzięki tamtejszemu klimatowi, można je kupić na targu praktycznie przez cały okrągły rok. Zamierzam powoli przygotowywać i opisywać różne indyjskie dania wegetariańskie. Z większością będę musiała zaczekać jednak do lata, kiedy to i u nas pojawi się większy wybór świeżych jarzyn. Ale nawet teraz można z powodzeniem przygotować wiele pysznych potraw. Tak więc na wczorajszą kolację prócz kurczaka przygotowałam jeszcze "aloo mattar" czyli ziemniaki z zielonym groszkiem. Przepis według Mridula Baljekar.
Aloo Mattar
4 łyżki oleju
1 średnia cebula drobno posiekana
2 kawałki cynamonu (ok 5 centymetrowej długości), połamane
ok 1-2 cm świeżego korzenia imbiru, obranego i posiekanego
1/2 łyżeczki kurkumy
2 łyżeczki mielonego kminu (nie mylić z kminkiem)
1/4 łyżeczki chilli mielonego
1/4 łyżeczki świeżo zmielonego pieprzu
1/2 kg ziemniaków obranych i pokrojonych w kostkę ok 2 cm
1-2 świeże zielone chilli
1 łyżka pure pomidorowego
1 łyżeczka soli
225 ml ciepłej wody
100 gr zielonego groszku (mrożonego)
1 łyżka posiekanych listków kolendry (opcjonalnie)
W rondlu podgrzewamy olej, smażymy cebulę, cynamon i imbir ok 4-5 minut często mieszając. Zmniejszamy ogień, dodajemy kurkumę, kmin, chilli i pieprz. Smażymy mieszając 1 minutę. Dodajemy ziemniaki, zielone chilli (w całości), mieszamy i smażymy 2-3 minuty. Dodajemy pure pomidorowe i sól. Zalewamy wodą, po zagotowaniu przykrywamy i dusimy na małym ogniu aż ziemniaki będą na wpół miękkie (ok. 10 min). Dodajemy groszek, przykrywamy i gotujemy aż ziemniaki będą miękkie. Zdejmujemy z ognia i dodajemy posiekaną kolendrę (najlepiej połowę a drugą połowę zostawić do posypania podczas serwowania). Smacznego!
Subscribe to:
Post Comments (Atom)
Może trudno w to uwierzyć, ale dawno temu zapisałam sobie ten przepis gdzieś na dysku jako wart wypróbowania. Wygrzebałam go w zeszłym tygodniu, akurat byłam mocno przeziębiona i potrzebowałam coś rozgrzewającego. Dostosowałam go trochę (tak, że nawet wygląda inaczej) i wyszedł pycha. Moja wersja na blogu, oczywiście z odnośnikiem, gdzie znalazłam taką pychotę :) Pozdrawiam serdecznie i dziękuję za inspirację.
ReplyDelete